Pani Agnieszka nie była łatwą, z punktu medycznego, pacjentką. - Pierwszy przeszczep miałam jako 10-letnie dziecko. Po latach nerka przestała pracować. W międzyczasie pojawiły się inne problemy zdrowotne - przyznaje.
Na dializy kobieta jeździła do Rzeszowa, omijając oddział nefrologii i dializoterapii, mieszący się przy ul. Kolejowej w Kolbuszowej. - W końcu przyszła do doktora Maziarza i zapytałam, czy byłoby dla mnie miejsce. I było.
Po roku dializ pani Agnieszka odważyła się zapytać o możliwość przeszczepu nerki. - Bałam się. Lekarze w Częstochowie mi to odradzali. Po moim pytaniu, zaraz na drugi dzień, pani doktor Tęcza skierowała mnie na badania. To wielki plus, że wszystko zrobiłam tutaj na miejscu, na oddziale. Obyło się bez kosztownych, prywatnych wizyt - wspomina kobieta.
Oczekiwanie
Pani Agnieszka została wpisana na ogólnopolską listę oczekujących na przeszczep. Na swoją nerkę czekała pięć miesięcy. - Z jednej strony człowiek bardzo tego pragnie. Z drugiej strasznie się boi - przyznaje.
Telefon zadzwonił po godz. 7. Kobieta była wtedy w sklepie i kupowała bułki. Jej mąż czekał w aucie. To on jako pierwszy usłyszał dobą nowinę. - Mąż robił się coraz bardziej blady. Od razu już wiedziałam, kto dzwoni. Powiedział "Aga, jest nerka". Wybuchłam płaczem. To były emocje nie do opisania. Musiałam szybko podjąć decyzję, czy chcę tej nerki. Powiedziałam tak. Oddzwoniliśmy, a później wróciliśmy do domu się spakować - wspomina kobieta.
Moja Andżelika
Małżeństwo przyjechało prosto na oddział w Kolbuszowej. Przed wyjazdem przeprowadzono dodatkowe badania, zrobiono dializę. Około godz. 17 pani Agnieszka była już we Wrocławiu. - Dostałam ochrzan za to, że miałam pomalowane paznokcie. Przestraszyłam się, że przez hybrydy mogę nie mieć nowej nerki.
Operacja trwała przeszło 4 godziny. Były małe komplikacje. Wszystko się jednak udało. Przeszczep odbył się 22 listopada 2016 roku. - Dzień później moja chrześnica obchodziła urodziny. Jest taki zwyczaj, że nerkę trzeba nazwać. Stwierdziła, że to będzie Andżelika od drugiego imienia mojej chrześnicy. Później okazało się, że nerka, która dostałam, należała do 16-letniej dziewczyny. Ona miała tak samo na imię jak moja chrześnica... To był znak z góry, że ta nerka była przeznaczona dla mnie - mówi wzruszona kobieta.
Więcej w 13 numerze Tygodnika Korso Kolbuszowskie