Skąd pomysł na tego typu zajęcie?
- Praca dyspozytora była niejako wyzwaniem, którego zawsze byłem ciekaw. Chciałem spróbować, jak to jest być po drugiej stronie słuchawki, konfrontować rzeczy, które zgłaszają osoby potrzebujące pomocy, i to, co widzę, pracując jako ratownik medyczny.
Po pięciu latach pracy widzę, że bardzo dobrze czuję się w tej pracy i chyba w miarę dobrze odnalazłem się na tym stanowisku. Jeszcze jednym czynnikiem, który popchnął mnie do tej decyzji, jest aspekt finansowy.
Zarobki w ratownictwie medycznym są na takim poziomie, że musimy dorabiać do pensji. Praca w dyspozytorni daje taką możliwość, dodatkowo proponując urozmaicenie i nowe wyzwania.
Podejrzewam, że praca jest bardzo stresująca.
- Zdecydowanie tak. Jest to praca wymagająca, nieprzewidywalna, a tym samym niezwykle stresująca. Jako dyspozytor muszę zdecydować o tym, czy wysłać karetkę, czy też nie, nie widząc pacjenta. Dyspozytor medyczny opiera się na procedurach wspomagających podjęcie decyzji, na własnym doświadczeniu i chyba trochę na intuicji.
Według mnie to wszystko wynika w dużej mierze z doświadczenia zawodowego. To ja w pierwszej kolejności mam kontakt z osobami, które potrzebują pomocy. Na mnie ciąży obowiązek udzielenia pomocy w sposób jasny i zrozumiały, tak aby człowiek po drugiej stronie słuchawki potrafił zrobić to w taki sposób, w jaki oczekuję, wiedząc, że w większości są to osoby bez wykształcenia medycznego i nie miały wcześniej styczności z podobnymi sytuacjami.
Jeszcze jednym stresującym aspektem jest krzyk i agresja ze strony wzywającego. Niestety, wzywający często nie rozumieją, że pytania, które zadaje dyspozytor nie wynikają z jego chęci zaspokojenia ciekawości, tylko są po to, aby wysłać odpowiedni zespół ratownictwa medycznego lub pokierować do odpowiedniej instytucji.
Jaki obszar obsługuje dyspozytornia w Mielcu, w której pan pracuje?
- Obszar działania to powiaty: mielecki, kolbuszowski, tarnobrzeski (w tym Nowa Dęba) i stalowowolski. Obejmuje to bez mała pół miliona ludzi, więc jest to dość znaczna liczba do zabezpieczenia medycznego. Do dyspozycji mamy 17 karetek rozlokowanych na całym podległym terenie. Dzwoniąc pod numer alarmowy 999, dodzwaniamy się do dyspozytorni w Mielcu i to stamtąd dysponowane są karetki stacjonujące w Kolbuszowej. Odległość ta nie wpływa w żaden sposób na czas dyspozycji i dotarcia pomocy do osoby jej potrzebującej. Więc jako mieszkańcy naszego powiatu możemy być zupełnie spokojni.
System wspomagania ratownictwa medycznego daje mi jako dyspozytorowi możliwość skierowania najbliższej karetki znajdującej się w pobliżu miejsca zdarzenia. Karetka może być z innego powiatu lub rejonu działania innej dyspozytorni. W świetle obowiązujących przepisów możemy, a nawet powinniśmy wysłać najbliższą karetkę i z tej możliwości korzystamy.
Na przykład teren gminy Raniżów w stronę Sokołowa Młp. często jest zabezpieczany przez karetkę tam stacjonującą. Tak samo mieszkańcom gminy Majdan Królewski niosą pomoc karetki z Nowej Dęby. Liczy się odległość i czas dojazdu. Jest to kilka kilometrów w porównaniu do 18 km z Kolbuszowej.
Dzwoniąc po pomoc, w większości przypadków działamy pod wpływem silnego stresu.
- Jest to ciężki temat. Panika, zdenerwowanie, z którym mam do czynienia w pracy przez telefon, jest bardzo często wręcz niemożliwa do opanowania. Czasami udaje się to zrobić zwykłym uspokajaniem, czasami trzeba kilka razy powtórzyć imię osoby wzywającej, aby nawiązać z nią kontakt słowny i by ją wybić ze słowotoku, który prowadzi i z którego nic nie wynika. Najważniejszym jest to, żeby cały czas starać się być opanowanym i spokojnie próbować nawiązać kontakt. Niestety, czasami nie jest to możliwe i trzeba podnieść głos, łącznie z tym, że trzeba przekrzyczeć wzywającego, by móc się czegoś dowiedzieć.
Niestety, dla dyspozytora medycznego takie sytuacje są również stresujące, ale to on jest fachową służbą i nie powinien dać się ponieść emocjom.
Cała rozmowa w aktualnym Korso