– To był dobry rok – mówi Agnieszka Parys, kierownik "Wigora" i instruktor do spraw kulturalno-oświatowych. – Tu jest wspaniale – zachwalają podopieczni placówki, którzy boleją nad tym, że "szkoła" nie jest czynna... także w weekendy.
Pająki bez musu
Budynek dawnej szkoły w Niwiskach jest niezwykle okazały. Jego budowniczowie chyba biją brawo z zaświatów, widząc, jak został odnowiony i zaadaptowany na potrzebny dziennej placówki pobytu dla osób starszych. Dokładnie: na potrzeby ich drugiego domu. Drugiego, weselszego. - Bo w swoim codziennym domu mam o wiele smutniej, dlatego że zazwyczaj siedzę sama, aż do wieczora, kiedy dzieci wracają z pracy – mówi jedna z pensjonariuszek.
W sali robótek ręcznych panie robią piękne kwiaty z bibuły. Umiejętność wyniesiona jeszcze ze szkoły podstawowej, czyli... z tego właśnie budynku. To m.in. te kwiaty złożyły się na piękną, czterometrową palmę wielkanocną, która była ozdobą Niedzieli Palmowej w Niwiskach. Panie siedzą i wspominają lata młodości, rozmawiają o ozdobach z bibuły, które były jedynymi zdobnymi akcentami w czasach ich dzieciństwa, o pająkach z cienkiej, niegarbowanej bibuły, wspominają naukę, dawne czasy. - Nauczyłyśmy się w młodości, i wróciło wszystko to do nas, i nawet my wróciłyśmy do szkoły. Tylko teraz jest inaczej. Do szkoły był mus chodzenia, tu chodzimy, bo chcemy. Dawniej nic nie było, nie było z czego tych ozdób robić, a teraz jest tego tyle do wyboru, do koloru – mówi pani Józefa, z upodobaniem spoglądając na wielokolorowe materiały papiernicze.
Nikogo nie powinno więc dziwić, że sale "Wigora" są zdobne w ręcznie przygotowane przez seniorów ozdoby.
Do klatki
– Wracamy tu z radością, każdego dnia. Za każdym razem czujemy się młodsze, lata szkolne
do nas wracają. Jak przyjedzie zostać w domu, nie bardzo się chce. Tutaj jest bardzo miła atmosfera, zgadzamy się wszyscy, nie ma wywyższania się, jesteśmy wszyscy równi. Do tego personel super, kierowniczka super, i dziewczyny do pomocy też miłe. Wszystko jest bardzo dobrze zorganizowane. Kiedy komuś coś źle się dzieje, nie dopuszczą, pilnują i dbają, pomagają jak mogą, kiedy trzeba – współczują. To jest bardzo miłe – mówi Józefa Skiba.
Co lubią najbardziej? – Gotować, to już się nagotowałyśmy całe życie, jak trzeba i jak mamy na coś ochotę, to tak. Ale żeby tak cały czas przy garach stać, to nie. Jak się nam zachce popichcić, to bierzemy panie, żeby nam pomogły, żebyśmy czegoś w kuchni nie zmalowały i pichcimy. Dziś są babki, wczoraj był jabłecznik, wcześniej to naleśniki lub racuchy z jabłkami, a to amoniaczki, to serniki, co umyślimy sobie, to i robimy. Pieczemy pysznie, to i księża do nas ciągną, i biskupi – żartują panie, które rzeczywiście gościły już kilka znamienitych osób w progach swojego drugiego domu.
Zresztą kuchnia, którą mają do dyspozycji, też zachwyca: piękne, jasne meble, do tego nowoczesny sprzęt.
– Tu jest super, tylko nam d... rosną od tych wszystkich przysmaków. Ale szefowa mówi, że musi nas tu odchudzić, kupuje kijki i będziemy latać – mówi jedna z podopiecznych. Kierowniczka Agnieszka dodaje: – Zaproponowałam paniom zajęcia nordic walking, zaczniemy zaraz po świętach, będzie jeszcze bardziej sportowo. Pani Regina wtrąca: –Tu i tak jest sportowo, zresztą lubimy ćwiczenia. Zbiorową gimnastykę mamy co rano na dużej sali, potem rehabilitacje, czy w klatce, czy na balonach. Z radością idziemy do klatki!
Na moją zaskoczoną minę panie reagują śmiechem: - Klatka to takie urządzenie rehabilitacyjne, ćwiczymy tam pod okiem naszej fizjoterapeutki.
Więcej w 16 numerze Tygodnika Korso Kolbuszowskie