Jakie i ile strojów posiada KGW w Woli Raniżowskiej?
- W tej chwili mamy cztery komplety damskich strojów z białym haftem angielskim (rekonstrukcja stroju z przełomu XIX i XX wieku) i 5 strojów haftowanych na czarno. Panie zakładają do niego czerwoną krajkę, czyli pas, który nie jest charakterystyczny dla naszego podregionu. Niestety taki komplet lasowiacki został zaproponowany przez jedną z pracowni stroju ludowego z Rzeszowa. W planach jest jeszcze wyszycie jednego stroju czarnego, ale nie wiemy, czy zdążymy na Warszawę. Mamy jeszcze stroje robocze, kwieciste spódnice i czarne oraz białe koszulki z naszym logo. Jeśli chodzi o stroje męskie, to jest 5 kompletów, niestety bez płótnianek.
Stroje lasowiackie wyróżniają się czymś szczególnym?
- Nasze stroje, gdyby porównać je do ubiorów z innych regionów, wyglądają na ubogie, ponieważ haft angielski to białe nici na białym płótnie i nie widać go z daleka. Ale jeśli się przyjrzeć z bliska, to jest piękny. U nas kolory dominujące to tylko biały, czarny i czerwony. W porównaniu ze strojem krakowskim, gdzie wszystko się błyszczy, bo są cekiny na gorsetach, kwieciste spódnice, wstążki przy wiankach, to nawet nie ma o czym mówić. Po II wojnie światowej strój krakowski przywędrował do naszej wsi i małe dziewczynki, w tym ja, posiadały taki ubiór. Ludzie nie znali tradycyjnych strojów lasowiackich, bo w wyniku przemian cywilizacyjnych znikł z szaf naszych babć. Jednak w ostatnich dziesięcioleciach nastąpiła pozytywna zmiana i widoczna jest rekonstrukcja strojów lasowiackich przez zespoły taneczne, obrzędowe czy teraz koła gospodyń wiejskich. Jestem zachwycona strojem z haftem angielskim, ale niektórym trudno jest się pogodzić z faktem, że tu jest tak prosto i zwyczajnie.
Czy widzi pani postęp koła gospodyń od tamtego roku?
- Zdecydowanie tak. Gdy w tamtym roku pojechałyśmy na konkurs do Sanoka, to miałyśmy tylko stroje z czarnym haftem, natomiast wszystkie białe z haftem angielskim były pożyczone od ZPiT "Wolanie", bez chust czepcowych. Teraz już mamy własne, kompletne stroje, więc w ciągu roku koło uczyniło bardzo duży progres. Działalność jest zupełnie inna, nastał podział obowiązków: jedne panie gotują i pieką, inne wyszywają, piszą zgłoszenia do konkursów. To, co nas łączy, to śpiew i nasza szefowa, pani Maria Kobylarz. Każdy znajdzie coś dla siebie. Kto tę kulturę ludową ocali od zapomnienia, jak nie koło gospodyń wiejskich? Od dwóch lat panie wiją wieńce na dożynki. Z dzieciństwa pamiętam, że dawniej w kościele był wieniec z każdego "kawałka" wsi, czyli cztery albo pięć arcydzieł.
Porozmawiajmy o tradycji. Jak dawniej wyglądały takie dożynki?
- Dawniej dożynki wyglądały u nas nieco inaczej. Po Mszy Świętej była część artystyczna, wieniec trzeba było ośpiewać i komuś podarować. Pisało się uszczypliwe przyśpiewki, które były skierowane w stronę młodzieży, władzy, szkoły, rolników, w zasadzie do każdej grupy społecznej. Teksty dotyczyły tego, co się działo w ciągu ostatniego roku. Po tym, jak już wszystko wyśpiewano, była zwrotka przepraszająca, gdyby ktoś się obraził. Następnie wieniec wręczało się komuś ważnemu w gminie czy w parafii. Nie był on za darmo. W nagrodę za swoją pracę dziewczęta lub panie otrzymywały pieniądze, lub jakieś prezenty. Oczywiście trzeba było uprzedzić osobę, która miała taki wieniec dostać, aby się przygotowała. Wieńce dożynkowe były i są robione ze zbóż, kwiatów, owoców, czyli wszystkiego, co było związane z polem i ogrodem. Miały kształt dziesiątka, korony, serca, dzbana, kosza itp. Z dzieciństwa pamiętam, że na wieńcu zawieszano cukierki, bo obdarowany sąsiad mnie nimi poczęstował. W Woli Raniżowskiej ostanie takie dożynki połączone z ośpiewaniem wieńców odbyły się w 1999 roku. Później imprezy te były w innych miejscowościach gminy. O samym obrzędzie dożynek można byłoby napisać osobny artykuł.
Gdzie według pani, można szukać rzetelnej wiedzy na temat Lasowiaków?
- Na pewno Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej to skarbnica wiedzy o Lasowiakach. Gdyby nie skansen, to skąd byśmy teraz wiedzieli, jak się tu ubierano sto lat temu. Wszystko jest opisane, są hafty z Woli Raniżowskiej i sąsiednich wsi, tylko trzeba po to sięgnąć. Co nie na wieszaku, to w literaturze. Drugim miejscem rzetelnej wiedzy jest Muzeum Etnograficzne im. Franciszka Kotuli w Rzeszowie. Zapewne nie wszyscy wiedzą, że ten wybitny, nieżyjący już etnograf ze swoją ekipą badawczą zawitał po II wojnie światowej na tereny naszej gminy i ocalił od zapomnienia folklor Lasowiaków z podregionu raniżowsko - kolbuszowskiego.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.