Pierwsze próby tych ulotnych małych dzieł popełniłem chyba około 10 lat temu. Zniecierpliwiony oczekiwaniem na wiosnę, aby realizować kolejne prace na ścianach, postanowiłem stworzyć coś na "białej kartce", która w zimie rozpościerała się przecież wszędzie i tak powstały twarze na śniegu
- mówi Arkadiusz.
Maluję, je w miejscach, gdzie lubię spacerować, w mojej okolicy, na Posadzie
- dodaje artysta.
15 grudnia 2022 roku Andrejkow obchodził swoje dwudzieste artystyczne urodziny. Choć kultura ulicy to zbiorowość, Arkadiusz Andrejkow należy do hermetycznych outsiderów, którego sztuka otwiera się w momencie realizacji. Fascynacja malowania w nietypowym miejscach, w ogóle fascynacja malarstwem zaczęła się u niego stosunkowo późno.
- W szkole podstawowej na zajęciach plastycznych byłem niewyróżniającym się uczniem - mówi - dopiero w drugiej klasie szkoły średniej zaiskrzyło. Inspiracją stał się miesięcznik "Ślizg"
To na łamach tego czasopisma zapoznał się z kulturą grafficiarzy. Tych z Polski, jak i całej Europy. Dużo znajdował prac, gdzie podstawową tematyką były malowane litery na biało lub w srebrze na ciemnym konturze.
- Nie miałem pojęcia, że każdy grafficiarz miał swój styl rozpoznawalny tylko dla pewnych kręgów. Że posługiwali się oni pseudonimami. Przez pierwsze kilka lat "na żywo" nie zetknąłem się z żadnym z nich
Zaczynał jak każdy w tej sztuce, pod osłoną nocy. Młody, chudy z głową pełną fantazji i z dźwiękami Magika, Molesty, Grammatika. Uczył się szybko i nie oglądał się wstecz.
- Czułem, że przynależę i tworzę część tej kultury. Nie robiłem nikomu krzywdy. Zawsze malowałem na starych, zniszczonych murach i pustostanach. Na początku robiłem mnóstwo szkiców, bo myślałem, że tak trzeba
Pierwsze były litery, jak sam mówi, bez znaczenia. Z czasem przekonał się, że graffiti to nie tylko litery, ale coś znacznie więcej...
Arkadiusz Andrejkow Fot. Grzegorz Kosmala
Dziś są moje okrągłe urodziny, ale... nie takie prawdziwe. Dokładnie 20 lat temu, co do dnia wykonałem na ścianie swoje pierwsze graffiti. Będąc w technikum geodezyjnym w Sanoku nic nie wiedziałem o malowaniu. Jako wytrwały słuchacz hip-hopu, zafascynowany pracami na ścianach, które co miesiąc oglądałem w czasopiśmie "Ślizg" postanowiłem również spróbować swoich sił w malowaniu sprayami, które wówczas o niebo odbiegały jakością od tych obecnie dostępnych na rynku. Przygotowałem projekt, który bardzo wiele razy ćwiczyłem na kartce. Wyszedłem malować oczywiście w nocy, nic nie mówiąc rodzicom. Misją była zrealizowana. Nikt mnie nie zauważył. Długo po tym nie mogłem zasnąć. Rano pierwsza myśl to zobaczyć efekty malowania. Było słabo, nawet bardzo słabo, ale te emocje plus zapach farby w sprayu były niezapomnianym doznaniem oraz iskrą w sercu kilkunastoletniego chłopaka na to, że jednak można zmienić monotonnie dnia codziennego i brak większych perspektyw na przyszłość
- podsumowuje z okazji okrągłej rocznicy Andrejkow.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.