reklama

Wielki pożar w Kolbuszowej w 1900 roku. 600 rodzin zostało bez dachu nad głową

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Archiwum

Wielki pożar w Kolbuszowej w 1900 roku. 600 rodzin zostało bez dachu nad głową - Zdjęcie główne

Zdjęcie przedstawiające centrum Kolbuszowej pochodzące ze zbiorów Macieja Skowrońskiego. | foto Archiwum

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

PO GODZINACH Była to dla Kolbuszowej i jej mieszkańców olbrzymia katastrofa. W dzień targowy, we wtorek, 20 marca 1900 roku wybuchł po południu pożar, który z niezwykłą siłą ogarnął miasto. Spłonęła doszczętnie niemal cała jego zabudowa drewniana.
reklama

Naoczny świadek tego wydarzenia, Józef Stanisław Serednicki, tak o tym pisał w swoich "Kolbuszowskich wspomnieniach", opublikowanych w 1966 roku w Biuletynie Muzeum Regionalnego:

- Wieje silny wiatr wiosenny. Za czarnymi filarami bezlistnych drzew bije w niebo rudozłocista purpurowa płomienna kurtyna. Płonie drewniany rynek i przyległe ulice zamieszkałe niemal wyłącznie przez starozakonnych. Dzwony kościelne jęczą jak oszalałe, rycerze św. Floriana fajermany podniecają galopujące przed sikawkami i beczkowozami konie do szalonego biegu. Silny wiatr i brak wody utrudnia ratunek...

Jak doszło do pożaru w Kolbuszowej?

Ogień wybuchł w domu zajezdnym Simcha Altbacha na rogu rynku od strony Rzeszowa. Według anonimowej relacji zamieszczonej w "Głosie Rzeszowskim" z 25 marca:

- Ogień powstał przez nieostrożne obchodzenie się z samowarem, który służąca Altbacha, celem szybkiego zagotowania się w nim wody, wyniosła do sieni zajazdu, gdzie stały wozy, a skutkiem tego na ziemi było dużo siana i słomy; nadto służąca polać miała węgle w samowarze naftą...

W rezultacie płomienie szybko dostały się na strych i w krótkim czasie ogarnęły cały dach domu. Od tego zajął się dach domu sąsiedniego, a od niego silnie wiejący wiatr ze wschodu i południa rozniósł żagwie po całym rynku i po okólnych ulicach.

Pożar ugaszono dopiero rano następnego dnia. W akcji gaśniczej brata udział Ochotnicza Straż Pożarna z Kolbuszowej oraz przybyłe na wezwanie telegraficzne straże z Majdanu, Głogowa i Rzeszowa.

W ratowaniu miasta duży udział mieli również stacjonujący tu żołnierze 6 pułku ułanów pod dowództwem rotmistrza Perasso, a także miejscowa żandarmeria z porucznikiem Tinze.

Ogromny straty w mieście nad Nilem

Szkody spowodowane pożarem były w mieście przerażające. Spalił on ponad 140 domów z różnymi przybudówkami, pozbawiając dachu nad głową 600 rodzin, w przeważającej większości żydowskich.

Zgorzał murowany budynek szkoły stojącej naprzeciwko kościoła parafialnego, a także wikarówka. Spalił się budynek piętrowy miejscowego kupca, w którym mieściło się biuro ewidencji katastru, gdzie zniszczeniu uległy wszystkie akta z wyjątkiem uratowanych map oryginalnych.

Podobny los spotkał dom burmistrza, Jana Burkiewicza, i całe mienie naczelnika sądu powiatowego, radcy Celestyna Męcińskiego.

Pomoc dla pogorzelców od cesarza

Zaraz po pożarze, z inicjatywy komisarza rzędowego w starostwie powiatowym, Piotra Przybylskiego, oraz wiceprezesa rady powiatowej kolbuszowskiej, ks. Czesława Królikowskiego, ukonstytuowano komitet ratunkowy, który pomiędzy najbiedniejszych pogorzelców postanowił rozdać niezwłocznie 1400 koron.

Również cesarz ze swojej prywatnej szkatuły przeznaczył pilnie na pogorzelców Kolbuszowej 400 koron. Obojętny nie pozostał także Zakład Ubezpieczeń "Florianka" w Krakowie, wydział powiatowy i krajowy, a także marszałek powiatu kolbuszowskiego, Janusz hr. Tyszkiewicz, dostarczając bezinteresownie pogorzelcom cegłę ze swojej cegielni w Weryni.

Wreszcie zarząd miasta postanowił zaciągnąć w Banku Krajowym we Lwowie pożyczkę na pomoc dla pogorzelców w wysokości 60 000 koron, gwarantując jej spłatę dochodami własnymi do kasy miejskiej.

Większość budynków przetrwała do dzisiaj

Zniszczony pożarem rynek zabudowano teraz przez murarzy z Głogowa murowanymi domami w sposób zwarty, który w 3/4 dotrwał do dzisiaj.

Jak wiadomo, podczas drugiej wojny światowej uległa całkowitemu zniszczeniu cała wschodnia pierzeja rynku, na której miejscu stoi obecnie dom handlowy GS z restauracją "Krokodyl" (obecnie budynek, w którym znajduje się Rossmann, przyp. red.)

Tekst opublikowany został w 13. numerze Korso z 2008 roku. Jego autorem był zmarły w 2011 roku regionalista Maciej Skowroński. Środtytuły pochodzą od redakcji.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu m.in. czytać ekskluzywne materiały PREMIUM dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników i prowadzić dyskusję na portalowym forum i aby Twoje komentarze były wyróżnione.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama