W wyborach parlamentarnych 2023 Tomasza Buczka poparło 11 341, oddając na niego swój głos. Mimo tego, że 37-latek z Kolbuszowej Górnej nie otrzymał mandatu poselskiego, nie zamierza zwalniać tempa. Wręcz przeciwnie - traktuje to doświadczenie jako impuls do dalszej pracy.
Liczyłeś na to, czy byłeś pewny, że przejdziesz w wyborach 2023 i dostaniesz poselski mandat?
- Życie mnie nauczyło, że nie należy w polityce być niczego pewnym. Wiadomo, że jeżeli się kandyduje, to trzeba zakładać różne scenariusze, a zarazem trzeba walczyć o najwyższy wynik. To był mój kolejny start i tak jak już raz się nie udało, tak teraz mimo tego, że sondaże początkowo pokazywały nasz dobry wynik, to w momencie kiedy media zaczęły mocno podbijać głupie wypowiedzi Janusza Korwina-Mikkiego, wiedziałem, że ten wynik nie będzie dobry. Studziłem wszystkich moich działaczy i sympatyków, którzy za łatwo liczyli na dobre wyniki. Wiedziałem, że jednak możemy na skutek tych kompletnie głupich wypowiedzi Korwina właśnie zanotować gorszy wynik wyborczy i tak się też stało. Również frekwencja nam nie pomogła, co przełożyło się na wspomaganie innych komitetów, szczególnie Platformę i chyba Szymona Hołownię. Ale mimo tego wszystkiego udało się poprawić wynik wyborczy na Podkarpaciu o 20 tysięcy głosów i wprowadzić drugiego posła w okręgu przemyskim, a w całym kraju uzyskaliśmy prawie 300 tysięcy głosów więcej, co przełożyło się na 7 posłów więcej niż w wyborach 2019 roku. Ja sam uzyskałem ponad 11 300 głosów, czyli 3 razy tyle co w wyborach 4 lata temu i jestem bardzo zadowolony z tego wyniku. Z nadzieją patrzę w najbliższą przyszłość.
Myślisz, że przedwyborcze działania Janusza Korwin-Mikke przyczyniły się do tego, że jednak Polacy nie chcieli oddać na Konfederację swojego głosu? Popsuł pijar Konfederacji.
- Tak Korwin został zawieszony po serii tych wypowiedzi, które w ostatnim miesiącu mocno w nas uderzyły. Nie po raz pierwszy Janusz Korwin-Mikke powtarza taką akcję na finiszu wyborów. Dlatego Rada Liderów Konfederacji zdecydowała, że Korwin nie będzie już kandydatem z list Konfederacji w kolejnych naszych wyborach. Bardzo się z tego cieszę, bo mimo jego zasług dla środowiska partii Nowa Nadzieja w promocji idei wolnego rynku to myślę, że już jego najlepsze lata minęły i czas w polityce dobiegł końca.
Korwin bardzo nam zaszkodził i niestety chyba nie rozumie dokładnie tego, jak działa polityka, bo popełnia te same błędy co wybory i nie wyciąga z tego wniosków. W polityce nie zawsze ważna jest logika, którą pan Janusz stosuje, ale ważny jest efekt końcowy – wynik wyborczy.
Liczyliśmy się z tym, że Korwin funkcjonując w projekcie, jest pewnego rodzaju zagrożeniem ze względu na swoją nonszalancję wypowiedzi, ale inaczej nie można było postąpić na tym etapie trwającej kampanii wyborczej, jak zacisnąć zęby i przetrwać. Po wyniku wyborczym Korwina widać ewidentnie, że jego przegrana z pierwszego miejsca w okręgu podwarszawskim z Kariną Bosak (prywatnie żona Krzysztofa Bosaka) nie była przypadkowa. Ludzie nie chcą na niego głosować i jego osoba odpycha wyborców od całego projektu. Mało tego, że przegrał w swoim okręgu z Kariną, to jeszcze przeskoczył go Jacek Wilk z jego własnego ugrupowania. Ale przede wszystkim ich obu przeskoczyła Karina Bosak, prawniczka i wieloletnia społeczniczka, która nie miała praktycznie kampanii, bo była w zaawansowanej ciąży. Kobieta przeskoczyła Janusza Korwina-Mikke, jest to bardzo symboliczne.
Czy to właśnie nie paradoks? Konfederacja raczej nie chciała dzielić władzy z kobietami.
- Media tak mówią, ale to nieprawda. Cieszymy się, że kobiety Konfederacji mają swoją parlamentarną reprezentantkę. Było więcej dobrych kandydatek na naszych listach, między innymi Anna Bryłka w Wielkopolsce w okręgu nr 37. Pochodząca z rodziny rolniczej, a na co dzień pracująca jako prawnik w naszym biurze w Warszawie. Do dzisiaj pomaga rodzicom w prowadzeniu gospodarstwa i łączy to z pracą polityczną. Ania była również u nas w Kolbuszowej, spotykając się z hodowcami drobiu i rolnikami z naszego powiatu.
W Konfederacji stoimy na stanowisku, że nie płeć powinna decydować o proporcjach w rozdawaniu jedynek czy liczbie miejsc dla danej płci na liście wyborczej, a umiejętności. Zarówno Karinie Bosak jak i Ani Baryłce tych umiejętności nie brakuje. W chociażby w kwestiach prawnych, a pewnie i nie tylko prawnych, obie panie są kilka klas przede mną i obie przerastają mnie i wielu mężczyzn z Konfederacji wieloma kompetencjami.
Czyli jednak Konfederacja jest otwarta na kobiety. Gotowa rozmawiać z nimi jak równy z równym?
- Oczywiście, tylko media o tym nie mówią. Jest parytet, który narzuca określoną liczbę kobiet na listach. Często jest tak, że partie polityczne szukają ich na siłę na listy, bo kobiety z natury nie chcą zajmować się polityką, utożsamiając ją z brutalną i brudną grą, i dużo mają w tym temacie panie racji niestety. Często do polityki trafiają ludzie, którzy nie powinni decydować o sprawach ważnych, ponieważ nie posiadają odpowiednio ukształtowanego charakteru- proporcja jest taka sama w tej kwestii zarówno dla kobiet jak i mężczyzn. Być może to je odstrasza od polityki i dlatego wolą robić kariery w biznesie lub poświęcić się rodzinie. Są też takie kobiety, które łączą kariery i poświęcenie dla rodziny, jak Karina Bosak- mama 3 dzieci. Zawsze szanowaliśmy i szanujemy kobiety. Zawsze kobiety w Konfederacji miały i mają równe szanse. Decydują kompetencje a nie płeć. Dlatego np. wiceprezesem Ruchu Narodowego jest Anna Bryłka a nie Tomasz Buczek.
Uważasz, że media popsuły wizerunek Konfederacji i trochę mogły nakreślić odbiorcom, jak powinni zagłosować?
- Media po prostu interesują się tymi tematami, które interesują opinię publiczną. Dlatego niosły się te tematy związane z Konfederacją, które były kontrowersyjne. Zostaliśmy troszkę takimi zakładnikami tej całej sytuacji z panem Januszem. Bierzemy to na klatę.
Będą kolejne wybory. Będziemy na pewno tutaj analizować błędy. To nie jest tak, że wypowiedzi Korwina są jedynym błędem i za wszystko go winimy. W mojej ocenie kampanii popełniliśmy trochę innych błędów. Między innymi wydatkowanie pieniędzy, o tym też już rozmawialiśmy w partii, czyli dużej eventy, które nas mocno kosztowały, a nie przyniosły określonych zysków politycznych. Musimy sobie przewartościować pewne rzeczy. Kampania nas nauczyła dużo, jak się robi politykę. Myślę, że zarówno Sławek Mentzen jak i Krzysiek Bosak wyciągną wnioski z formy prowadzenia kampanii. Jako pierwsi ambitnie chcieliśmy pokazać program. To też pozwoliło innym partiom politycznym z nim się dobrze zapoznać i raz go kopiować do swoich programów jak PSL i Hołownia, a raz krytykować jak PiS, Lewica czy PO. A program był merytorycznie napisany i się obronił.
Donald Tusk i jego ugrupowania ogłosiło sto konkretów, a nie było u nich żadnego programu. Były slogany często sprzeczne z postulatami konkurencji, co teraz wszyscy widzimy. Następuje pośpieszne wycofywanie się z różnego rodzaju postulatów. Jak choćby PSL, który podchwycił postulat Konfederacji o dobrowolnym ZUS-ie, a który zniknął już z ich strony internetowych, a Kosiniak-Kamysz tłumaczy teraz, że chodziło mu o "wakacje od ZUS" a nie o dobrowolny ZUS dla przedsiębiorców, jak wcześniej głosili z Hołownią.
Wiemy, że budżet nie jest z gumy, trzeba szukać oszczędności i wszystkie postulaty te socjalne, o których mówiło PiS, a które Donald Tusk skopiował i podbijał, nie są do zrealizowania i nie są do pogodzenia. Myślę, że póki jeszcze jest ten entuzjazm po wyborczy, że udało się odsunąć PiS od władzy, to w dłuższej perspektywie jednak koalicja rządząca tak szeroka, tak odmienna od siebie, będzie tracić tak samo, jak tracić będzie PiS, który zaczyna rozliczać się wewnętrznie za porażkę wyborczą i oddanie sterów Polski Lewicy i światopoglądowym liberałom.
Uważam, że jeszcze do wyborów europarlamentarnych Donald Tusk będzie próbował na forum europejskim "załatwić" pewne kwestie, jak transport czy rolnictwo, żeby dobrze to sprzedać opinii publicznej, licząc na dobry wynik wyborczy do Parlamentu Europejskiego swojego ugrupowania. Pamiętajmy, że to PO jest we frakcji rządzącej w Parlamencie Europejskim. Jeśli ta sytuacja będzie nadal trwać, to może się okazać, że po majowych wyborach ta sytuacja może trwać kolejną kadencję i będziemy tracić kolejne kompetencje suwerenności na rzecz UE.
Przed wyborami można było zobaczyć cię na targach w całym Podkarpaciu. To nie takie proste, żeby dać się poznać ludziom. Miałeś o wiele trudniej niż kandydaci, którzy już zdążyli zapracować na swoją rozpoznawalność.
- Nie spodziewałem się aż takiego dobrego odbioru na targach, szczególnie w Kolbuszowej. Sytuacje były różne, ale przewyższały zdecydowanie pozytywne reakcje. Mieszkańcy pytali o wiele kwestii, a ja cierpliwie rozmawiałem, tłumacząc mój punkt widzenia. Czasami udało się kogoś przekonać, czasami nie. W Kolbuszowej, chyba z racji tego już wieloletniego zaangażowania w sprawy społeczne, dobrze mi się z mieszkańcami rozmawiało. Powiem szczerze, że gdybyśmy mieli większe dostęp do Telewizji Publicznej, to myślę, że Konfederacja miałaby dużo lepszy wynik. Dlaczego? Ponieważ mieszkańcy Podkarpacia często myślą tak samo jak ja i Konfederacja, ale z racji cenzury w TVP, jaką na nas nałożył PiS, nie mieliśmy możliwości pokazania się wyborcom katolickim i prawicowym.
Co do rozpoznawalności, to kampanie finansowałem z własnych pieniędzy przy bardzo symbolicznym wsparciu partii. Kosztowało mnie to kilkadziesiąt tysięcy złotych. Było też wsparcie ze strony sympatyków, za co bardzo dziękuję.
Przez dwa miesiące nie mogłem pracować w sensie takim, że moja firma, mimo że jej nie zawieszałem, to nie funkcjonowała w żaden sposób. Poświęciłem się całkowicie tej pracy politycznej. Teraz dopiero nadrabiam zaległości. Dużo pomógł mi mój tata i koledzy w fizycznych pracach jak montowanie banerów.
W kampanii szukałem oszczędności i tak gospodarowałem budżetem, żeby jak najwięcej osiągnąć zysku przy jak najmniejszych kosztach. Trzeba było liczyć każdą złotówkę. Myślę, że moja kampania była skromna w porównaniu do innych, ale efekt był bardzo dobry.
Można powiedzieć, że mimo wyniku, była to "inwestycja" w zbudowanie swojego wizerunku i stałeś się rozpoznawalny.
- Czuję satysfakcję. Nie byłem zawiedziony po wyniku wyborczym. Twardo stąpam po ziemi. Wiem, że praca, którą robimy, to jest praca na lata, zarówno w samorządzie jak i w tej większej polityce tam na górze. Koledzy robią tam robotę, a ja ją robię tutaj i to kiedyś zaprocentuje dla dobra Polski.
Skąd się u ciebie wzięła się fascynacja dużą polityką? Nie widzisz się w lokalnych działaniach?
- Nie powiedziałam, że nie będę startował w wyborach samorządowych, tutaj akurat na szczeblu powiatowym czy gminnym. To jest na pewno rzecz, która chodzi mi gdzieś po głowie i chciałbym się sprawdzić w roli gospodarza – jest to dla mnie wyzwanie. Nie wiem, czy udałoby się złapać mandat w sensie, gdybym się zdecydował na start w wyborach o fotel burmistrza Kolbuszowej. Tak samo jako radny też można działać dla miasta, a i dałoby mi to też pewnie jakąś możliwość zajęcia się tymi sprawami lokalnymi, które leżą mi na sercu.
Na pewno byłoby to duże wyzwanie dla mnie. Z jednej strony mnie to pociąga, żeby tutaj spróbować coś zrobić, wykazać się na tym szczeblu samorządowym. A z drugiej strony, jeżeli na przykład koledzy z Konfederacji uznają, że jednak trzeba wspomóc listę do wyborów sejmikowych czy później szykować się na ten Europarlament, to być może gdzieś tam będę. Nie wiem tego na ten moment. W grudniu mam zjazd Rady Politycznej Ruchu Narodowego, czeka mnie tam rozmowa z Krzysztofem Bosakiem, po której będę decydował o swoim losie wyborczym.
W ostatnich wyborach o fotel burmistrza starli się Jan Zuba i Michał Karkut. Konfederacja, a być może jakiś szerszy ruch społeczny, który się uda sformułować, wystawi swoich kandydatów na wszystkich strzeblach wyborów samorządowych w powiecie kolbuszowskim.
Prowadzisz swoją firmę 16 lat. Jak się żyje drobnemu przedsiębiorcy w dzisiejszych czasach?
- Muszę przyznać, że ostatnio władza nas nie rozpieszczała. Motywacje, które mną kiedyś skierowały do działalności najpierw społecznej, a później politycznej, też wynikały z tego, że dostrzegałem w PO przed 12 laty ich butę i arogancję oraz pogardę dla ciężko pracujących podatników. Za rządów Platformy Obywatelskiej mocno odczuwałem różnego rodzaju niekomfortowe sytuacje w działalności gospodarczej. Naprawdę myślałem, że w 2015 roku PiS, dochodząc do władzy, troszkę ulży przedsiębiorcom, a tymczasem oni tylko podnosili ten fiskalizm i z roku na rok było gorzej.
Słyszy się opinie, że twoje działania były bardziej słowne niż praktyczne, skupiając się przede wszystkim na wywoływaniu zamieszania.
- Nie mam tak jak np. radny mocy sprawczej. Dlatego posługuję się innymi narzędziami. Często, żeby coś osiągnąć, potrzeba szumu medialnego. Ale starałem się także załatwiać pewne problemy poza okiem fleszu dziennikarskiego. Myślę, że burmistrz o to zapytany mógłby tutaj powiedzieć, czy zawsze chciałem robić jakąś drakę, awanturę? Było przynajmniej kilka takich sytuacji, gdzie po prostu udało się sprawę załatwić niemedialnie. Wykonałem SMS czy telefon i po takim kontakcie udało się kilka problemów rozwiązać, za co go szanuję i w tym miejscu dziękuję. Dopiero w momencie, kiedy ktoś przekroczył granicę i nie było innej drogi, to trzeba było interweniować medialnie. Uważam, że burmistrz Zuba, gdyby nie był pod mocnymi wpływami starosty Kardysia i posła Chmielowca, byłby całkiem dobrym gospodarzem. Niestety lojalność partyjna często bierze niepotrzebnie górę w jego decyzjach.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.