O losie placówki i jej podopiecznych samorządowcy dyskutowali przez prawie dwie godziny podczas komisji oświaty zorganizowanej 17 grudnia.
Kto chciał szkoły
Burmistrz Jan Zuba zaczął od przypomnienia historii powstania szkoły specjalnej w Kolbuszowej Dolnej. Podkreślił, że zadanie to, mimo że należy do powiatu, realizuje gmina. Obecny na spotkaniu starosta Józef Kardyś odbił piłeczkę, zwracając uwagę na to, że to gmina wystąpiła do powiatu o podpisanie porozumienia, na mocy którego mogła uruchomić tę placówkę na bazie wygaszanej szkoły podstawowej w Kolbuszowej Dolnej.
Słowa te potwierdził radny Józef Fryc. - To myśmy prosili starostę, a nie starosta nas, żeby szkoła specjalna w Kolbuszowej Dolnej była. Zaproponowaliśmy takie rozwiązanie z ówczesnym burmistrzem Chmielowcem, ponieważ myśleliśmy, jak uratować nauczycieli, który tracili pracę - przypomniał radny z wieloletnim stażem.
Trudno się pomieścić
O trudnej sytuacji lokalowej placówki mówiła podczas spotkania jej dyrektor - Marzena Mytych. Do szkoły uczęszcza obecnie ponad 50 dzieci z różnych części naszego powiatu. - Brakuje nam takiego zaplecza jak sala sportowa czy specjalistyczne gabinety, które teraz bardziej przypominają niewielkie klitki. Brakuje sali logopedycznej i psychologicznej - wyliczała dyrektor. - Z pomieszczenia biblioteki udało nam się wygospodarować salę wyciszeń. To pomieszczenie bez okien, ze ścianami wyłożonymi pianką czy materacami, w którym przebywa uczeń, aby doprowadzić go do takiego stanu, żeby nie zagrażał sobie i innym dzieciom - dodała przedstawicielka szkoły.
Podczas komisji zwrócono uwagę na liczbę nauczycieli i pracowników szkoły. W 2014 r. było to 54,53 etatów, a cztery lata później - 44,57 etatu. - Wiem, że tego personelu troszkę jest, ale każdy jest potrzebny. My nie wymyślamy sobie żadnych dodatkowych przedmiotów - zapewniała Marzena Mytych, podkreślając, że szukała oszczędności, gdzie się da. Nie zawsze jednak da się tworzyć klasy liczące więcej osób, aby te koszty zminimalizować.
Więcej w aktualnym numerze Korso.