Iwona Wdowiak, kapitan pierwszoligowych Sokółek, do drużyny trafiła w 2009 roku. Trenerem był wtedy Ryszard Zieliński. - Po pierwszych zajęciach chciałam to rzucić, bo grając z chłopcami, nauczyłam się zupełnie innego stylu piłki – wyznaje. - W Sokole trzeba było się dzielić piłką, do czego długo nie mogłam się przyzwyczaić. No, ale z czasem robiłam postępy i w końcu załapałam się do podstawowego składu, w którym znalazłam sobie miejsce na pomocy – opowiada piłkarka mieszkająca w Nowej Dębie.
Głupie porażki i niespodzianki
Iwona zdaje sobie sprawę, że tegoroczne rozgrywki miały wyglądać zupełnie inaczej. - Sezon zaczęłyśmy od głupiej porażki z Goczałkowicami (0:1 u siebie – przyp. red) – przyznaje. - Potem nie było lepiej. Do meczu z AZS-em II Wrocław (1:3 u siebie – przyp. red) przystąpiłyśmy osłabione o dwie podstawowe zawodniczki. A w dwóch kolejnych spotkaniach grałyśmy przeciwko czternastce rywalek z sędzinami włącznie – podkreśla doświadczona kapitan Sokoła. - Niestety prawdą jest też, że same nie byłyśmy bez winy. Słabo wyglądała nasza skuteczność „na szpicy” i w obronie. Nie dość, że nie wykorzystywałyśmy świetnych okazji do zdobywania bramek, to jeszcze z tyłu zdarzały nam się niespodzianki – zauważa.
Więcej w 48 numerze Tygodnika Korso Kolbuszowskie