reklama
reklama

- Wpadłem w nałóg - mówi 89-letni Wiktor Szwanenfeld z Nowej Wsi o swojej pasji wyplatania koszy z korzenia sosny [ROZMOWA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: K. Ząbczyk

- Wpadłem w nałóg - mówi 89-letni Wiktor Szwanenfeld z Nowej Wsi o swojej pasji wyplatania koszy z korzenia sosny [ROZMOWA] - Zdjęcie główne

- Przez całe życie narobiłem tyle koszyków, że trudno policzyć. Tysiące. Już wpadłem w nałóg - mówi nam niespełna 90-letni Wiktor Szwanenfeld z Nowej Wsi. | foto K. Ząbczyk

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WIADOMOŚCIMieszka w Nowej Wsi i od dziecka zajmuje się wyplataniem koszy z korzeni sosny. Mowa o 89-letnim Wiktorze Szwanenfeldzie, który jest najstarszym plecionkarzem, jednym z ostatnich mistrzów tego rzemiosła i ciągle pozostaje aktywnym twórcą. Rozmawiamy o początkach, procesie tworzenia, dorobku i recepcie na długie życie w zdrowiu.
reklama

W Nowej Wsi (gm. Kolbuszowa) w przysiółku Borek, w niepozornej drewnianej chatce niedaleko lasu mieszka pan Wiktor Szwanenfeld. Do pokoju prowadziła skrzypiąca podłoga. Na wejściu zostałem przywitany ciepło i z uśmiechem.

reklama

Jak to w dawnych pomieszczeniach, łóżko stało w kuchni, obok stołu, a na ścianach godło, święte obrazy i poroża leśnych zwierząt. W kącie stał piec kaflowy, rozgrzany do czerwoności, od którego promieniowało niesamowite ciepło. Na wspomnianych porożach wisiały kosze z korzeni sosnowych. 

reklama

To właśnie te dzieła sztuki były powodem naszego spotkania. Skąd pasja do wyplatania? Od czego wszystko się zaczęło? Jak wygląda proces tworzenia? Jak w wieku niespełna 90 lat być w tak świetnej formie i nie zażywać lekarstw? Zdaniem naszego rozmówcy jest na to recepta.


- Mam 89 lat, a czuję się, jakbym miał osiemnaście - mówi z uśmiechem Wiktor Szwanenfeld. Fot. K. Ząbczyk.

Od ławy szkolnej

Pan Wiktor w rozmowie z nami przyznaje, że wyplataniem koszyków z korzenia sosny zajmuje się od dziecka, czyli około 80 lat. 

- Od najmłodszych lat, od ławy szkolnej. Od siódmego roku życia. To robota lekka. Nauczyłem się robić koszyki u rodziców. To oni przekazali mi wiedzę. Wtedy czasy były trudne, żyliśmy w ubóstwie. Rodzice wywozili koszyki do Majdanu Królewskiego. Tam był najlepszy jarmark. Dorabiali tak sobie

reklama

- podkreśla starszy mężczyzna.

Jak zaznacza, to praca lekka, niewymagająca dużego wysiłku. - Gdyby to była ciężka praca, to bym się pewnie już nie trudził ich wyrabianiem - mówi i dodaje:

- Już wpadłem w nałóg. Jakbym 3-4 dni nie robił przy koszykach, to źle bym się czuł. Tak jak w sezonie grzybowym - jakbym nie poszedł do lasu na grzyby, czegoś by mi brakowało. Wpadłem w nałóg. A taki nałóg jest dobry, bo jest korzystny

- podkreśla pan Wiktor.

Z ziemi do wrzątku

Szwanenfeld tłumaczy nam, że nad koszykami pracuje niemal codziennie, z małymi przerwami. - Bez tego by mi się przykrzyło, a tak to mam zajęcie - dodaje i mówi:

- Przez całe życie narobiłem tyle koszyków, że trudno policzyć. Tysiące. Robię dwa rodzaje, szyte i zaplatane. To szydełkiem przekuwa się i nawleka. Dość długo z tym schodzi. Szyty  koszyk robię przez trzy dni, te zaplatane krócej

- jeden dzień. 

Jak natomiast wygląda proces ich tworzenia? Jak się okazuje, wymaga to sporo zachodu i przede wszystkim - wizyty w lesie. 

- Biorę sztychówkę, idę do lasu i kopię korzenie młodych sosen, rzadko rosnących, żeby był łatwy dostęp. One są pod wierzchem, płytko rosną. Przynoszę je, w kółka składam, a potem, jak mam wyplatać, to wstawiam do wrzącej wody, aby odmokły

- tłumaczy.

Dla pana Wiktora las jest pewnego rodzaju spokojnym azylem. - Lubię las. W czasie okupacji hitlerowskiej zagajniki leśne dawały mi schronienie przed hitlerowcami. Śmierć wiele razy zaglądnęła mi w oczy. To, że przeżyłem i żyje, to pisało wybitne szczęście - zaznacza.

To dobry interes

Mieszkaniec Nowej Wsi związany jest od wielu lat z kulturą lasowiacką. Co dla niego znaczy? - Jestem z tego bardzo dumny - podkreślał wielokrotnie w trakcie rozmowy i dodał:

- Jakby mi ktoś powiedział kilkanaście lat temu, że wejdę jako twórca ludowy do Lasowiaków i będę w tym wieku występował, to nie uwierzyłbym

- przyznaje z uśmiechem.

Jak usłyszeliśmy, kilkukrotnie tego roku bywał w Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej na pokazach, gdzie prezentuje swoje prace i uczy rzemiosła. Jego twórczość wychodzi również poza granice powiatu kolbuszowskiego.

- W tym roku takich występów miałem pięć. Nazywam to majdanem, a to znaczy dobry interes. Chciałbym więcej razy występować. Byłem w Mielcu, w Rzeszowie, w Miejskim Domu Kultury w Kolbuszowej

- wylicza pan Wiktor i nadmienia: - Turyści mogą kupić moje koszyki, zobaczyć, jak się je robi. Ja to lubię, z ludźmi się spotkać. Dla mnie jest to niezwykle ważne.

(Nie)zwykła pasja

Za swoją działalność Wiktor Szwanenfeld otrzymywał niejednokrotnie podziękowania i wyróżnienia, m.in. od Marszałka Województwa Podkarpackiego. Doceniono jego dbałość o lasowiacką spuściznę i nadawanie jej istotnego znaczenia we współczesnej rzeczywistości. 

Niespełna 90-letni mężczyzna sam jednak nie uważa, aby to, co robi na co dzień, było czymś niezwykłym. Jak wiele razy podkreślał, nie zasługuje na takie podziękowania.

- Mnie się wydaje, że to nic takiego, coś normalnego. Ale to prawda - takich ludzi jest bardzo mało. Młodzi nie chcą się tym zajmować. Ci, co tym się trudzili, to już dawno na cmentarzach leżą. Chciałbym, żeby ktoś po mnie to zaczął robić

- przyznaje nasz rozmówca, któremu mimo wielu trudności nie brakuje pozytywnego podejścia do życia i uśmiechu. 

- Mnie się dobrze żyje. Czy byłoby źle, czy dobrze, to ja się ze wszystkiego cieszę. Humor mi dopisuje. Na co nie spojrzę, to mnie cieszy. Idę spać - cieszy mnie, wstaję - cieszy mnie. To mnie trzyma przy zdrowiu

- zauważa mieszkaniec Nowej Wsi.

Wódka, cebula i borówki

Skoro już o zdrowiu mowa, to pan Wiktor podzielił się z nami receptą na długie życie i znakomite zdrowie. - Mam 89 lat, a czuję się, jakbym miał osiemnaście - mówi z uśmiechem.

- Wszystkie drzewa iglaste mają w sobie żywicę. Ma ona ogromne właściwości zdrowotne. Nie znam ani lekarstwa, ani lekarza. Robię przy tych korzeniach, nawącham się żywicy i to mnie trzyma przy zdrowiu

- podkreśla i zaznacza, że to nie wszystko. Co jest równie ważne?

- Rano, po wstaniu z łóżka, piję kieliszek wódki. Dopiero potem śniadanie. Trzeba też dużo cebuli jeść, w każdej postaci. Czy smażoną na rondelku ze słoniną, czy surową osoloną. Do tego dużo ryb, obojętnie jakich, może być karp czy śledź i trzeba jeść borówki leśne

- wylicza. Szwanenfeld wspomina także o wartościach, którymi powinni kierować się w życiu.

- Najważniejsza sprawa, to jest być człowiekiem uczciwym. To wystarczy. Ludzie nieuczciwi są nieszczęśliwi. Druga rzecz to gościna. Nie chodzi o alkoholizm, bo tego nie pochwalam. I tak jak wspomniałem wcześniej - dobry humor. To podstawa

- podsumowuje nasz rozmówca.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu m.in. czytać ekskluzywne materiały PREMIUM dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników i prowadzić dyskusję na portalowym forum i aby Twoje komentarze były wyróżnione.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama