Elżbieta Wróbel ma 65 lat i mieszka zaledwie 800 metrów od urzędu. Jest matką trojga dorosłych dzieci oraz babcią trzech wnuków. Posiada wykształcenie wyższe techniczne (elektryk). W zawodzie nie przepracowała ani jednego dnia. Jej kariera samorządowa rozpoczęła się w 1982 r., gdy objęła funkcję kierownika biblioteki publicznej w Niwiskach. Od 1990 r. jest urzędnikiem.
Grzegorz Dzimiera komendant Straży Miejskiej w Kolbuszowej po 13 latach pracy przeszedł na emeryturę
Każdy kolejny awans i zmiana stanowiska były wynikiem jej szybkich i zdecydowanych decyzji. Jak sama mówi: "Jestem z tych, co się nie wahają. Decyzja jest krótka". Po reformie samorządowej pełniła funkcję radnej powiatowej oraz członka zarządu, a w 2002 r. została sekretarzem powiatu. Decyzja o przejściu do starostwa nie była łatwa – ceniła swoją pracę w gminie, a radni długo nie chcieli jej odwołać z funkcji sekretarza gminy. Ostatecznie jednak, po miesiącu, podjęła nowe wyzwanie w powiecie, gdzie również z radością wykonywała swoje obowiązki.
W 2006 r. zdecydowała się kandydować na stanowisko wójta gminy Niwiska. Wygrała w pierwszej turze, pokonując trzech kontrkandydatów. Choć z żalem opuszczała powiat, cieszy się ze swojej decyzji i z pełnym zaangażowaniem pełni nową funkcję. Codziennie wstaje o 5:20, a już o 6:30 jest w urzędzie, gdzie rozpoczyna dzień od rozmów z pracownikami i ustalania planu działania na bieżący dzień. Zarządzanie sprawia jej przyjemność, a jej motto brzmi: "Nie ma rzeczy niemożliwych, trzeba tylko chcieć". W wolnym czasie oddaje się swojej pasji - tworzeniu drzew genealogicznych.
"Jest to jednak moja ostatnia kadencja. Nie zamierzam startować na kolejną" - powiedziała pani w rozmowie z Korso przed wyborami, dodając, że trzeba dać pole do działania młodym. Co się wydarzyło, że zmieniła pani zdanie?
- Sama się sobie dziwiłam, ale nie umniejszając nikomu, kandydować można, można mieć aspiracje, to mieszkańcy wybierają. Po prostu obu panów nie widziałam na stanowisku wójta. Tutaj pracuje się przede wszystkim dla ludzi, ale jednocześnie z wymogami przepisów, z dokumentacją, trzeba być elastycznym i w różny sposób zabiegać, żeby się ta gmina rozwijała. Dlatego myślę, że gdyby był kandydat, który by pociągnął gminę w dobrym kierunku, to bym na pewno nie startowała. Mam nadzieję, że w ciągu tych pięciu lat znajdzie się odpowiednia osoba, która będzie miała nie tylko aspiracje, ale przede wszystkim predyspozycje do bycia dobrym gospodarzem i umiejętności łączące a nie dzielące społeczeństwo. A zdecydują oczywiście wyborcy.
W ostatnich wyborach uzyskała pani 1516 głosów, co znacząco przewyższało wynik kontrkandydatów. To wyraźnie sygnał, że mieszkańcy doceniają pani dotychczasową pracę, a być może nie odczuwają potrzeby zmian?
- Znając moje podejście do pracy, mieszkańcy wiedzieli, czego mogą się spodziewać. Może i byli wyborcy, którzy uważali, że powinnam odejść na emeryturę. Ja też się z tym zgadzam, że trzeba kiedyś powiedzieć dość i dać pole popisu młodym. I chciałabym, żeby w przyszłości gmina Niwiska miała odpowiedzialnego i wszechstronnego wójta, który pociągnie ten samorząd w dobrym kierunku. Wójt to osoba, która nie tylko reprezentuje swoją społeczność, ale efektywnie zarządza jej budżetem, dba o rozwój lokalnej infrastruktury, a przede wszystkim troszczy się o dobro mieszkańców.
Oglądała pani serial "Ranczo"? Niektórzy porównują panią do postaci wójt Krystyny Więcławskiej, która słynęła z tego, że potrafiła zdyscyplinować urzędników i sprawić, by wszystko działało jak w zegarku. Czy rzeczywiście stawia pani na taką skuteczność i porządek w pracy urzędu?
- Serial "Ranczo" w bardzo zabawny sposób pokazał wiele wątków, które w środowisku wiejskim i w samorządzie ma miejsce. Nawet nie wiem, skąd te informacje mieli twórcy serialu, ale jak oglądamy kolejne odcinki, to wiele rzeczy znajduje u nas odzwierciedlenie. A codzienne życie przynosi pomysły na nowe odcinki i nowe postacie tego serialu. A wracając do sprawy urzędu, to myślę, że mam wysokie wymagania w stosunku do pracowników. Nie pobłażam im, ale też i nie pobłażam sobie. Dlatego, że jak się podjęłam tego wyzwania, to z tym pracuję. Pracuję, bo to lubię. To mi daje satysfakcję. I uważam, że jeżeli ktoś pracuje, obojętnie na jakim stanowisku, i zdecydował się tu pracować, to z sumiennością wykonuje zadania. I jeżeli na takim poziomie się spotykamy, to są tego efekty. Mnie się dobrze pracuję z załogą. Są tacy, którzy straszą moją osobą, ale kimś trzeba, jak jest efekt. Na pewno mam jeden plus, że jestem konsekwentna, jak coś mówię, to wykonuję. A nawet jak coś słyszę i nie od razu reaguję, to ja i tak to w bardzo szybkim tempie wykonam.
Z jakimi największymi problemami boryka się gmina Niwiska?
- Nie tylko gmina Niwiska, ale i cała Polska, boryka się z niżem demograficznym, z demografią. Do dzisiaj (23 sierpnia - przyp. red.) urodziło się w naszej gminie tylko 30 dzieci, 30 osób zmarło, jesteśmy aktualnie w przyroście na zero. Podejrzewam, że będzie bardzo trudno, żeby urodzenia były na wyższym poziomie. W poprzednich latach było ich dużo więcej. Załóżmy w roku 2021 było 64, a w 2020 - 66. Mówię o tych, którzy są w ewidencji. Część z nich urodziła się za granicą. To nie są dzieci, które przebywają na terenie gminy. Może dojdzie jedno, dwa, gdzie mieszkaniec nie jest zameldowany, a zamieszkuje. No ale ta demografia powoduje, że w naszych samorządach robi się nieciekawie. Dlatego że za uczniem, za przedszkolakiem, za dzieckiem idą środki finansowe. Za mieszkańcem idą subwencje. Więc spadek liczby mieszkańców, niezależnie od wieku przełoży się na uszczuplenie środków finansowych w budżecie gminy. Mamy już teraz problem z naszymi placówkami oświatowymi, bo gmina dokłada duże pieniądze do oświaty. Te pieniądze nie będą mniejsze, tylko będą coraz większe. A dzisiaj szkoła, załóżmy w Kosowach, obecnie ma 27 uczniów w klasach od zera do osiem – przy liczbie ludności zameldowanej 826. Druga placówka oświatowa to Hucisko, gdzie do szkoły podstawowej chodzi 32 uczniów. Do tej placówki powinni chodzić uczniowie z Leszcz, Huciska i Zapola (razem mieszkańców 998). Prognozy demograficzne nie są optymistyczne. I na pewno przyszłościowo wójt z radą gminy będzie zmuszony, aby nad tym tematem się pochylić. Trzeba będzie wspólnie wypracować jakiś pomysł na oświatę, bo nie możemy dojść do takiego absurdu, że nic na terenie gminy nie będzie robione inwestycyjnie. Już większe gminy borykają się z kłopotami finansowymi, my też jesteśmy na takim poziomie, żeby przetrwać, musimy trzymać wydatki budżetu gminy w ryzach. Kredyt, jeżeli już będzie konieczny do zaciągnięcia, to powinien być na wydatki inwestycyjne, a nie na bieżące.
Podczas sesji w poprzedniej kadencji często poruszano temat ośrodka zdrowia. Czy pani zdaniem obecnie ośrodek w pełni zaspokaja potrzeby mieszkańców?
- Na terenie gminy Niwiska są dwa ośrodki zdrowia. Jeden to jest ośrodek zdrowia w Niwiskach, prowadzony przez SP ZOZ w Kolbuszowej, a drugi to prywatny (niepubliczny) ośrodek, prowadzony przez panią Annę Kropiwnicką w Siedlance. Myślę, że ten w Niwiskach nie zaspokaja w pełni potrzeb mieszkańców, bo w takim ośrodku, oprócz lekarza ogólnego, powinien przyjmować pediatra, inni specjaliści, ale to się wiąże z brakiem lekarzy, z brakiem funduszy w służbie zdrowia, tu SP ZOZ Kolbuszowa, któremu podlega placówka.. I też można powiedzieć, że na pewno, gdyby tu był pediatra, rodzice nie musieliby szukać specjalistów w innych ośrodkach. Pod tym względem lecznica nie spełnia swojej roli. To nie znaczy, że lekarz nie pracuje, nie przyjmuje, bo tego nie można powiedzieć, ale w dzisiejszych czasach, gdzie społeczeństwo coraz bardziej choruje, musimy przyznać, że tych specjalistów potrzebujemy na miejscu. Może i świadomość leczenia, profilaktyki też poszła w górę. Funkcjonowanie ośrodka nie zależy od gminy. O tym decyduje organ prowadzący.
Jesteście jedną z nielicznych gmin w Polsce, które zdecydowały się na utworzenie szkoły muzycznej. W tym roku placówka świętowała 10-lecie i odnosi spore sukcesy. Czy ma pani w planach kolejne nietypowe projekty lub przedsięwzięcia, które chciałaby pani zrealizować właśnie w Niwiskach?
- Szkoła muzyczna była na pewno strzałem w dziesiątkę. Powstała w 2014 roku. Chylę czoła w kierunku tych radnych, co za tym zagłosowali, bo mi zaufali i teraz można powiedzieć, dzisiejsi radni i społeczeństwo doceniają to, że mamy placówkę oświatową rozwijającą zainteresowania muzyczne uczniów, nie tylko naszych, ale także z ościennych samorządów. Od 1 września do szkoły muzycznej będzie uczęszczało 181 uczniów. To bardzo dużo. Rodzice obecnie szukają rozwoju zainteresowań dzieci. A muzyka to nie tylko dodatkowe zajęcia, ale także rozwój ważnych życiowo umiejętności. Cieszę się, że aż 54 uczniów przyjęto do szkoły muzycznej na nowy rok szkolny. A czy mam inne pomysły? Szukamy pomysłów, w jakim kierunku jeszcze pójść, żeby przyszłościowo sprostać potrzebom naszej społeczności. Na 100 procent trzeba się obrócić w kierunku senioralnym. Dlatego że dzisiaj młodego pokolenia ubywa, młodzi wyjeżdżają, a seniorów przybywa. Dobrze by było, żeby osoby starsze chciały wyjść z domu. Mamy dzienny dom Senior-Wigor, gdzie aktualnie placówka może jeszcze przyjąć około 10 osób. Mamy klub seniora, który świetnie się wpisał w potrzeby społeczne. Chciałabym, aby nasi seniorzy byli jak najdłużej osobami aktywnymi, dzielącymi się swoim doświadczeniem i życiową mądrością z młodszym pokoleniem. Aby mogli przyjemnie i ciekawie spędzać swój wolny czas. Myślę, że obydwie placówki super działają. Mam pomysł na Radę Seniorów – którą widzę jako organ doradczy w samorządzie. Na pewno moim priorytetowym zamierzeniem jest powstanie Rady Młodzieży. Chciałabym stworzyć przestrzeń dla osób młodych, by zaszczepić w nich ideę samorządności, potrzebę działań społecznych, gospodarczych, rozwojowych, realizacji swoich pomysłów, ale także odpowiedzialności. To oni kiedyś będą budować dobro naszej gminy.
Od lat w Niwiskach władzę sprawują kobiety – zarówno pani, jak i zastępczyni oraz skarbniczka. Czy uważa pani, że współpraca z mężczyznami mogłaby być trudniejsza?
- Nie. W Urzędzie Gminy Niwiska doceniam panów, którzy pracują. Nie uważam, że współpraca z panami jest trudna. Współpracuję z różnymi osobami, czy to na stanowiskach samorządowych, czy w stowarzyszeniach. Mnie się osobiście wydaje, że kobieta ma takie szerokie spektrum widzenia i działania, jak w domu, że musi na co dzień jednocześnie o wiele spraw zadbać i niejeden raz zrobić "coś z niczego". My działamy w różnych kierunkach, a panowie są bardziej zadaniowi, skupieni na konkretnym działaniu. My mamy uwagę podzielną i to się przekłada na codzienną pracę. Ale nie uważam, żeby współpraca z panami byłaby trudniejsza. Absolutnie. To też nie znaczy, że i tutaj nie mogą się osoby wymienić na panów.
Od tego roku nie jest pani już jedyną kobietą wójtem w powiecie, dołączyły do pani nowe szefowe gminy Cmolas i gminy Dzikowiec. Czy miała pani dla nich jakieś wskazówki, jak odnaleźć się w tym, nie ukrywajmy, zdominowanym przez mężczyzn świecie samorządności?
- Gratuluję oczywiście obydwóm paniom wójt. Żeby się odnaleźć na tym stanowisku, trzeba troszeczkę czasu, bo dzisiaj zderzyły się z realiami samorządu. Nie wszystkie pomysły są do zrealizowania na teraz. Trzeba dużo determinacji, aby wejść w sprawy samorządowe, bo to są i przepisy i wymagania różnych instytucji, z którymi się współpracuje na co dzień. Są również oczekiwania mieszkańców i ich zaufanie, którego nie wolno zawieść. A to najbardziej motywuje do pracy. Ważne by wizja rozwoju gminy z czasem przełożyła się na realne działania i jakość życia mieszkańców. Uważam, że panie wiedziały, co robią, podejmując się tego wyzwania. Ja staram się tłumaczyć wszystkim, że mamy przepisy, do których należy się stosować. Moja zasada jest taka, że jeśli petent przychodzi i nie da się jego sprawy załatwić, to mimo wszystko powinien wyjść zadowolony. Bo wychodzi uświadomiony, że to nie z naszej winy i chcieliśmy mu pomóc. A jeżeli nawet nie jesteśmy w stanie, to szukamy pomysłu, jak to rozwiązać, w jaki sposób mu doradzić. Paniom życzę jak najlepiej. Sama też kiedyś zaczynałam pracę na tym stanowisku i doskonale wiem, jak to jest.
Patrząc z perspektywy mieszkańca, stawki lokalnych podatków, opłat za wodę, odbiór ścieków czy odpadów w gminie Niwiska nie wydają się zbyt wysokie. Skąd więc, pani zdaniem, wynikają różnice w cenach w porównaniu z sąsiednią gminą Kolbuszowa?
- Jeżeli chodzi o stawki podatków, to mówimy o podatkach od nieruchomości, podatku rolnym, podatku leśnym czy opłacie targowej, którą uchwala samorząd. Opłata za wodę i kanalizację to aktualnie ustalają Wody Polskie. Skąd ta różnica? Same założenia podatków to rozporządzenie ministra, które daje górne stawki. My to obniżamy. Obniżenie tych stawek do stawki, którą proponuje, załóżmy wójt z radą, ma swoje skutki. Powoduje nie tylko obniżenie wpływów z podatków, ale także zmniejszenie subwencji, które otrzymujemy z budżetu państwa. Tak, że tracimy na tym podwójnie. Staramy się, żeby nie podnosić tych stawek, bo to jest koszt dla podatnika. Ale to nie oznacza, że one też nie będą podnoszone, bo koszty rosną a na utrzymanie zadań, które realizują nasze jednostki. Środki finansowe po prostu muszą się znaleźć. Myślę, że każdy samorząd ma wielki dylemat przy podatkach. To nie są łatwe decyzje. To jest wyborca i podatnik, który płaci. Stawkę za wodę i kanalizację mamy niską, ale to też na tą stawkę się składa cała infrastruktura, koszty sieci wodociągowych, kanalizacyjnych, przepompowni, zużycia prądu, zatrudnienia. My jako samorząd pomagamy Zakładowi Usług Komunalnych poprzez budowę infrastruktury wodno- kanalizacyjnej, którą przekazujemy do eksploatacji. Podatki są na pewno przez każdy samorząd mocno weryfikowane.
Nie brakuje wam pieniędzy? Gdybyście podnieśli podatki, byłoby więcej na gminne inwestycje.
- To ma na pewno przełożenie. Pieniędzy zawsze brakuje i będzie brakowało, ale staram się ograniczać do tego, czym dysponuję. Mając doświadczenie, to staramy się, by projekt budżetu powstał bez deficytu. Ścinam wydatki dość mocno, ale też sobie zdaje sprawę, że nie da się zweryfikować tak planu finansowego jednostki organizacyjnej, aby wyeliminować koszty, które muszą być poniesione. Wiadomo, jeśli podatki są wyższe, to i wpływy większe, ale to też koszt dla mieszkańca większy. I trzeba to wyważyć.
Wyobraźmy sobie, że gmina Niwiska wygrywa kilkaset milionów złotych i ma nieograniczony budżet. Jaka byłaby pani pierwsza inwestycja?
Moim marzeniem są tereny inwestycyjne, gdzie mogłyby powstać zakłady pracy. Takie przedsięwzięcie przyniosłoby dochód dla naszej gminy, a także miejsca pracy dla mieszkańców. Jeżeli miałabym dzisiaj pieniądze na stole, to na pewno bym wnioskowała o budowę kanalizacji w miejscowości Leszcze, budowę kanalizacji Zapole-Lipny Bór, mam też w tym zakresie dokumentację od trzech krzyży (Hucina) w kierunku Kosów. Te inwestycje na pewno byłyby priorytetem. Sieć wodno-kanalizacyjna jest dla mnie bardzo ważna. To podstawowe usługi, które zapewnia gmina, niezbędne w każdym domu. Mimo że nie myśli się o nich na co dzień, to również bardzo ważne zadanie z punktu widzenia ochrony środowiska. Ważne są dla mnie oczekiwania mieszkańców, sołtysów, radnych. Staram się je realizować od wielu lat, pozyskując środki z dostępnych źródeł w każdym okresie programowania. Biorąc pod uwagę tylko budżet gminy Niwiska, na niewiele byłoby nas stać, więc ta wygrana wielu milionów złotych jest sytuacją czysto hipotetyczną, a ja staram się chodzić po ziemi. Ważne jest dla mnie, aby utrzymać w dobrym stanie obiekty komunalne, służące realizacji usług publicznych i nadal rozwijać infrastrukturę drogową, sportowo-turystyczną, dbać o estetykę przestrzeni publicznej, bezpieczeństwo i komfort życia naszych mieszkańców. Jeśli chodzi o turystykę i kulturę, wspólnie ze wszystkimi gminami powiatu kolbuszowskiego wypracowaliśmy projekt szlaków pieszo-rowerowych z małą architekturą i zagospodarowaniem przestrzeni publicznej w Niwiskach, Hucinie i Kosowach, czyli na terenie, który jest własnością gminy. W przyszłości mamy w planie także Dom Pracy Twórczej w Leszczach na obiekcie wielofunkcyjnym, który kiedyś służył celom oświatowym. Jeżeli by była tylko możliwość, to gmina powinna inwestować w odnawialne źródła energii w kierunku ograniczenia zużycia prądu czy gazu. Fotowoltaika, pompy ciepła, modernizacja obiektów - w tym kierunku na pewno trzeba będzie skierować nasze działania. To jest bardzo ważne.
W ostatnim czasie głośno było o witaczu-fotoradarze w Przyłęku. Czy dostrzega pani problem w tamtej miejscowości? Czy bat na kierowców jest tam wskazany?
- Problem widzę wszędzie, bo teraz przybyło samochodów, na każdym podwórku jest 3-4 auta. Ruch jest wszędzie duży, ale też ta trasa Kolbuszowa-Mielec i droga wojewódzka nr 875 w Przyłęku, akurat na tej krzyżówce, stanowi duże zagrożenie. Tam jest przejście dla pieszych, jest z górki, dobrze się jedzie i prędkość, z jaką jadą te samochody, powoduje, że mamy na tej trasie wypadki. Fotoradar powoduje zmniejszenie prędkości na pewnym odcinku i bezpieczeństwo się poprawia. Do szkoły podstawowej zlokalizowanej przy drodze powiatowej uczęszczają uczniowie przechodzący przez przejście dla pieszych na drodze wojewódzkiej 875, przejście dla pieszych to również ruch w kierunku placówek handlowych, a to powoduje, że ruch jest duży i dla bezpieczeństwa nie tylko pieszego, ale i tego podróżującego, aż się prosi o działanie w kierunku dostosowania prędkości. Fotoradar na pewno byłby ograniczeniem na pewnym odcinku i kierowcy dzięki niemu jeździliby zgodnie z przepisami. To Inspekcja Transportu Drogowego decyduje, gdzie usytuować fotoradar i czy on w ogóle powstanie. Gmina wraz z mieszkańcami od 2014 roku podejmuje działania w tym temacie. Myślę, że zwrócenie uwagi poprzez dekorację dożynkową na ważny lokalny problem, to innowacyjne działanie mieszkańców, aby dotrzeć do osób decyzyjnych w tej sprawie.
Jest coś, czego brakuje gminie Niwiska, a co można zauważyć w innych gminach?
- Nie jestem z tych, co powiedzieliby, że brakuje peronu, pociągu, basenu czy lotniska. Bo każda gmina ma swoje zadania, lokalne uwarunkowania i swój potencjał. Trzeba brać pod uwagę możliwości i potrzeby. Na pewno bym sobie życzyła, żeby powstała farma fotowoltaiczna z magazynem energii, która zapewniałaby zużycie energii, przynajmniej dla obiektów gminnych. To na dzisiejsze czasy byłby wielki plus. Ale to też nie jest taka prosta sprawa. Jak wiemy, sąsiednia gmina Majdan Królewski się tego podjęła i już kilka lat z tym walczy. Życzę im, żeby jak najszybciej udało się tą inwestycję zrealizować.
Co uważa pani za swój największy zawodowy sukces?
- Myślę, że moim największym zawodowym sukcesem jest powstanie szkoły muzycznej, powstanie dziennego domu Senior-Wigor, powstanie pierwszego żłobka w powiecie kolbuszowskim. Mam też dobrze rozwiązaną infrastrukturę przedszkolną. Szkoda tylko, że dzieci rodzi się coraz mniej... Już mamy problem, bo w Przyłęku od 1 września w przedszkolu, gdzie może być 25 dzieci, będzie tylko 6. To wiąże się z takimi dylematami, jak to przetrwamy i co możemy zrobić, aby zachęcić rodziców do korzystania z naszych placówek, bo bez tego trudno będzie przetrwać. Mimo, że to Stowarzyszenie Kół Gospodyń Wiejskich prowadzi te punkty przedszkolne, to liczba dzieci przekłada się wprost proporcjonalnie na dotacje, a przy ich małej liczbie utrzymanie placówki staje się zbyt kosztowne. Nie chciałabym, żeby nasze placówki były zamykane, ale utrzymanie przedszkoli przy spadającej liczbie dzieci staje się coraz trudniejsze. Wymiana całego oświetlenia w gminie na LED-owe to też był sukces. Dzisiaj płacimy mniej za prąd, bo mniejsze koszty energii i dystrybucji. Gdzie tylko to możliwe, wymieniamy punkty oświetleniowe na energooszczędne.
Jak wyobraża sobie pani gminę Niwiska za 10-15 lat?
- Myślę, że będzie istniała i będzie się nadal rozwijać. Wierzę, że dla mieszkańców to miejsce na ziemi jest piękne i wyjątkowe, tak jak dla mnie. Na pewno nastąpi postęp w cyfryzacji usług publicznych, mniej spraw będzie się załatwiać bezpośrednio w urzędzie, a więcej przez internet. To już się dzieje i na pewno za 15 lat będzie wyglądało inaczej. Niemniej uważam, że nic nie zastąpi dobrych relacji międzyludzkich - czy to w rodzinach, w sąsiedztwie, w zakładach pracy, w każdej społeczności, w każdej gminie. Chciałabym, aby udało się je zaszczepić wśród młodego pokolenia, bo wydaje się, że świat wirtualny próbuje zastąpić codzienność, a ludziom jest coraz trudniej ze sobą rozmawiać. Inne były kontakty międzyludzkie kiedyś, inne są obecne, mimo wielkiego postępu technologicznego. A jak będzie wyglądała demografia w naszej gminie za 15 lat? Trudno jednoznacznie wskazać, ale dzisiejsze prognozy nie są zbyt optymistyczne. Mam nadzieję, że niezależnie od tego przetrwa szacunek, co przełoży się na dobrą współpracę przyszłych pokoleń.
Wspomniała pani o cyfryzacji. Jak to było dawniej, a jak jest teraz? Były to pewnie trudne czasy, ale czy pani nie tęskni może za tym, co było kiedyś? Postęp technologiczny bardzo ułatwił pracę czy wręcz przeciwnie?
- W swojej karierze zawodowej usłyszałam, że jak będą komputery, to nam ludzie nie będą potrzebni, ale to jest nieprawda. Pracownik jest i będzie potrzebny. Ktoś musi te dokumenty stworzyć, przeanalizować uwarunkowania w danej sprawie. Owszem, może się zmienić to, że tę pracę może wykonywać zdalnie. Była pandemia, trochę inaczej pracowaliśmy. Ja bym sobie życzyła, żeby świadomość mieszkańców w przepisach była jak największa, żeby było jak najmniej utrudnień, bo często problemy wynikają po prostu z braku zrozumienia. Ktoś uważa, że my tu jesteśmy wrogiem, bo my robimy coś nie tak, jak on chce, ale na to są przepisy i wymagania, które trzeba spełnić. Staramy się wyjaśnić, tłumaczyć, ale też czasem odsyłamy czy to do powiatu, czy kompetencyjnie do innej instytucji, bo to nie jest kompetencja gminy. Ale tutaj chodzi o świadomość. Czy młodsze pokolenie będzie bardziej świadome, czy będzie dociekało, w czyjej gestii jest załatwienie tej sprawy? Trudno mi jest powiedzieć. Na pewno życie niesie swoje inne wymogi, bo dawniej mniej było rozwiązań cyfrowych. Łatwiej jest pracować, ale dużo też zależy od kompetencji pracowników.
W końcu przyjdzie pewnie ten czas, kiedy zakończy pani swoją przygodę jako wójt. Ma pani już pomysł na to, czym chciałby się zajmować na emeryturze?
- Na pewno nie będę siedzieć w domu, bo mam za dużo energii. Na pewno znajdę sobie zajęcie, a możliwości w dzisiejszych czasach dla osób operatywnych nie brakuje. Co będzie za pięć lat? Zobaczymy. Czasem życie samo weryfikuje to, co robimy. Najważniejsze jest zdrowie.
Zastanawiam się, czy widzi pani swojego następcę? Może z "urzędniczego" środowiska znajdzie się osoba, która ma odpowiednie predyspozycje?
- Uważam, że ludzie z predyspozycjami są, ale nie należą do odważnych. Może trzeba czasu, natomiast myślę, że urzędnicy tutaj pracujący w urzędzie mają bardzo szeroką wiedzę, bo na co dzień robią z tematami przeróżnymi i czy chcą, czy nie, to i tak nabywają wiedzy i doświadczenia. Dobrze by było, żeby wśród urzędników znalazł się kandydat na wójta, nawet miałby dużo lżej, jakby był urzędnikiem. To jest prostsza sprawa, bo już wie co z czym, wie, o czym opowiada i nie snuje marzeń, które nie są realne do zrealizowania. Marzenia są ważne, ale nie wszystkie się da spełnić i doprowadzić do skutku.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.