Kilkanaście metrów w jedną noc rośnie niezwykłe drzewo, które można zobaczyć tylko w gminie Raniżów

Opublikowano:
Autor:

Kilkanaście metrów w jedną noc rośnie niezwykłe drzewo, które można zobaczyć tylko w gminie Raniżów - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WIADOMOŚCI Powstaje ono w nocy z 30 kwietnia na 1 maja. W tym roku, przy jego tworzeniu, pracowało jedenastu kawalerów. Sprawcy nie są znani.

Tegoroczne wyróżnienie, jakie zostało poczynione pannie z Mazurów, ma 16 metrów i 50 centymetrów wysokości. Jest nim iglaste drzewo, nazywane majówką (nieraz też wichą, wiechą). Wyjątkowa ozdoba góruje nad wioską i jest ogromnym zaszczytem. Takiego przedmiotu dumy obdarowanej dziewczynie i całej jej rodzinie zazdrości niejedna osoba. Prezent, który wyrósł w jedną noc, stoi przed jej domem, od początku maja. Przez cały miesiąc oznajmia on, że to właśnie tu mieszka zjawiskowa panna. Dziewczyna niezwykła, bo zdaniem jedenastu kawalerów, i nie tylko, najpiękniejsza w całej wsi.

W nocy o północy

 

Wyjątkowa dziewczyna zasługuje na prezent wielkiego formatu. I to dosłownie. W Mazurach jest nim młoda, smukła, wysoka jodełka, okorowana i oczyszczona z gałęzi, z pozostawionym jedynie czubkiem. W tym roku została dokładnie owinięta czarno-żółtą taśmą, wyżej zaś czerwono-białą. Na szczycie udekorowana pasmami z bibuły, tasiemkami, balonami i pustymi butelkami po wódce, których nie zabrakło też przypasanych niżej do drzewa.

Ozdobienie "choinki" takich rozmiarów było nie lada wyzwaniem. Młodzi mężczyźni przystrajali, ścięte kilka dni wcześniej drzewo, przy mazurskiej remizie w nocy z 30 kwietnia na 1 maja. By nie uszkodzić gałązek, oparli drzewo o samochód. Jodełka została położona na dachu auta jednego ze sprawców całego zamieszania tak, aby jej szczyt wisiał w powietrzu. Dzięki temu wierzchołek ocalał i każdy kawaler miał dostęp, by przystroić gałązki.

Przypominało to nieco dekorowanie bożonarodzeniowego drzewka. Podczas pracy nie zabrakło wskazówek i kąśliwych uwag do współtowarzyszy, odnośnie sposobu i miejsca zawieszania ozdób. Każde podniesienie głosu było jednak natychmiast przez kogoś z grupy wyciszane przez rozemocjonowane i zbulwersowane: "Cccsssssiiiiiiii". Jest przecież kilka minut po północy. Wszyscy śpią, trzeba się zachowywać cicho, by broń Boże nie obudzić kogoś we wsi, a zwłaszcza domowników, u których ma pojawić się majówka. Im mniej zamieszania w nocy, tym lepiej. O majówce mają się dowiedzieć wszyscy, ale dopiero rano.

 

Okorować, ubrać i postawić

 

Do rana jeszcze sporo czasu. Sporo też do zakończenia pracy. Przystrojone, ponad stukilogramowe drzewo trzeba przecież jeszcze zanieść na miejsce, wkopać i zabezpieczyć. W tym roku nie jest daleko. "Zaledwie" kilkaset metrów. To niewiele w porównaniu do ubiegłych lat. Nieraz się zdarzało, że młodzieńcy, ale w innym składzie, bo każdego roku jest nieco inny, nieśli majówkę około dwóch kilometrów. 

Tylko skąd takie drzewo? Na pytanie skierowane do pracujących w nocy chłopców, które wydaje się, że ulatuje w eter, odpowiada jeden ze sprawców zamieszania. – Z lasu. Wcale nie z państwowego – odpowiada zaskoczony Konrad. 

Po jego słowach cała gromada wybucha gromkim śmiechem. To drzewo już mamy, a ile czasu potrzeba, by majówka stanęła w pełnej okazałości? - Co do czasu przygotowania, to dużo zależy od tego, ile osób jest chętnych na stawianie majówki, bo z tym się wszystko potem wiąże. Wiadomo, im więcej osób, tym łatwiej ją przynieść, okorować, ubrać i postawić. Gdyby to wszystko zliczyć, to pewnie z dzień trzeba by było poświęcić, może 8-10 godzin. No wszystko zależy od tego właśnie, ile osób jest, jaka organizacja i miejsce stawiania majówki, bo wiadomo, na drugi koniec wsi zeszłoby też trochę czasu zanieść – dodaje Wojtek, dla którego tegoroczna wicha jest już trzecią w karierze. 

 

Za fatygę

 

Tegoroczna majówka pojawiła się przed domem 19-letniej Sylwii Mikołajczyk. Piękna mieszkanka Mazurów takiego uznania się nie spodziewała i nie kryła zaskoczenia. – Gdy zobaczyłam przed domem majówkę, bardzo się zdziwiłam. Zupełnie się nie spodziewałam, że to akurat ja dostąpię takiego zaszczytu. Nie spodziewałam się tego. Są przecież inne dziewczyny, u których chłopcy mogli postawić majówkę. Jestem równocześnie bardzo zadowolona i czuję się wyróżniona – tłumaczy Sylwia Mikołajczyk. 

To zaszczyt nie tylko dla dziewczyny. Z takiego honoru cieszą się też inni. – Jako mama jestem dumna, że córka została doceniona w taki sposób. Tato też jest szczęśliwy i rodzeństwo również. Dzień wcześniej zastanawialiśmy się, gdzie w tym roku postawią, ale nigdy nie pomyślałam, że majówka pojawi się u nas i że to do nas będą wszyscy przyjeżdżać i oglądać. Największa sensacja to była pierwszego maja. Sporo osób się pojawiło, przystawało i robiło zdjęcia – tłumaczy Halina Mikołajczyk,  mama Sylwii. 

– Pomogę córce w przygotowaniu czegoś dla chłopców – zapewnia mama dziewczyny. Jedenastu kawalerów może zatem liczyć na ugoszczenie i miłe podziękowanie za ciężką pracę. – Z pewnością przygotuję jakiś poczęstunek za fatygę. Być może jakieś ognisko albo grill zakrapiany alkoholem, jak tradycja nakazuje  – dodaje Sylwia. 

 

Wieniec i potańcówka 

 

Taka tradycja kultywowana jest w Mazurach od wielu lat. Kilkadziesiąt lat temu majowa wicha wyglądała jednak nieco inaczej. Od samego dołu owijana była wieńcem plecionym z choiny. Samo przygotowanie takiej ozdoby, mocowanej na drzewie na kształt spirali, zajmowało kilka godzin. Do tego dochodziły również inne, ręcznie robione dekoracje.

– Dawniej ci, którzy stawiali majówkę, robili nieraz wieniec z choiny. Wichę owijano tym wieńcem i przyozdabiano jeszcze tasiemkami i kwiatkami robionymi z bibuły. Dokładano też u góry butelkę z wodą zabarwioną sokiem. Po przystrojeniu trzeba było majówkę dobrze postawić, by przestała cały miesiąc – tłumaczy Władysław Sondej, 94-letni mieszkaniec Mazurów. 

Obdarowana dziewczyna musiała podziękować za poczynioną jej sławę. – Było to ogromne wywyższenie i wyróżnienie panny. Na koniec maja była wódka i poczęstunek dla chłopców za fatygę i uczyniony honor. Nieraz też, jak rodziców dziewczyny było stać, była potańcówka – dodaje pan Władysław. Niegdyś takiego zaszczytu dostępowały inne osoby, nie tylko panny na wydaniu. 

 

Imieniny u Zofii

 

Przed laty majówki sprawiano również na imieniny. Honor czyniono i mężczyznom, i kobietom. – W 1948 roku na Zofii stawiałem taką majówkę w Zielonce – bez zastanowienia wspomina dokładną datę siedzący obok mnie na ławeczce przed domem pan Władysław. 

Taką pamięcią jak on w okolicy może pochwalić się niewiele osób. Pełen młodzieńczego wigoru i zapału starszy pan dokładnie pamięta odległe czasy i jest skarbnicą wiedzy o wichach. – Na imieniny Zofii Rychel, nauczycielki z Zielonki, robiliśmy majówkę. Pięciu nas wtedy było. Trzeba było mieć trochę siły, by postawić takie drzewo. Najpierw kopało się dołek, głęboki na ponad metr. Później jeden trzymał drzewo na dole, a reszta podnosiła. Robiło się to za pomocą drewnianych drążków związanych ze sobą sznurkiem i takimi widłami się to podnosiło. Dużo roboty to kosztowało – wspomina 94-letni mieszkaniec Mazurów. 

Uśmiecham się i mówię, że coś o tym wiem, bo byłam tam, dosłownie w nocy o północy, i widziałam ten trud.  – To niemożliwe. Pierwszy raz słyszę, żeby kobieta była przy stawianiu majówki. To taka część świata, która zarezerwowana była tylko dla mężczyzn i kobiety nie miały do niego wstępu – odpowiada ze szczerym zdziwieniem pan Władysław. 

– To mnie te słowa zaskoczyły. A wie pani, że wtedy to ta Zofia bardzo się ucieszyła i zaprosiła nas na imieniny w najbliższą niedzielę. Pamiętam, że mój kolega, też Władysław i to w dodatku Sondej, grał wtedy na gościnie na harmonii – opowiada z uśmiechem Władysław Sondej. – Takie majówki i gościny były dawniej... - dodaje 94-latek. 

 

Majówka z puszczy

 

Jak to się stało, że zwyczaj stawiania majówek przetrwał tyle lat? Opowiada o tym etnograf z Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej. - Jest to jeden z nielicznych już dzisiaj przejawów tradycyjnych zwyczajów, które przetrwały gwałtowność zmian, jakie nastąpiły na tym terenie po II wojnie światowej. Spowodowały one radykalne odsuwanie się mieszkańców puszczy od tradycyjnych wartości własnej kultury, często rozumianych jako przejaw źle pojętego konserwatyzmu czy wręcz zacofania – tłumaczy Jolanta Dragan, etnograf z MKL w Kolbuszowej. 

- Jeszcze do niedawna uważano je za coś wstydliwego, co szybko należy zapomnieć, wykreślić z życia, jeśli chce się być człowiekiem postępowym i nowoczesnym. Jednak wszystko to, co bardzo ważne dla człowieka, co od wieków trwało, niełatwo porzucić - dodaje przedstawicielka kolbuszowskiego muzeum.

Jak zaznacza nasz ekspert, majówka w Mazurach to element tradycyjnej kultury, który przetrwał do dziś w zasadzie w niezmienionej formie właśnie dzięki temu, że stanowił bardzo istotny element lokalnych obyczajów. 

- Warto podkreślić, że ten zwyczaj do dziś występuje jeszcze już w nielicznych miejscowościach w okolicach Rzeszowa i Łańcuta. Jednak przetrwanie majówki w Mazurach, miejscowości na terenie puszczańskim, jest czymś wyjątkowym i świadczy o wielkim przywiązaniu mieszkańców tej miejscowości do własnych tradycji, wbrew trendom odrzucania tego, co kojarzyło się z dawnymi czasami i przysłowiową galicyjską biedą - mówi Jolanta Dragan. 

 

Imiona bohaterów, którzy przygotowali majówkę, zostały zmienione. Mieszkańcy Mazurów, zgodnie z tradycją związaną ze stawianiem majówek pannom, do końca maja chcą pozostać anonimowi.

 

Więcej w aktualnym numerze Korso.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu m.in. czytać ekskluzywne materiały PREMIUM dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników i prowadzić dyskusję na portalowym forum i aby Twoje komentarze były wyróżnione.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE