reklama

Rozpoczął się proces o zabójstwo Agaty M. z Rzędzianowic. Kobieta zginęła od ciosów nożem w centrum Mielca

Opublikowano:
Autor:

Rozpoczął się proces o zabójstwo Agaty M. z Rzędzianowic. Kobieta zginęła od ciosów nożem w centrum Mielca - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WIADOMOŚCIWe wtorek 7 sierpnia rozpoczął się proces o zabójstwo Agaty M. z Rzędzianowic. Kobieta zginęła od ciosów nożem w centrum Mielca. Dramatyczne zeznania złożyły matka i siostra zamordowanej. Według nich mąż ofiary znęcał się nad rodziną i groził jej śmiercią. W dniu zabójstwa Agata M. wracała z policji, gdzie złożyła zawiadomienie przeciwko tyranowi.

 

Do zdarzenia doszło 11 sierpnia ubiegłego roku na chodniku przy ulicy Pułaskiego w Mielcu. Sprawcę zadającego ciosy spłoszył mężczyzna mieszkający w pobliskim bloku, który słysząc krzyk kobiety wzywającej pomocy, wyszedł na balkon.

Świadek widział, jak napastnik zadaje kobiecie ciosy, a gdy ta upadła, chwycił ją za włosy i wykonał specyficzny ruch ręką, w której trzymał nóż. - Wyglądało to tak, jakby zamierzał poderżnąć jej gardło – mówi mężczyzna, który widząc całe zajście, zaczął krzyczeć, czym spłoszył napastnika.  Wtedy zabójca uciekł. Kobieta z powodu rozległych obrażeń  wykrwawiła się i zmarła.

Nie przyznaje się

Oskarżonym w sprawie zabójstwa jest mąż ofiary, Paweł M., który w dniu zdarzenia sam zgłosił się na policję w Stalowej Woli. Mężczyzna widziany był, jak przed zabójstwem kłócił się z żoną.

Paweł M. twierdzi, że w feralny piątek umówiony był z Agatą. – Zadzwoniła do mnie jakieś dwa tygodnie wcześniej i powiedziała, żebyśmy się spotkali w Mielcu, bo musimy porozmawiać – mówi. Wyjaśnił, że tego dnia przyjechał na spotkanie z żoną. - W czasie rozmowy pokłóciliśmy się – mówi. Tego, co było później, nie pamięta. - Nie wiem, co się dalej działo. Świadomość wróciła mi dopiero, gdy jechałem samochodem na Wisłostradzie w kierunku Tarnobrzega. Wtedy zauważyłem, że mam plamy krwi na spodniach – twierdzi Paweł M., który z powodu luki w pamięci nie przyznał się do zabójstwa żony. Nie przyznał się także do drugiego zarzucanego mu czynu, czyli znęcania się nad rodziną. Oskarżony złożył wyjaśnienia dotyczące pożycia z Agatą; miał wiele zarzutów wobec kobiety. Pogrążona w żałobie rodzina tragicznie zmarłej nie zgodziła się z opiniami o Agacie M.

 

– Wszystko, co powiedział ten morderca, to kłamstwo – mówiła podczas drugiej rozprawy pani Wiesława, matka zamordowanej.

Jestem w mieście, wśród ludzi

Matka Agaty M. twierdzi, że córka nie umówiła się z mężem, bo się go bała, gdyż znęcał się nad nią i dziećmi, groził jej też, że ją zabije. - Wiem, że ją śledził. Tego dnia wracała z policji, gdzie złożyła na niego zawiadomienie o znęcaniu się. Miała już dość złego traktowania jej i dzieci - powiedziała.

 

Zeznania matki zamordowanej były bardzo emocjonalne. Kobieta wracając do bolesnych wydarzeń sprzed roku, co chwilę wybuchała płaczem. – Tego dnia przed wyjściem na policję powiedziałam jej, żeby uważała na tego wariata.  Odpowiedziała, że pójdzie tylko do dzielnicowego. Wiem, że tego dnia przed 6 rano czekał na nią za sklepem w Rzędzianowicach, powiedziała mi to kobieta, która w nim pracuje.

O 10 rano rozmawiałam z córką telefonicznie po raz ostatni. Powiedziała mi wtedy, że była u dzielnicowego i że już niedługo przestaniemy się go bać, bo pójdzie do więzienia.

Powiedziała też, że się spóźni do domu, bo nie zdąży na autobus. Bałam się o nią, jednak ona mówiła, że nic jej się nie stanie, bo przecież jest w mieście, wśród ludzi. Miałam wtedy takie okropne przeczucie, że on jej coś zrobi - mówi matka zamordowanej.

Dzieci czekały niecierpliwie na przyjazd mamy.  Co chwilę wyglądały przez okno. Ale ona się nie pojawiała.  - Dzwoniłam do niej ze 20 razy, ale telefon nie odpowiadał. - Gdy pani Wiesława karmiła najmłodszą, dziewięciomiesięczną wnuczkę, Patrycję,  nagle starsza wnuczka przełączyła program w telewizji, a tam na pasku było napisane, że zamordowano 35-letnią kobietę w Mielcu.  - Wiedziałam, że to moja Agata - mówi.

  - Błagam, wysoki sądzie, nie wypuście tego mordercy na wolność, moje wnuczki boją się, że wyjdzie i nas wszystkich zabije! - prosiła sąd matka Agaty M.

 

Groził, że nas zabije

Siostra zamordowanej nie była w stanie składać zeznań. Poprosiła sąd o odczytanie tych, które złożyła w postępowaniu przygotowawczym, mówiąc, że potem odpowie na zadawane jej pytania.  Opowiedziała o strachu, jaki czuła do oskarżonego.

 

- Gdy znęcał się nad siostrą i jej dziećmi, bałam się składać przeciwko niemu zeznania na policji. Gdybym to zrobiła, zabiłby mnie pierwszą. Pewnego dnia zadzwonił do mnie i powiedział, co nam zrobi, że przyjedzie o drugiej w nocy, podpali nasz dom, obetnie Agacie głowę, a sam się powiesi.

Byłam przerażona – mówi pani Agnieszka, siostra zamordowanej. Po czym dodaje: - Jej strata tak bardzo boli. Ona była bardzo dobrym człowiekiem i takim naiwnym. Przypłaciła to życiem.

Miłość i nienawiść

Paweł M. poznał Agatę na portalu randkowym. Widział ją już wcześniej, gdy jako kierowca przywoził towar do firmy, w której pracowała. Kobieta była po rozwodzie, miała dwójkę dzieci: obecnie 10-letnią Monikę i 13-letniego Dariusza.

 

Zaczęli się spotykać. Na początku mężczyzna okazywał Agacie bardzo dużo czułości. Nie minął rok, jak Paweł M. przeprowadził się do rodzinnego domu kobiety w Rzędzianowicach.

 

- Na samym początku było dobrze, byłam nawet zadowolona z tego, że u nas zamieszkał. Oskarżony ukrywał jednak, że miał żonę i trójkę dzieci. - Twierdził, że jest kawalerem – mówi matka Agaty. – Po jakimś czasie mieszkania razem dowiedziałam się od ludzi, że ma bardzo dobrą żonę, która w końcu rozwiodła się z nim, bo ją zdradzał - mówi matka zamordowanej.

 

- Ludzie mnie pytali: kogo ty przyjęłaś pod swój dach? W internecie było napisane, że jest oszustem, dzieciorobem i złodziejem. Córka w to nie wierzyła, bo mówił, że jest  biznesmenem, tymczasem żył tylko za jej pieniądze. Co zarobił, to szło na alimenty, bo komornik nad nim wisiał - opowiada kobieta. Według jej relacji po paru miesiącach od zamieszkania w Rzędzianowicach Paweł M. zaczął znęcać się nad Agatą i jej dziećmi. Dręczył ich zarówno fizycznie, jak i psychicznie.

– Pewnego razu uderzył pięścią w twarz mojego wnuka, wybijając mu ząb, wyzywał go od bachorów pier... Monikę też dręczył, głównie psychicznie, a Agatę zamykał w pokoju na klucz – mówi.

 

Więcej w 32/2018 numerze Korso Kolbuszowskie

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu m.in. czytać ekskluzywne materiały PREMIUM dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników i prowadzić dyskusję na portalowym forum i aby Twoje komentarze były wyróżnione.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE