reklama

Biogazownia w Dzikowcu odprowadzała nieczystości na prywatną działkę? Sprawa trafiła do sądu [ZDJĘCIA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

SYGNAŁY CZYTELNIKÓW Brunatna i śmierdząca ciecz odprowadzana na prywatną działkę - taki widok zastała jedna z Czytelniczek na swojej nieruchomości, która sąsiaduje z terenem biogazowni w Dzikowcu. Sprawa trafiła do sądu.
reklama

Właścicielka działki sąsiadującej z terenem dwóch bliźniaczych biogazowni w Dzikowcu od wiosny 2021 roku do niedawna borykała się ze "śmierdzącym" problemem. Jak sama mówi, na jej nieruchomość wylewana była brunatna, połyskująca ciecz o nieprzyjemnym zapachu. 

Kobieta interweniowała w kilku instytucjach oraz u wójta i prezesa biogazowni. Z jakim skutkiem?

Nie widzi problemu

Z relacji kobiety wynika, że to właściciel biogazowni zbudował system odprowadzania wód deszczowych i ścieków w postaci rur zabezpieczonych przed osuwaniem się ziemi betonowymi ażurowymi płytami. - Te rury ewidentnie wychodziły z terenu inwestycji. Wokół naszej działki są same grunty rolne, więc nie było możliwości, żeby kto inny je tam umieścił - przekonywała Czytelniczka.

Kobieta przekazała w rozmowie z nami, że próbowała się skontaktować z Kazimierzem Posielskim, prezesem spółki Galaauto i jednocześnie właścicielem biogazowni. Ten miał powiedzieć, że nic nie wie o wspomnianym problemie i na pewno ścieki, które wylewają się na działkę, nie pochodzą z biogazowni. - Dzwoniliśmy w sumie kilka razy, ale to nic nie dało. Nie reagował na nasze wezwania - nadmieniła kobieta i dodała:

- Nasza działka przez to sąsiedztwo i zalewanie ściekami oraz innymi substancjami niewiadomego pochodzenia zdecydowanie straciła na swoich walorach, a także na wartości. Przez to zalewanie sami nie możemy korzystać z tej działki ani nic tam posadzić. Sprzedać też jej nie możemy, bo kto ją od nas kupi, skoro biogazownia wylewa tam nieczystości?

Kilkukrotnie redakcja Korso próbowała się w tej sprawie skontaktować z Kazimierzem Posielskim. Przez kilka dni nie odbierał od nas telefonów. Kiedy udało nam się do niego dodzwonić, momentalnie stwierdził, że nie ma dla nas czasu, po czym się rozłączył.

Wójt nie chce rozmawiać

Czytelniczka poinformowała nas, że ze swoim problemem zwróciła w dalszej kolejności do Józefa Tęczy, wójta dzikowieckiej gminy. Ten, zdaniem kobiety, miał jednak nie zainteresować się sprawą.

 - Prosiliśmy wójta o interwencję, ale on powiedział, że nic nie może. Okazuje się, że może, a nawet ma obowiązek coś zrobić. Mówiąc wprost, Józef Tęcza powinien wezwać prezesa biogazowni do zaprzestania dalszego zalewania naszej działki i usunięcia powstałych tam szkód. Przede wszystkim powinien jednak zlecić tam kontrolę w terenie

- dodała właścicielka gruntu, powołując się na porady prawnika.

Chcieliśmy również o tej sprawie porozmawiać z wójtem gminy Dzikowiec. Ten, podobnie jak prezes biogazowni, nabrał wody w usta i nie chciał z nami w ogóle na ten temat rozmawiać. Stanowczo powiedział, że nie ma nic do powiedzenia i dla niego sprawa jest już zakończona.

Na wstępnym etapie

Czytelniczka nie ukrywała rozgoryczenia bezczynnością i brakiem zainteresowania ze strony włodarza gminy. Postanowiła więc nie czekać bezczynnie i wysłała przedsądowe wezwanie do prezesa Posielskiego do zaprzestania szkodliwych immisji (szkodliwego oddziaływania jednej nieruchomości na drugą) i do zapłaty odszkodowania. 

Prezes biogazowni miał w odpowiedzi przekazać, że nie poczuwa się do winy oraz że działka nie jest zalewana, bo wyloty rur są jeszcze na jego terenie. - Odmówił ich usunięcia i zapłaty odszkodowania. Nie pozostało nam nic innego jak wnieść pozew przeciwko właścicielom do sądu - podsumowała kobieta.

W rozmowie z nami Marek Nowak, rzecznik SO w Tarnobrzegu, potwierdził, że w kolbuszowskim sądzie faktycznie jest taka sprawa. Dodał jednak, że jest ona na absolutnie wstępnym etapie. Oznacza to tyle, że nie odbyła się jeszcze żadna rozprawa, jak również żaden termin nie został póki co wyznaczony. Postępowanie jest na etapie doręczania pism procesowych. 

Rzecznik poinformował, że strona skarżąca żąda zapłaty 30 tysięcy złotych odszkodowania od biogazowni za wyrządzone szkody. Sędzia Nowak nadmienił, że to sprawa cywilna i tutaj nie ma kar. Sąd może jedynie uwzględnić żądanie w całości lub w części albo je oddalić. 

Na tym etapie nie udało się nam uzyskać więcej informacji w tej sprawie od przedstawiciela Sądu Okręgowego. 

Kontrola zakończona fiaskiem

Nasza Czytelniczka poinformowała, że o sprawie zawiadomione zostały również Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Rzeszowie, PGW Wody Polskie w Rzeszowie, Państwowy Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego w Rzeszowie, Powiatowa Stacja Sanitarno – Epidemiologiczna w Kolbuszowej oraz Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Kolbuszowej. Na potwierdzenie przedłożyła nam dokumentację.

Jeśli chodzi o nadzór budowlany, to sprawa nadal się toczy.

- Choć PINB nie uznał naszej skargi w pierwszej instancji, to po naszym odwołaniu do PWINB organ ten ją uchylił. Okazuje się bowiem, że według Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Rzeszowie kontrola przeprowadzona przez PINB była powierzchowna i niczego nie wyjaśniła, a naszą skargę oddalono przedwcześnie

- tłumaczyła kobieta.

Jak wyglądała sama kontrola powiatowego nadzoru budowlanego? Miała się ona odbyć 24 maja tego roku. Właścicielka nieruchomości w rozmowie z nami przekazała, że kontrolujący nie zabrali ze sobą koparki i nie byli w stanie sprawdzić, co jest pod ażurowymi betonowymi płytami. Tym samym kontrola nie doczekała się finału i została przełożona o sześć dni. Zdaniem zainteresowanej, dzięki temu przedstawiciel biogazowni miał czas, żeby wszystkie rury usunąć, a instalację zasypać.

Wykorzystać kompetencje

W międzyczasie (16 maja) Inspektor Nadzoru Budowlanego w Rzeszowie poinformował pisemnie wójta Tęczę o złożonej skardze i wezwał go do wykorzystania swoich kompetencji - przeprowadzenia kontroli w terenie. Wynikają one z art. 234 prawa wodnego.

Z treści dokumentów wynika jednak, że włodarz nie zastosował się do wezwania PWINB w Rzeszowie do skorzystania z uprawnień. Szef dzikowieckiej gminy przede wszystkim uznał, że organami właściwymi do zajęcia się sprawą będą PINB w Kolbuszowej oraz PSS-E w Kolbuszowej.

Wójt 28 czerwca tego roku przeprowadził natomiast kontrolę przestrzegania i stosowania przepisów o ochronie środowiska na terenie biogazowni. Jak przyznaje nasza Czytelniczka, o czynnościach kontrolnych prowadzonych przez wójta nic nie wiedziała. Jej zdaniem takie działanie powinno wymagać wezwania na nie wszystkich stron, a nie tylko potencjalnego sprawcy zanieczyszczeń. Kobieta nie ukrywa, że powątpiewa w rzetelność i obiektywizm kontroli prowadzonych przez służby podległe włodarzowi gminy.

 Chodzi o sprawiedliwość

Właścicielka zanieczyszczanego gruntu zgłosiła również sprawę do Wód Polskich. Jak udało nam się dowiedzieć, stamtąd sprawa została przekazana do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie. Dotarliśmy do właściwej dokumentacji, z której wynika, że RDOŚ prowadzi czynności wyjaśniające w związku ze zgłoszeniem o zanieczyszczaniu gleby oraz wód gruntowych ściekami i odpadami pochodzącymi z dwóch biogazowni rolniczych w Dzikowcu. 

- Mnie nie chodzi o to odszkodowanie, tylko o zwykłe poczucie sprawiedliwości. Moi rodzice uprawiali to pole przez 40 lat, dbali o nie, nawozili. To był teren rolniczych upraw. Teraz obok stoją dwie biogazownie, z których wydobywa się nieprzyjemny zapach. Najgorsze jest jednak to, że właściciel tych inwestycji za nic ma poszanowanie cudzego prawa własności. Uważa, że skoro na działce nic nie uprawiamy, to on może tam wylewać, co mu się podoba

- dodaje wyraźnie poruszona Czytelniczka.

Jak się dowiedzieliśmy od zainteresowanej, wyloty rur zostały usunięte, a spod betonowych płyt chwilowo nic się nie sączy. 

Nie jedna a dwie

Przypomnijmy, że dwie bliźniacze biogazownie powstały niedaleko drogi wojewódzkiej relacji Dzikowiec-Osia Góra. Właścicielami są Bioenergia Dzikowiec oraz Galaauto.

Głównym zadaniem biogazowni w Dzikowcu jest produkcja prądu. Kazimierz Posielski, prezes spółki, kilka miesięcy temu informował, że firma podpisała 15-letnią umowę z Polską Grupą Energetyczną w Rzeszowie.

Wyprodukowana energia elektryczna ma być przekazywana do PGE w Rzeszowie i to właśnie ta firma będzie zajmować się dystrybucją prądu do poszczególnych odbiorców.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu m.in. czytać ekskluzywne materiały PREMIUM dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników i prowadzić dyskusję na portalowym forum i aby Twoje komentarze były wyróżnione.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
reklama