Poznajcie bohatera naszej rozmowy - strażaka, który od lat z pasją łączy służbę z samodoskonaleniem. Prywatnie 41-latek, mąż i tata piątoklasistki Oli, zawodowo zaś człowiek, który karierę w Państwowej Straży Pożarnej rozpoczął zaraz po szkole średniej w Szkole Aspirantów PSP w Poznaniu. - Tam stawiałem pierwsze kroki jako strażak - wspomina. Choć pochodzi z miejscowości Zaczernie pod Rzeszowem, trafił do Kolbuszowej, co, jak sam przyznaje, było szczęśliwym zbiegiem okoliczności.
- Z perspektywy czasu bardzo jestem z tego zadowolony. Uważam, że komenda w Kolbuszowej jest taką bardziej rodzinną komendą
- przyznaje.
Kolbuszowa stała się dla niego miejscem, gdzie mógł nie tylko służyć, ale także rozwijać się zawodowo. - Od razu napisałem raport, że chciałbym się kształcić dalej w zakresie pożarnictwa - opowiada o swoich początkach w nowej jednostce. Dziś może się pochwalić nie tylko ukończeniem aspiranckiej szkoły, ale także prestiżowej Szkoły Głównej Służby Pożarniczej w Warszawie, gdzie uzyskał tytuł młodszego kapitana. Na tym nie poprzestał w swojej edukacji - za nim magisterka i studia podyplomowe na rzeszowskiej uczelni. To dowód na to, że ciągły rozwój jest dla niego kluczowy.
Mł. bryg. Łukasz Skała, dowódca zmiany w JRG Kolbuszowa. Fot. K. Ząbczyk.
Po godzinach wypełnia życie sportem i relaksem na świeżym powietrzu. Gra w siatkówkę w drużynie strażackiej i u siebie w miejscowości, wędkuje, a spacer na grzyby jest dla niego idealnym sposobem na odpoczynek. - Człowiek wypoczywa wtedy - mówi. Prywatnie ceni sobie spokój rodzinnego życia, choć jak żartuje, "atrakcji co niemiara w domu, atrakcji co niemiara w służbie."
Czy zastanawialiście się kiedyś, co myśli strażak, biegnąc na alarm w środku nocy? Jak radzi sobie z traumatycznymi sytuacjami, gdy na miejscu akcji widzi tragedie, które zostają w pamięci na lata? Łukasz Skała zdradza, które akcje były dla niego najtrudniejsze i dlaczego ratowanie dzieci jest szczególnie bolesne. Opowiada również o zabawnych momentach, takich jak... rodzina oglądająca spadające gwiazdy, którą ktoś pomylił ze zakopywanymi w ziemi "ciałami". Co strażacy robią w wolnych chwilach? I czy ich wynagrodzenie rzeczywiście odpowiada ryzyku, jakie podejmują? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w naszej rozmowie.
Rozmowa z mł. bryg. Łukaszem Skałą
Czym praca strażaka różni się od służby w innych formacjach mundurowych? Co sprawia, że jest tak wyjątkowa?- Praca strażaka jest bardzo wyjątkowa. Pierwsza i taka zasadnicza różnica jest taka, że jednak my jesteśmy tą służbą, która pomaga ludziom. My nie jesteśmy od karania, od szukania niezgodności z prawem. Nasze działania polegają na niesieniu pomocy ludziom w sytuacjach, gdy jej potrzebują. Tak więc to jest pewnie ta główna różnica z innymi służbami. A jeżeli chodzi o codzienną służbę na miejscu, na naszej jednostce, to chyba to, że jesteśmy bardziej zżyci, bardziej koleżeńsko traktujemy relacje międzyludzkie, no bo jednak spędzamy ze sobą 24 godziny na dobę. Razem jemy, razem żartujemy, razem ryzykujemy naszym życiem, więc jest to relacja taka potrochu rodzinna. No i chyba sympatyczna,bo te relacje międzyludzkie są bardzo pozytywne, a patrząc na naszą kolbuszowską jednostkę, jest nas niewielu, więc tym bardziej te relacje są trwalsze i bardziej zwięzłe.
Jesteś dowódcą zmiany w Jednostce Ratowniczo-Gaśniczej w Kolbuszowej. Co należy do twoich obowiązków?
