16 kwietnia na długo zapadnie w pamięci mieszkańców Zielonki i Staniszewskiego. Tego dnia radni gminni zdecydowali o zamknięciu szkół w tych miejscowościach. Powód: brak dzieci.
Jeszcze przed podjęciem uchwał o to, co stanie się z budynkami, dopytywał radny Bronisław Pruś. Jak zauważył, w dokumencie jest zapis, że mienie likwidowanych placówek przejmuje organ prowadzący, czyli gmina Raniżów.
Samorządowiec zwrócił uwagę na to, że mieszkańcy obu sołectw mogą poczuć się dotknięci tym sformułowaniem, tym bardziej że sami angażowali się w powstanie tych obiektów. - Żeby nie zostało to tak odczytane, że my im to wszystko teraz zabieramy i uszczuplamy też ich majątek - stwierdził Bronisław Stec.
Odpowiedzialna gmina
Wójt zapewnił, że chodzi tylko o sprawy porządkowe. - Ktoś za budynek musi być odpowiedzialny. Jeżeli nie ma szkoły, to gmina musi być odpowiedzialna za to mienie - powiedział Władysław Grądziel.
Jak dodał szef gminy, nie wyobraża on sobie, aby budynki po szkołach zostały przekazane komuś, kto miałby je wykorzystać w ten sposób, że nie służyłyby danej miejscowości. - Kwestia tylko czasu i pomysłu. A my nie byliśmy przygotowani na takie pomysły. Zaskoczeni tą sytuacją musieliśmy działać w takich okolicznościach, jakie zastaliśmy. Jeżeli dzieci zostały zapisane do szkoły w Raniżowie, to rodzice zdecydowali o statucie tej szkoły niestety. Takie jest moje zdanie - powiedział wójt.
Dzieci były
Odmiennego zdania jest Janusz Grochala, sołtys Staniszewskiego. W rozmowie z nami powiedział, że od kilku lat zwracano uwagę władzom gminy na trudną sytuację w Staniszewskiem. Problemem było to, że dzieci we wsi były, ale rodzice zapisywali je do innych szkół.
- Jak policzyliśmy, to rok do tyłu mielibyśmy 70 dzieci w klasach od zerówki do 8. A tak to się rozeszły po innych szkołach. Głównie trafiły do Sokołowa Młp. - zauważył gospodarz wsi. Powodem emigracji dzieci do innych placówek miały być różnice w wizji prowadzenia szkoły, o czym sołtys wspominał na jednej z sesji.
Co teraz z pustym budynkiem? Gospodarz wsi ma nadzieję, że uda się utworzyć w nim oddział przedszkolny, aby najmłodsi mieszkańcy znaleźli w nim opiekę. - Czy się to uda? Nie wiem. Mam nadzieję, że tak - zaznacza sołtys.
Na potrzeby wsi
Na powstanie oddziału przedszkolnego liczy również Władysław Kobylarz, sołtys Zielonki. Jak mówi, wstępnie zostało zgłoszonych już sześcioro dzieci. - Myślę, że kolejna szóstka też będzie. Trzeba jednak porozmawiać z rodzicami, a teraz, ze względu na koronawirusa, nie ma nawet jak zorganizować spotkania w tej sprawie - zaznacza samorządowiec.
Przedstawiciel mieszkańców dodaje, że gdyby doszło do sytuacji, że oddział przedszkolny tam nie powstanie, to trzeba byłoby pomyśleć nad innym wykorzystaniem budynku na potrzeby sołectwa. Jak zaznacza, mieszkańcy bardzo dużo pracy włożyli w to, aby wyglądał on tak, jak wygląda obecnie. - To wieś budowała tę szkołę i jej powinna służyć - dodaje sołtys Kobylarz.