Wtorek, 27 września, był pana ostatnim dniem w pracy.
- Dokładnie. Zostałem stypendystą ZUS-u (śmiech, przyp. red.).
Myśli pan, że ciężko będzie się przestawić na tryb emerytalny?
- Raczej nie. Sam wybrałem czas odejścia. Byłem na to już nastawiony. A jak będzie dalej, to będę mógł powiedzieć dopiero za jakiś czas.
Wiek emerytalny osiągnął pan dwa lata temu. Nie zrezygnował pan jednak z pracy.
- Uważam, że na odejście nigdy nie ma dobrego czasu. Pandemia koronawirusa spowodowała, że odłożyłem tę decyzję w czasie. Miałem dżentelmeńską umowę z panem burmistrzem, że zrobię to, po złożeniu monografii Kolbuszowej. Jej pierwszy tom jest składany.
Przejście na emeryturę nie jest łatwą decyzją, tym bardziej że atmosfera w pracy i współpracy z innymi organizacjami nie była zła. Wybrałem sam ten moment.
Teraz będę miał czas m.in. na przeczytanie kolejnych książek. Żona pozwoliła mi dokupić dwa regały do mojej własnej biblioteczki. Poza tym chciałbym uporządkować pewne archiwalne materiały, które zbierałem przez jakiś czas
Nowym dyrektorem biblioteki został Paweł Michno. Widział go pan na tym stanowisku?
- Decyzję o powołaniu dyrektora biblioteki podejmuje szef, czyli burmistrz Kolbuszowej. Cieszę się, że to właśnie on będzie moim następcą. Współpracujemy od wielu lat m.in. w Regionalnym Towarzystwie Kultury im. J. M. Goslara w Kolbuszowej, którego jestem prezesem, a Paweł sekretarzem. To regionalista związany ze środowiskiem.
Pan burmistrz, przed podjęciem decyzji, poprosił zarząd oddziału Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich o opinię w sprawie kandydatury Pawła Michno. Była ona pozytywna.
Myślę, że biblioteka trafia w dobre ręce.
W bibliotece przepracował pan 32 lata. Jak wyglądały początki?
- Pracę zacząłem 1 października 1990 roku. Przyszedłem w czasie, gdy tworzył się samorząd. W wielu gminach likwidowano wówczas biblioteki lub ograniczano ich działalność.
Kolbuszowscy bibliotekarze mnie nie znali. Byłem osobą z zewnątrz i na dodatek jedynym mężczyzną. Na pierwszym spotkaniu powiedziałem, że postaram się tak działać, żeby nie zlikwidować ani jednej filii i etatu. To się udało.
Rzuciłem się w wir codziennej pracy. Warunki lokalowe były wtedy zupełnie inne. W filiach wiejskich mieliśmy jeszcze piece. W Przedborzu biblioteka znajdowała się w poniemieckim baraku. W czasie ulewy zalewało nam księgozbiór. Podobnie było w siedzibie w Kolbuszowej, gdzie nieraz podstawialiśmy garnki, żeby łapać kapiącą z sufitu wodę.
Wraz z pana przyjściem w bibliotece zakupiony został pierwszy komputer.
- Dokładnie. Było to pod koniec października 1990 roku. Nowe technologie zaczęły wchodzić do instytucji. Do tej pory bardzo podziwiam panie pracujące wówczas w bibliotece, które zaakceptowały moje przekonanie do tego, że trzeba się komputeryzować. Na pewno było to dla nich trudne. Niektóre z nich pracowały przez 30 lat bez komputera, a tu trzeba było się przestawić na nowy system pracy. Zacząć tworzyć bazy danych.
Była nawet taka zabawna historia, że jedna z koleżanek powiedziała: "nie mamy pieniędzy na ołówki i długopisy, a on kupuje komputer". Później przekonała się, że było warto.
Obejmując stanowisko dyrektora, jaką miał pan wizję kolbuszowskiej biblioteki?
- Bardzo fascynowało mnie to, co było pokazywane w niektórych amerykańskich filmach. Osoby, które chciały się czegoś dowiedzieć, przychodziły do biblioteki, gdzie na komputerach przeglądały artykuły prasowe. Biblioteka była takim centrum informacji.
Na tym nie koniec. Niektórzy radni przekonywali, że biblioteka to przeżytek tamtego systemu, nie zdając sobie sprawy z tego, że w USA każde miasto było dumne z tego, że miało swoją bibliotekę. Nie jest to tylko miejsce, w którym można wypożyczyć książkę, ale miejsce dla lokalnego środowiska.
Cieszę się z tego, że moja wizja kolbuszowskiej biblioteki ze zbiorami regionalnymi i lokalnymi wydawnictwami, nowymi technologiami i otwarciem się na środowisko została przyjęta przez bibliotekarzy. To miejsce, które powinno łączyć i należy współpracować ze wszystkimi.
Wspomina pan o zbiorach regionalnych. W ciągu tych 32 lat do kolbuszowskiej biblioteki trafiło wiele cennych materiałów. Mowa m.in. o zdjęciach wykonanych przez Karola Grodeckiego pokazujących Kolbuszową sprzed lat czy materiałach historycznych Haliny Dudzińskiej.
- Mamy też zdigitalizowane (zeskanowane i zapisane w wersji elektronicznej, przyp. red.) księgi parafialne z powiatu kolbuszowskiego. Udało się to dzięki ks. prof. Sławomirowi Zychowi, który namówił proboszczów do udostępnienia nam tych ksiąg. Coraz więcej osób przychodzi do biblioteki i przegląda je na komputerze.
W naszych zbiorach jest też ponad 170 starodruków kolbuszowskich, które przekazał nam w depozyt ks. Lucjan Szumierz.
Mamy też kilka godzin nagrań rozmów z nieżyjącym już Mieczysławem Godlewskim, ostatnim prezesem Światowego Związku Żołnierzy AK, oddział Kolbuszowa. Z kolei Franciszek Batory przekazał do biblioteki odznaczenie swojego brata kpt. Józefa Batorego.
Ludzie uznali, że biblioteka jest właściwym miejscem, gdzie te pamiątki mogą trafić
Druga część rozmowy w niedzielę (9 października) na korsokolbuszowskie.pl.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.