- Tak, od kilku lat jestem dowódcą zmiany, więc pełnię nadzór nad moją zmianą, czyli nad tymi strażakami, którzy pełnią 24-godzinną służbę. Po pierwsze, jestem odpowiedzialny za ich przeszkolenie, bo codzienna służba to nie tylko oczekiwanie na zdarzenia, ale również przygotowanie, czyli ćwiczenia, konserwacja sprzętu i prace gospodarcze. Jeżeli chodzi o działania ratowniczo-gaśnicze, to jestem odpowiedzialny za ich przeprowadzanie, czyli całą koordynację, ocenę danej sytuacji i wydanie odpowiednich poleceń. Dowódca zmiany to jest ta osoba, która jednoosobowo odpowiada za działania ratownicze oraz wszystkich swoich podwładnych, i to nie tylko podczas działań, ale również podczas całej służby 24-godzinnej.
Kierujący Działaniem Ratowniczym to jedna z kluczowych ról podczas akcji. Jakie zadania są z nią związane?
- Jest to bardzo odpowiedzialna funkcja, ponieważ po pierwsze trzeba znać bardzo dobrze przepisy prawa w tym zakresie, czyli co wolno, czego nie wolno, w jaki sposób możemy działać, znać taktykę działań gaśniczych, taktykę działań ratowniczych i wszystkie procedury z tym związane. Jestem odpowiedzialny nie tylko za zdrowie strażaków, z którymi jeżdżę do działań, ale również moje decyzje i polecenia mają wpływ na to, w jaki sposób udzielimy komuś pomocy, jakie mienie zostanie uratowane. Należy stwierdzić, że dowódca jednoosobowo bierze na siebie tę odpowiedzialność. Często się zdarza, że działa się w sposób nieszablonowy, odstępując od zasad uznanych za bezpieczne, podejmujemy ryzyko w celu uratowania ludzi zwierząt i mienia z narażeniem własnego zdrowia.
Jakie wyzwania niesie ze sobą praca strażaka? Czy to naprawdę tak wymagająca służba, jak się mówi?
- Tutaj też podeprę się moim doświadczeniem już dwudziestokilkuletnim. Tak, stwierdzę, że jest to bardzo odpowiedzialna służba i niesie ze sobą pewne wyzwania. Psychika człowieka jest taka, że nie da się całkowicie odciąć od służby, więc niektóre zdarzenia, te bardzo ciężkie, gdzie ktoś traci zdrowie, a niekiedy życie, zostają w głowie, więc trzeba te sytuacje jakoś przetrawić, przemyśleć. Staram się nie zanosić tego do domu rodzinnego, bo wiadomo, że pewnie rodziłoby różne konsekwencje dla bliskich. Dlatego też na mojej zmianie, gdy spotykają nas sytuacje stresujące, zawsze dyskutujemy i omawiamy je w swoim gronie. Czyli najpierw analizujemy, co się nam udało, co moglibyśmy zrobić lepiej. Zawsze trzeba to wszystko "przetrawić", przegadać, a zdarzają się sytuacje traumatyczne, kiedy ktoś zginie lub straci dobytek całego życia. Dla mnie osobiście najgorsze są sytuacje, gdy życie tracą dzieci. Wtedy rzeczywiście człowiek to przeżywa wewnętrznie, ale po pewnym czasie trzeba sobie z tym poradzić, przedyskutować i wtedy już jest w porządku.
Mówi się, że służba w straży pożarnej jest przyjemna, bo na zmianach można spać, a mimo to otrzymujecie wynagrodzenie. Jak jest w rzeczywistości?
- Rzeczywistość nie jest taka kolorowa, jak się wydaje. Natomiast zdarzają się takie opinie, że strażacy to sobie przeleżą, prześpią całą służbę, wypoczną i wracają do domu. Uważam, że takie twierdzenia wypływają od ludzi, którzy nie do końca posiadają wiedzę o pracy strażaka. W tym miejscu muszę powiedzieć, że w godzinach nocnych, tj. pomiędzy 22 a 6 rano, jeżeli nie ma zdarzeń, można rzeczywiście sobie odpocząć, czyli położyć się na kanapie. Jest taka możliwość. Jednak nie nazwałbym tego spaniem, raczej czuwaniem. Natomiast ja zawsze powtarzam, że człowiek chociażby zasnął tej nocy, to i tak nie będzie wyspany. Organizm działa już na innych obrotach. Ja przychodzę zawsze po służbie zmęczony, pomimo że zdarzają się i takie, podczas których nie uczestniczyliśmy w działaniach. Jednak jesteśmy zakodowani, nastawieni, że coś się może dziać, w każdej chwili możemy wyjechać, więc organizm pracuje na troszeczkę innych, moim zdaniem, zwiększonych obrotach. No i stąd też z tym spaniem to bym nie przesadzał, ale rzeczywiście, zgodnie z harmonogramem dnia, istnieje taka możliwość.
Uważasz, że wynagrodzenie strażaków jest adekwatne do ryzyka, które podejmujecie?
- To trudne pytanie, bardzo trudne. Powiem tak, strażacy zarabiają dobrze. Nie bardzo dobrze, natomiast dobrze. Ryzyko utraty zdrowia też jest bardzo duże. U nas się udało, przynajmniej za mojej służby, że nikt z moich kolegów nie poniósł tej największej ofiary, czyli nikt nie zginął. Natomiast urazy i obrażenia, które wymagały hospitalizacji, miały miejsce. W innych jednostkach zdarzały się sytuacje, że strażacy oddali swoje życie za innych, przy ratowaniu ludzi czy mienia. Więc to ryzyko jest ogromne. Młody strażak, adept pożarnictwa, przychodząc do służby, pewnie zarabia podobnie jak w firmie prywatnej, gdzie nie ma tego zagrożenia. Więc zarobki na poziomie kilku tysięcy złotych w straży rzeczywiście są. Każdy z nas chciałby zarabiać godnie, aby utrzymać swoją rodzinę, więc uważam, że zarobki mogłyby być odrobinkę wyższe.
Możesz powiedzieć, ile "na rękę" dostaje młody strażak, który dopiero rozpoczyna swoją przygodę z pożarnictwem?
- Z racji tego, że są to młodzi strażacy i są zwolnieni z podatku dochodowego, bo nie ukończyli 26 lat, to zarobki na początek, "na rękę" wynoszą około 4700 zł.
Strażacy muszą mieć mocną psychikę. Jak radzicie sobie z sytuacjami stresowymi?
- Po pierwsze to jest wspólna rozmowa po działaniach, o której wspomniałem wcześniej. Na każdej służbie siadamy sobie wspólnie wieczorem, rozmawiamy o różnych sprawach i problemach. Czasem o wesołych, czasem w ogóle niepowiązanych ze służbą, ale to konsoliduje zmianę, to też powoduje, że w pewnym momencie ktoś może zrzucić z serca pewne obciążenia. Natomiast też mamy w Państwowej Straży Pożarnej możliwość poproszenia o rozmowę z psychologiem. Mamy na etacie w Komendzie Wojewódzkiej PSP w Rzeszowie taką osobę i rzeczywiście korzystamy z jej usług. Po trudnych sytuacjach, gdzie mamy, chociażby do czynienia z ofiarami śmiertelnymi czy traumatycznymi sytuacjami, prosimy o spotkanie z psychologiem. Taka rozmowa jest oczyszczająca. Psycholog zwraca uwagę na takie aspekty, których my nawet nie dostrzegamy. Przedstawia sposoby radzenia sobie ze stresem. Wiadomo, obciążenie jest bardzo duże, co widać po innych komendach. Dochodzi do samobójstw strażaków, którzy sobie nie radzili psychicznie z ekstremalnymi sytuacjami. W naszej komendzie były przypadki rezygnacji ze służby z tym związane. Ludzie stwierdzili, że to nie jest dla nich, to nie jest to, co chcą robić, że jednak jest to dla nich zbyt ciężkie, zbyt duże obciążenie.
Jak akcje są dla ciebie najtrudniejsze?
- Wszystkie są trudne, natomiast najtrudniejsze dla mnie są te, w których pokrzywdzone są dzieci. Też mam córkę, więc zawsze na tym tle do tego podchodzę. Takie sytuacje zostają bardzo w głowie. Gdy ludzie tracą dobytek całego swojego życia, gdzie odnoszą obrażenia, gdzie zostają kalekami, giną ich najbliżsi. Człowiek o tym myśli, przeżywa. Myślę, że dla mnie prywatnie to są sytuacje, gdzie pokrzywdzone są osoby nieletnie. Te są najtrudniejsze.
Kiedykolwiek zdarzyło ci się spojrzeć śmierci prosto w oczy? Była akcja, podczas której pomyślałeś, że możesz z niej nie wrócić?
- W czasie mojej dotychczasowej służby raczej nie było takiej sytuacji. Nie zdarzyło mi się, bym czuł bezpośrednie zagrożenie dla mojego życia. Oczywiście były sytuacje, gdy wchodziło się do zadymionych kotłowni czy poddaszy, gdzie nie wiemy do końca, czy konstrukcja budynku wytrzyma, czy w pomieszczeniach nie dojdzie do wybuchu, ale w takich momentach się o tym nie myśli. Pamiętam jedną akcje w miejscowości Cmolas, gdzie dwóch moich kolegów prowadziło działania wewnątrz palącego się budynku. Pożar rozprzestrzenił się na dach, wówczas dostali polecenie o natychmiastowym opuszczeniu budynku, a gdy wyszli, cały dach się zawalił. Wtedy nie wiele brakowało, a mogło się skończyć naprawdę źle. Podobnych sytuacji było wiele. Dochodziło do wybuchów czy też zawalenia stropów pod strażakami, dla niektórych takie sytuacje kończyły się wizytami w szpitalu.
Pracowałeś pewien okres swojego życia na stanowisku kierowania. Czy ta praca pomogła ci lepiej odnaleźć się w aktualnej roli dowódcy?
- Tak. Moje przemyślenia są takie, że to był bardzo dobry i potrzebny okres. Myślę, że każdy dowódca powinien najpierw służyć na stanowisku kierowania. Po to właśnie, żeby później ta współpraca odbywała się na odpowiednich falach. To jest całkowicie inna specyfika pracy. Natomiast dyżurny oczekuje od nas pewnych informacji po to, by mieć wiedze o rodzaju i wielkości zagrożenia. Do tego priorytetem jest czas, w jakim otrzymuje informacje zwrotne. Więc moje doświadczenie powoduje, że wiem, co dyżurny ode mnie oczekuje, co ja bym sam chciał i na bieżąco takie informacje mu przekazuję. Więc rzeczywiście to doświadczenie na stanowisku kierowania, czyli koordynowanie działań z odległości, jest bardzo potrzebne. Bardzo pozytywnie oceniam fakt, że najpierw służyłem na stanowisku kierowania, a teraz jestem dowódcą zmiany.
Jak oceniasz aktualny stan wyposażenia strażaków w PSP i OSP. Czy jest coś, czego wam brakuje?
- Czy brakuje nam czegoś? Pewnie nie brakuje. Na tę chwilę. Parę lat do tyłu powiedziałbym zupełnie inaczej. Natomiast te ostatnie lata, to rzeczywiście należy ocenić pozytywnie. Sprzęt mamy bardzo dobry i nie mówię już tylko o tych słynnych, pięknych, czerwonych samochodach, ale mówię o ich wyposażeniu. Dysponujemy naprawdę nowoczesnym sprzętem. Dodatkowo komendant kładzie duży nacisk na nasze zabezpieczenie indywidualne, posiadamy ubrania, hełmy czy rękawice z "najwyższej półki". Jednoznacznie muszę stwierdzić, że w ostatnich latach w naszej komendzie dokonał się duży przeskok techniczny dotyczący wyposażenia w sprzęt ratowniczy. A jeżeli chodzi o Ochotniczą Straż Pożarną, to z moich obserwacji, jeszcze te dwa lata do tyłu, to niejednokrotnie mógłbym stwierdzić, że strażacy ochotnicy byli lepiej wyposażeni niż strażacy zawodowi. Jeżeli chodzi o powiat kolbuszowski, to nie tylko sprzęt, ale i w tej chwili przeszkolenie i zaangażowanie strażaków ochotników, należy ocenić bardzo pozytywnie. Wcześniej tak nie było, jeszcze kilkanaście lat do tyłu. Sprzęt i wyposażenie było dużo gorsze, i miało swoje lata, a w tej chwili jest to naprawdę najwyższa półka.
Można zauważyć, że pożary już trochę odeszły do lamusa. Jakie rodzaje akcji najczęściej występują w naszym powiecie?
- Tak, to prawda. W tej chwili pożarów jest stosunkowo niewiele, chociaż zdarzają się. Chociażby pożary lasów, nieużytków, budynków gospodarczych, mieszkalnych, czasami zakłady produkcyjne. Obecnie pożary to powiedziałbym nawet margines naszych działań. Aktualnie większość naszych działań stanowią tzw. miejscowe zagrożenia, czyli wszystkie inne sytuacje, gdzie ktoś potrzebuje naszej pomocy. Spektrum tych działań jest bardzo szerokie, począwszy od pomocy zwierzętom, z czego też zawsze się uśmiecham, bo już ratowałem w swojej karierze kaczuszki, bobry, łabędzie, koty, psy, sarenki i tak mógłbym pewnie wszystkie zwierzęta wymienić. Jeździmy też do wypadków drogowych. Czasem są to trudne działania, zdarza się, że są powiązane z wyciekami chemicznymi, ale do tego też jesteśmy przygotowani. W tej chwili ratownictwo chemiczno-ekologiczne, ratownictwo wysokościowe, ratownictwo wodne, a nawet radiologiczne jest w zakresie działań Państwowej i Ochotniczej Straży Pożarnej.
Dużo mówi się o prewencji. Czy świadomość mieszkańców na temat zagrożeń, takich jak czad czy wypalanie traw, wzrasta?
- Prewencja jest bardzo istotna, jeżeli chodzi o nasze działania. Im więcej wiedzy naszego społeczeństwa, tym mniej pracy dla nas, a co za tym idzie - dzieje się mniejsza krzywda ludziom. Jeżeli chodzi o tlenek węgla i zagrożenia z nim związane, to myślę, że dzięki przeprowadzanym kampaniom informacyjnym wiedza ludzi w tym zakresie się zwiększyła. Jednakże apeluję do wszystkich mieszkańców naszego powiatu, by wyposażali swoje miejsca zamieszkania w czujki tlenku węgla i dymu, bo te niewielkie urządzenia mogą uratować nasze życie. Już wiele razy uczestniczyłem w działaniach, gdzie sygnalizacja czujki tlenku węgla uratowała domowników, a nasze dokładniejsze urządzenia pomiarowe potwierdzały obecność tego niebezpiecznego gazu.
"Dlaczego tak dużo wozów straży pożarnej wyjechało do akcji? To marnowanie publicznych pieniędzy". Takie głosy często dochodzą od mieszkańców. Jak się do tego odniesiesz?
- Muszę jasno powiedzieć, to że czasem do zdarzeń jadą trzy czy cztery jednostki, a okazuje się, że zdarzenie było niewielkie. Nie wynika to z tego, że chcemy pokazać, jak to strażacy dzielnie i szybko reagują. Wynika to bezpośrednio z procedur, które obowiązują na terenie całej Polski. W zależności od rodzaju zagrożenia, wielkości obiektu, do którego się jedzie, dyżurny stanowiska kierowania musi wysłać co najmniej takie siły i środki, które są wskazane w procedurze.
Dlaczego raz interweniujecie, gdy kot utknie na drzewie, a innym razem odmawiacie pomocy? Od czego to zależy?
- Ciężko mi będzie na to pytanie odpowiedzieć, bo nie znam tych sytuacji. To dyżurny stanowiska kierowania decyduje, czy zagrożenie faktycznie występuje, czy też nie. Jednak jeżeli ten symboliczny kotek wyszedł na drzewo i nie może z niego zejść, jeżeli to ma miejsce godzinę, dwie, trzy godziny, to naprawdę temu kotkowi jeszcze nic się nie dzieje. Prawdopodobnie dyżurny sugerował, by poczekać, może ten kot zgłodnieje, zejdzie sam i nie będzie potrzeby angażowania strażaków. Jeżeli jest informacja, że jakiemuś zwierzęciu zagraża rzeczywiste niebezpieczeństwo, to wtedy jeździmy do tych działań.
Jak często zdarzają się alarmy fałszywe i czym są spowodowane? Czy wynika to z niewiedzy, a może z nadwrażliwości ludzi?
- Uważam, że jeżeli chodzi o powiat kolbuszowski, to fałszywych zdarzeń jest niewiele. To jest zaledwie kilka procent w skali roku i najczęściej są to tak zwane alarmy fałszywe w dobrej wierze. Czyli ktoś zauważy niepokojącą sytuację, wydaje mu się, ma takie przekonanie, że to zagrożenie faktycznie występuje. Więc my jedziemy, sprawdzamy, weryfikujemy i czasem okazuje się, że zagrożenia nie ma. Jeżeli chodzi o złośliwe zgłaszanie nieprawdziwych zagrożeń, to są to marginalne sytuacje. Osobiście nie przypominam sobie, żeby ostatnio takie miały miejsce. Z takich wesołych alarmów fałszywych, humorystycznych, to na przykład przejeżdżał pan samochodem i zobaczył, że się pali w lesie. Okazało się, że to światełka bożonarodzeniowe zawieszone na drzewie w ogrodzie. To historia z naszego podwórka. Czasem i takie sytuacje się zdarzają.
Wyobraź sobie, że od jutra znika całkowicie OSP. Czy Państwowa Straż Pożarna mogłaby działać skutecznie bez ich wsparcia?
- Będę musiał powiedzieć coś mało popularnego. Uważam, że gdyby nie było jednostek Ochotniczych Straży Pożarnych, to byłoby niezmiernie ciężko zabezpieczyć właściwie cały powiat. Na uzasadnienie powiem tylko tyle, że w ciągu doby mamy siedmiu strażaków Państwowej Straży Pożarnej na cały powiat, którzy są w ciągłej gotowości do działań. Hipotetycznie, gdy mamy jedno zdarzenie, to jesteśmy w stanie zareagować w sposób właściwy, ale gdyby w tym samym czasie pojawiło się kolejne zdarzenie, wówczas niestety strażaków mogłoby brakować. Więc ten aspekt ludzi niestety jest tym, co może w głównej mierze ograniczyć działania straży. Oczywiście zawsze byłaby możliwość skorzystania z pomocy strażaków z sąsiednich powiatów, ale wówczas dochodzi jeszcze problem z czasem dojazdu do zdarzenia. Także wykorzystam okazję i bardzo serdecznie dziękuję wszystkim strażakom Ochotniczej Straży Pożarnej działającym na terenie naszego powiatu za pomoc. Robimy to dla dobra naszego społeczeństwa, więc super, że jesteście.
Czyli uważasz, że po prostu strażaków w PSP jest za mało?
- Tak, uważam, że jest nas za mało. Sama liczba siedem na cały powiat kolbuszowski robi wrażenie. Zdaję sobie sprawę, że z tym wiążą się koszty dla budżetu państwa. Wiem, że są plany, żeby zwiększyć o jedną osobę stan minimalny. Wówczas dysponowalibyśmy w pełni obsadzonymi dwoma wozami strażackimi.
Nie jest tajemnicą, że strażacy często podejmują dodatkowe zatrudnienie. Łączenie tego z obowiązkami w straży pożarnej jest trudne?
- Tak, potwierdzam ten fakt, system służby daje taką możliwość, jednakże każdorazowo strażak musi uzyskać zgodę przełożonego. Takie dodatkowe zajęcie nie może mieć negatywnych skutków na pełnione obowiązki w czasie służby. Każdy strażak musi przyjść do służby wypoczęty i gotowy do działań, bez jakichkolwiek obciążeń i to też jest moja rola, by to weryfikować.
Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Jak wygląda Wigilia na służbie?
- Dla strażaków nie ma rozróżnienia, czy mamy zwykły dzień pracujący, niedzielę czy święto. Ciągłość służby musi być zapewniona.Wszyscy świętują w gronie rodzinnym, taka jest nasza tradycja i każdy do tego dąży. Strażacy pełniący służbę zamiast spędzić wigilię ze swoją rodziną, swoimi żonami, dziećmi czy rodzicami, spędzają ją razem ze swoimi kolegami. Wygląda to w ten sposób, że każdy przynosi wybrane potrawy wigilijne, a kolacja wygląda dokładnie tak, jak w każdym naszym domu rodzinnym. Na początku odbywa się modlitwa, którą prowadzi dowódca zmiany, następnie dzielimy się opłatkiem, siadamy do stołu, spożywamy wieczerzę wigilijną i śpiewamy kolędy. Pamiętam taką sytuację, która miała miejsce kilka lat temu, że tuż po modlitwie przed wigilią rozległy się dzwonki i musieliśmy wyjechać do pożaru. Ale po to jesteśmy, na to jesteśmy przygotowani i tak rzeczywiście może się zdarzyć.
Strażacy Wigilię spędzają w swoim gronie. Fot. K. Ząbczyk.
Odwiedzają was członkowie rodziny lub znajomi na służbie? Jest taka możliwość?
- Tak. Szczególnie w weekendy, jak ktoś ma małe dzieci, i nie ma innych obowiązków, to ja jak najbardziej pozwalam na takie spotkania. Żona z dziećmi jak najbardziej może tę chwilę ze strażakiem spędzić. Tata może pokazać dzieciom, czym się zajmuje w straży pożarnej. Natomiast takie sytuacje są dość sporadyczne.
Spotykacie się całą zmianą również i poza służbą?
- Tak, ja jestem zwolennikiem takich spotkań i przynajmniej raz na pół roku, czy nawet w częściej, organizuję takie spotkania. Całą zmianą spotykamy się, czy to na grillu, ognisku, często z rodzinami i dziećmi. Wszystko zależy od sytuacji. Organizujemy bale karnawałowe, gdzie idziemy wszyscy razem. Uważam, że to jest potrzebne po to, żeby skonsolidować ludzi, żeby byli zżyci ze sobą, żeby nasze małżonki czy nasze dzieci, też się ze sobą poznali. Mogę śmiało powiedzieć, że tworzymy taką jedną wielką strażacką rodzinę.
Zdarzyło ci się zasnąć na alarm albo otrzymać wezwanie w nietypowych okolicznościach, np. podczas brania prysznica albo w toalecie? Co w takiej sytuacji?
- Nie ma takiej opcji, aby ktoś zaspał, ja przynajmniej nie pamiętam takiej sytuacji. Natomiast podczas brania prysznica czy wizyty w toalecie zdarzyło się otrzymać wezwanie. Wtedy nie ma wyproś. Trzeba szybko się pozbierać i biegiem do samochodu, czasem bez bielizny czy z mokrą głową i jest to całkowicie normalne.
Pamiętasz akcję, która szczególnie zapadła ci w pamięć? Najtrudniejszą lub może najzabawniejszą?
- To może zacznę od tej zabawnej. Zgłoszenie brzmiało bardzo poważnie. Otóż sytuacja polegała na tym, że człowiek, który przejeżdżał drogą wojewódzką w miejscowości Przyłęk, widzi mężczyznę, który wyciągnął dwa ciała z samochodu, przykrywa je czymś i prawdopodobnie chce je zakopać. Pojawiła się dość duża konsternacja. Wezwanie do straży pożarnej, oczywiście pojechaliśmy razem z policjantami. Po dojeździe, rzeczywiście w ciemnym miejscu, przy drodze wojewódzkiej, znajduje się bus, duży tak jak w zgłoszeniu. Na ziemi leżą trzy osoby przykryte kocem, podeszliśmy bliżej, ale było widać, że się ruszają, więc pytam "Co tu robicie?". Wstaje mężczyzna i mówi: "Proszę pana, my tu chcieliśmy oglądać spadające gwiazdy i rzeczywiście przykrywałem moją żonę i dziecko kocem, by nie zmarzli i mogli obserwować perseidy". Zgłoszenie brzmiało, że rzeczywiście jedziemy do osoby, która będzie zakopywać ciała, a okazało się, że to tylko rodzina oglądająca spadające gwiazdy. Teraz może jedna z poważniejszych akcji, która utkwiła mi w pamięci. Był to pożar gospodarstwa rodzinnego, duże zabudowania - stajnie i stodoły, w środku znajdowały się zwierzęta, to wszystko było objęte ogniem. Zagrożony był budynek mieszkalny. Udało się uratować budynek mieszkalny, natomiast cały dobytek tej rodziny spłonął, krowy i inne zwierzęta. W ostatnim okresie to jeden z większych pożarów. Często jeździmy do wypadków drogowych, niestety zdarza się, że ze skutkiem śmiertelnym, gdzie giną młodzi ludzie, przed którymi było całe życie.
Ludzie wracają do was po czasie, aby podziękować, chociażby za uratowanie życia lub po prostu za udzielenie pomocy?
- Tak, zdarzają się takie sytuacje, jest to bardzo miłe, to są bardzo przyjemne momenty. Nawet nie tak dawno gasiliśmy warsztat samochodowy, garaż. Udało się to bardzo szybko ugasić, więc pożar się nie rozprzestrzenił. Następnego dnia przyszedł mężczyzna, ja jeszcze nie zdążyłem zdać służby, no i bardzo chciał podziękować. To było niezwykle sympatyczne i dało wielką satysfakcje. Często ludzie w formie pisemnej przekazują podziękowania za nasze działania i muszę przyznać, że miło czyta się takie listy.
"Za mundurem panny sznurem". Zauważacie większe zainteresowanie swoją osobą, np. podczas działań ratowniczych albo uroczystości, ze strony płci pięknej?
- Myślę że chyba coś w tym jest. Jak poznałem swoją żonę, to już byłem strażakiem i do tej pory powtarza mi, że w mundurze wyglądam dużo "korzystniej". Myślę że jedne kobiety lubią mundury, inne motocykle, a tak naprawdę liczy się to, jaki człowiek ma charakter i sposób bycia. Jednocześnie uważam, że pewne cechy, które charakteryzują strażaków, jak empatia, siła czy wytrwałość, imponują też kobietom.
Gdybyś mógł cofnąć czas, to ponownie wybrałbyś zawód strażaka?
- Wiele razy się na tym zastanawiałem. No i różne miałem przemyślenia. Kiedyś na początku służby myślałem, że to chyba jednak nie jest to, co chcę robić, czasem było ciężko. Natomiast teraz z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że służba przynosi mi ogrom satysfakcji, wielu ludziom udało się pomóc. Stosunki i relacje międzyludzkie w miejscu pracy są bardzo dobre, więc mogę powiedzieć z pewnością, że ponownie wybrałbym zawód strażaka.
Co robicie w czasie wolnym od akcji, gdy nie ma wyjazdów? Jak wtedy wygląda dzień?
- Służbę zaczynamy o godzinie 7:30 rano. Zmiana służby trwa około 30 minut. W tym czasie przyjmujemy wszystkie sprzęty, samochody i zaplecze garażowo - socjalne od zmiany zdającej. Wtedy też jest czas na rozmowę z poprzednią zmianą - przekazują nam informacje o zużytym sprzęcie i środkach, a także omawiamy zdarzenia. Następnie jest czas na krótkie śniadanie i przechodzimy do zajęć teoretycznych i ćwiczeń praktycznych. W harmonogramie dnia znajduje się również czas na zajęcia sportowe. W godzinach popołudniowych jemy wspólny obiad. Oczywiście zajmujemy się również bieżącą konserwacją i naprawą sprzętu ratowniczo gaśniczego. Wszelkie prace gospodarcze i porządkowe wykonujemy we własnym zakresie - sprzątamy, grabimy liście czy też odśnieżamy place i chodniki.
Za co najbardziej lubisz swoją pracę?
- No i tutaj chyba będę musiał odpowiedzieć utartym sloganem, ale jednocześnie prawdziwym: za radość i satysfakcję w momentach, gdy udało się komuś pomóc, a niekiedy nawet uratować życie.
Dawniej strażacy zawodowi mogli przechodzić na emeryturę po 15 latach służby. Od 2013 roku wymagane jest 25 lat. Czy uważasz, że to duża zmiana? Kiedyś było lepiej?
- Rzeczywiście dawniej można było odejść po 15 latach, natomiast trzeba wyjaśnić, że wysokość takiej emerytury wynosiła 40 procent poborów, więc była stosunkowo niewielka. Obecnie możliwość przejścia na emeryturę po 25 latach służby jest nadal dużym przywilejem, jednak niewielka liczba strażaków korzysta z tej możliwości. Najczęściej są to funkcjonariusze, którzy ze względów zdrowotnych nie mogą dalej służyć w szeregach straży pożarnej. W tej chwili, nawet patrząc na naszą komendę, liczba funkcjonariuszy z ponad 30-letnim doświadczeniem jest duża. Jeżeli tylko badania lekarskie i ich predyspozycje fizyczne pozwalają, to zostają w służbie.
Myślisz już o przejściu na emeryturę lub przeniesieniu do pracy biurowej? A może podział bojowy jest dla ciebie miejscem, w którym najlepiej się realizujesz?
- No tak, mam już 22 lata służby i rzeczywiście cały czas jestem związany z systemem zmianowym, gdzie służba trwa 24 godziny. Jednak czerpię z tego dużą satysfakcję. Na tę chwilę jeszcze za wcześnie na pracę biurową. Jeszcze kilka-kilkanaście lat na pewno poświęcę dla Państwowej Straży Pożarnej. A czy praca biurowa? Zobaczymy. Jeśli przełożony stwierdzi, że nadszedł moment, że moje predyspozycje i wiedza przydadzą się w innym miejscu pracy, to trzeba będzie wykonać ten rozkaz.
Jaki jest największy "grzech" strażaka?
- To trudne pytanie i najczęściej objęte tajemnicą spowiedzi. Moim największym grzechem związanym ze służbą jest poświęcanie zbyt mało czasu na zdobywanie i uzupełnianie wiedzy. W momencie, gdy uczęszcza się do szkoły lub podnosi kwalifikacje podczas kursów, posiada się wiedzę na bieżąco. W dzisiejszych czasach rozwój technologii oraz rozwiązań technicznych, które powodują występowanie nowych zagrożeń, jest bardzo szybki i niestety czasem trudno nadążyć. Wiem po sobie, że ciężko się zmusić, aby w sposób ciągły i systematyczny zdobywać wiedzę. Jednak w naszej służbie jest to nieuniknione - trzeba się cały czas uczyć, ponieważ często zdarza się, że procedury i przepisy prawa nie nadążają za zagrożeniami oraz sytuacjami, które możemy napotkać podczas prowadzenia działań ratowniczo-gaśniczych.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.