reklama

Czego Jacek Bardan nie lubił w byciu dyrektorem muzeum w Kolbuszowej? A co planuje robić na emeryturze? [ROZMOWA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WIADOMOŚCI Z Jackiem Bardanem, który przez wiele lat kierował kolbuszowskim muzeum, rozmawiamy m.in. o odwołanym konkursie na to stanowisko, zmianach, jakie czekają skansen i o tym, czego nie lubił robić jako szef tej instytucji.
reklama

Spotkaliśmy się na kilka dni przed wygaśnięciem pana kontraktu na stanowisko dyrektora Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej. Będzie pan jeszcze zaglądał do siedziby muzeum po zakończeniu pracy?

- Myślę, że tak. Jestem sentymentalnie związany z tym miejscem, gdzie przecież spędziłem niemałą część mojego życia. Należę do tych szczęśliwych osób, które lubiły swoją pracę.

W tym samym czasie prace kończy dyrektor muzeum w Sanoku. W rozmowie z korsosanockie.pl przyznał on, że były to decyzje polityczne. Czy w pana przypadku też możemy o tym powiedzieć?

- Nie znam uzasadnienia decyzji Zarządu Województwa Podkarpackiego.

Było dla pana zaskoczeniem, że konkurs na to stanowisko szefa kolbuszowskiego muzeum został odwołany za pierwszym razem, kiedy tylko pan zgłosił swoją kandydaturę?

- Byłem nie tyle zaskoczony, co zdziwiony i oczywiście zaciekawiony.

Organizatorzy konkursu w regulaminie zastrzegli sobie, że mogą go odwołać bez podania przyczyny.

- Zgadzam się z tym, że skorzystanie z tego zapisu było rozwiązaniem dyskretnym.

Pana stanowisko zajmie Katarzyna Dypa, którą sam pan zatrudnił. Otrzymała już od pana złote rady dotyczące zarządzania instytucją?

- Przede wszystkim bardzo się cieszę z tego, że muzeum będzie zarządzane przez osobę, która to muzeum dobrze zna. Pani Katarzyna ma doskonałe kompetencje muzealnicze i organizacyjne, więc jakichś specjalnych wskazówek nie potrzebuje.

Owszem, są tzw. pożyteczne informacje, które wynikają z doświadczenia nabytego na tym stanowisku. Trochę ich przekazałem. Jeżeli nie wszystkie – z przyjemnością porozmawiam przy filiżance herbaty.

Wróćmy do tego, jak trafił pan do kolbuszowskiego muzeum.

- Zacząłem pracę w 1985 roku. Czasy były szarobure, ale jesień słoneczna. Siedziba muzeum mieściła się wówczas jeszcze w dawnej synagodze w Kolbuszowej. Dyrektorem był pan Maciej Skowroński. To były takie pionierskie i entuzjastyczne początki.

Pamięta pan swój pierwszy dzień w pracy na stanowisku dyrektora MKL w Kolbuszowej.

- Tego konkretnego dnia nie, ale początków nie da się zapomnieć, ponieważ nie były łatwe.

Jakie stanęły przed panem zadania, z którymi musiał się pan zmierzyć?

- Długo by wymieniać. Finansowanie instytucji kultury chyba nigdy nie było, mówiąc eufemistycznie, priorytetem. Zwłaszcza w latach kryzysu. Z tego też wynikały wszystkie konsekwencje naszego trudnego położenia.

W roku 2004, kiedy zacząłem kierować muzeum, było dużo pracy i dotkliwie niewielkie zatrudnienie. Brakowało zwłaszcza wykwalifikowanych muzealników - było nas mniej niż działów muzealnych przewidzianych przez regulamin organizacyjny.

Najpierw trzeba było przekonać organizatora, że to, co dostajemy, to jest jednak bardzo mało. To się po części udało, a poza tym otworzyły się możliwości pozyskiwania funduszy zewnętrznych. Do dzisiaj zrealizowaliśmy ponad 30 grantów o łącznej wartości około 10 milionów złotych.

Teraz to się zmieniło? Jest wystarczająco dużo pieniędzy?

- W instytucjach kultury jest tak, że najczęściej ci, którzy w nich pracują, mówią, że dostają mało, a ci, którzy finansują, czyli organizatorzy, mówią, że to jest w sam raz. Prawda zwykle leży pośrodku. Niestety nie ma obiektywnych wskaźników, które by pokazały, czy finansowanie instytucji kultury jest efektywne, czy nie. Czy ta instytucja dobrze wykorzystuje te pieniądze, czy nie. Taka jest ich właściwość.

Oceniając pracę muzeów, należy pamiętać, jakie zadania i w jakiej perspektywie czasowej zostały tym instytucjom wyznaczone w obszarze cywilizacji europejskiej. To są cele długofalowe, a ich rezultaty trudne do określenia i sparametryzowania w ciągu jednego roku budżetowego. Tutaj pomocnicza, i bardziej obrazowa, może być analiza porównawcza analogicznych muzeów skansenowskich.

Mówiąc o finansowaniu, możemy porównać się z muzeum w Sanoku, które również ma skansen?

- Takie porównania powinny być dosyć ostrożne. Trzeba brać pod uwagę specyfikę danego miejsca, ale najlepiej byłoby nas porównać z Muzeum Wsi Radomskiej czy Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu, które mają mniej więcej podobny zasób muzealiów i obszar działania. Każde z tych muzeów, także sanockie, ma wyższą dotację podmiotową niż my.

Jak pan uważa, z czego to może wynikać, że Kolbuszowa jest spychana na dalszy plan.

- Nie powiedział bym, że spychana. Jest to raczej pewna inercja planowania budżetowego, które nie lubi zmian, bo jakoś trzeba uzasadnić, dlaczego komuś więcej, a komuś mniej. Zresztą nasza dotacja podmiotowa w ostatnich latach delikatnie wzrosła, a na jednoroczne dotacje inwestycyjne wręcz trudno narzekać.

Finansowanie muzeów i w ogóle instytucji kultury jest sposobem, w jaki realizuje się długofalową, obliczoną na pokolenia wizję rozwoju kulturowego jakiegoś regionu. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć: jaka wizja, takie finansowanie. Przed laty usłyszałem następujący argument strategiczny: więcej dajemy większemu muzeum, ponieważ jest większe. A dlaczego jest większe? Ponieważ więcej dostaje, no i koło się zamyka.

Liczył pan, ile udało się zestawić nowych obiektów w skansenie od czasu, kiedy był pan dyrektorem?

- Robiłem taki pobieżny bilans. Muzealia i eksponaty nieruchome są dosyć zróżnicowane. Jeżeli mówimy o tych, które tworzą ekspozycję parku etnograficznego, to rozpiętość jest olbrzymia. Z jednej strony mamy małą kapliczkę słupową, którą wręcz można zdemontować i schować do magazynu, a na przeciwnym biegunie jest kościół - potężny, kubaturowy obiekt. Licząc je wszystkie, mogę powiedzieć, że zestawiliśmy około 40 obiektów architektury regionalnej.

Jest pan w stanie wskazać, z którego z nich, sprowadzonego do kolbuszowskiego skansenu, jest pan najbardziej zadowolony?

- Trudno wskazać jeden konkretny. Wszystkie mają jakieś walory i każdy jest ważnym uzupełnieniem całości. To jest tak, że 18 lat temu, kiedy zostałem dyrektorem, ta kolekcja architektury drewnianej była dosyć niereprezentatywna. Stosunkowo dobrze był rozbudowany sektor wsi lasowiackiej, ale stały w nim przede wszystkim zagrody włościańskie, kilka wiatraków, młyn wodny i dwie kuźnie. Była też szkoła, karczma i remiza.

To nie odzwierciedlało pełnego krajobrazu dawnej wsi. Uzupełniliśmy go więc o cały zespół kościelno-plebański z kościołem, domem parafialnym i zagrodą plebańską. Powstał zespół dworski z unikalnymi osiemnastowiecznymi budynkami dworu i spichlerza, leśnictwo oraz obiekty przemysłów wiejskich, jak garncarnia czy olejarnia.

Mieliśmy także poczucie, że mijający czas nie jest naszym sojusznikiem. Zabytki drewniane bardzo szybko znikały z krajobrazu. Z tego powodu – wracając do pytania – bardzo jestem zadowolony z translokacji dworu z Brzezin. Teraz pozyskanie tak cennego zabytku nie byłoby możliwe.

W praktyce jak takie przeniesienie wygląda? Muzealnicy szukają w terenie takich obiektów, rezerwują, a później przenoszą do skansenu?

- Drogi, jakimi dowiadujemy się o tych obiektach, są bardzo rozmaite. Czasami zgłaszają się do nas właściciele, ponieważ stary dom im po prostu zawadza. Czasami jest to informacja od wojewódzkiego konserwatora zabytków, czasami jest to rzut oka z okna samochodu. Jednak podstawowym źródłem informacji są działania systemowe, czyli prowadzone regularnie przez muzeum badania terenowe.

No, a potem, kiedy wytypowany obiekt jest zgodny z naszą polityką zbiorów, kiedy już dojdziemy do porozumienia z właścicielem, zaczynają się prace naukowe, dokumentacyjne, wreszcie konserwatorsko-budowlane – długotrwałe, wymagające wysokich kompetencji rzemieślniczych, kosztowne i obciążone wszelkimi procedurami wynikającymi z prawa budowlanego.

A jak to wyglądało w przypadku kościoła z Rzochowa, który stał w powiecie mieleckim?

- W przypadku kościoła procedury były wyjątkowo złożone. Wybierając obiekt, musieliśmy uwzględnić stanowisko parafian, kurii metropolitalnej i wojewódzkiego konserwatora zabytków. W tych naszych peregrynacjach za kościołem, a to zaczęło się w 2005 roku, wytypowaliśmy kilka obiektów i one odpadały jeden po drugim z różnych powodów. Kościół w Szebniach pozbawiony był wyposażenia, w Rożnowicach nie zgodzili się parafianie, w Trzęsówce nie zgodził się konserwator zabytków, i ostatecznie stanęło na Rzochowie.

Kościół był w bardzo złym stanie technicznym, ale za to miał niemal kompletne wyposażenie. Przejęliśmy, a ściślej kupili za symboliczną złotówkę wszystko łącznie z ołtarzami, witrażami, meblami, prawie kompletny kościół.

Ta złotówka to było wszystko, czym dysponowaliśmy, zaczynając to karkołomne zadanie. Szczęśliwie wkrótce zdobyliśmy dotacje konserwatora wojewódzkiego i ministra kultury na prace dokumentacyjne i przygotowawcze, a później dofinansowanie z funduszy europejskich i prace ruszyły.

Organizacyjnie było to dosyć skomplikowane – kilku wykonawców, w ramach kilku przetargów prowadziło równoległe prace konserwatorsko–budowlane i – z wybitnym udziałem naszej pracowni – konserwację wyposażenia, za którą zresztą dostaliśmy od Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego statuetkę "Sybilli" - pierwszą nagrodę za najważniejsze wydarzenie muzealne roku.

Cieszę się, że w tym momencie praktycznie zamknęliśmy cały kompleks kościelno-plebański, bo mamy wykończony kościół z otoczeniem. Obok stoi dom parafialny, w którym mieściła się kiedyś także organistówka i kasa Stefczyka. W 2022 roku zakończyliśmy prace budowlane przy założeniu plebańskim. To są cztery, wysokiej klasy architektonicznej, budynki. Całe obejście - plebania, spichlerz, stajnia i stodoła. Rezultat jest do obejrzenia w parku etnograficznym.

Czegoś w skansenie kolbuszowskim jeszcze brakuje? Czy jest jeszcze miejsce na zestawianie nowych obiektów?

- Miejsca nie jest za wiele. Szczęśliwie udało się przed kilku laty dokupić 2 hektary i 70 arów gruntu, bo bez tego nie byłoby gdzie postawić założenia leśnego. W tej chwili leśnictwo jest jedynym, a więc unikalnym zespołem takiej architektury w Polsce.

A wracając do pytania. Nasz park etnograficzny, w granicach, w jakich jest, planowany jest bardzo starannie. Tak więc na zestawienie przewidzianych w programie rozbudowy obiektów mamy też przewidzianą lokalizację. Natomiast brak rezerw terenowych będzie skutkował możliwymi do wyobrażenia sobie, lecz trudnymi do oszacowania, ograniczeniami przyszłych korzyści i szans rozwojowych.

A czego nam brakuje? Sektor lasowiacki, oprócz kompletowanej zagrody garncarskiej, jest praktycznie gotowy. Aczkolwiek mogą się wydarzyć takie sytuacje, że pojawi się jakiś pojedynczy, ciekawy obiekt, np. sklepik wiejski, więc chętnie go przyjmiemy.

Większych uzupełnień wymaga sektor rzeszowski. Tutaj, jeżeli ma to być kolekcja reprezentatywna dla architektury wiejskiej tego regionu, powinniśmy zestawić przynajmniej jeszcze trzy zagrody.

Aktualnie trwa budowa strefy zaplecza muzeum, która architektonicznie będzie kontynuacją założenia dworskiego. Obiekty o charakterze gospodarczym wzorowane są na budynkach folwarcznych z Kleci i Bud Głogowskich. Zabytkowa rządcówka z Rudnej Wielkiej będzie mieściła biura i pracownie merytoryczne działów zajmujących się utrzymaniem parku etnograficznego.

Wspominał pan niedawno, że sektor wstępny, który z założenia miał być sektorem zabudowy miasteczkowej, też czeka na rozbudowę.

- Myślę, że w perspektywie kilku, może kilkunastu lat cały zespół małomiasteczkowy zostanie zbudowany. Mamy już jeden sprowadzony obiekt, który czeka na zestawienie. To jest dom Szeligów z Leżajska.

Natomiast po drugiej stronie ulicy Wolskiej chcemy zbudować siedzibę muzeum, pracownie konserwatorskie, a przede wszystkim magazyny muzealiów, których bardzo nam brakuje. Chcielibyśmy kiedyś, w przyszłości, przenieść się w okolice skansenu, ponieważ konieczność ciągłych przejazdów między pracowniami merytorycznymi przy ulicy Kościuszki a naszym podstawowym miejscem pracy, jakim jest park etnograficzny, jest uciążliwa, czasochłonna i kosztowna.

Co wówczas z budynkiem, w którym się teraz znajdujemy - z siedzibą muzeum przy ulicy Kościuszki?

- Wolałbym pytanie o to, czy wiemy, co chcemy zbudować tam przy skansenie. Otóż tak, mamy plan funkcjonalny, mamy projekt budowlany, jesteśmy gotowi. Zapewniam, że z tego powodu budynek przy ul. Kościuszki nie dozna żadnego uszczerbku.

Podsumowując, gdy kto ostatni raz odwiedził kolbuszowski skansen 20 lat temu, to teraz zaglądając do parku, mógłby być zaskoczony tym, jak bardzo to miejsce się zmieniło.

- Myślę, że tak. Zaskakujące są nie tylko zmiany w parku etnograficznym, ale i w jego otoczeniu.

Kolbuszowskie muzeum bardziej nastawia się na odwiedzających spoza powiatu kolbuszowskiego?

- Myślę, że mieszkańców Kolbuszowej i okolic powinna zainteresować możliwość nabycia całorocznych karnetów, które są tanie i można z nimi niemal codziennie zwiedzać park etnograficzny. Natomiast nasza oferta wystawiennicza, edukacyjna i kulturalna ma charakter dosyć uniwersalny.

Odległość zamieszkania nie powinna mieć istotnego znaczenia w jej percepcji. Każdego roku blisko połowa osób, które nas odwiedzają, pochodzi z Podkarpacia; reszta to turyści z innych regionów Polski, również z zagranicy.

Na początku naszej rozmowy wspomniał pan, że będzie pan zaglądał do kolbuszowskiego muzeum, w którym spędził pan niemały kawałek swojego życia. A co oprócz tego będzie pan robił na emeryturze?

- Jeszcze zobaczę, ale na pewno będę zwiedzał także inne muzea. Może zacznę pisać wspomnienia, kto wie.

Było coś, czego nie lubił pan, pełniąc stanowisko dyrektora MKL w Kolbuszowej?

- Jednej rzeczy. Nie lubiłem publicznych wystąpień, a cała reszta to była przyjemność.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu m.in. czytać ekskluzywne materiały PREMIUM dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników i prowadzić dyskusję na portalowym forum i aby Twoje komentarze były wyróżnione.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama