Kardynał Adam Kozłowiecki urodził się pierwszego kwietnia 1911 roku w Hucie Komorowskiej. Zawsze pełen humoru i optymizmu, potrafił znaleźć jasny punkt nawet w najgorszej sytuacji. Choć pochodził z rodziny szlacheckiej, to nigdy się z tym nie obnosił.
W jednym z wywiadów przyznał, że to taka szlachta, która doczekała się nobilitacji dzięki biciu Turków, bo wtedy nobilitowano całe wsie. Miał dwóch braci. Rodzice nigdy ich nie rozpieszczali. W domu panowały jasne zasady i ojcowska musztra, bo jeśli chłopcy coś zbroili, to kara musiała być.
– Rodzice byli wychowani jeszcze w XIX wieku, tata – do którego byłem bardziej przywiązany – był łagodny, choć kiedyś dał mi w skórę, nie pamiętam już za co
– przyznawał po latach kardynał Kozłowiecki.
Dzieci otrzymały też solidne wykształcenie. Najpierw w domu pod okiem guwernantki, a później w gimnazjum w Chyrowie i św. Marii Magdaleny w Poznaniu. To właśnie w Chyrowie, w szkole prowadzonej przez jezuitów zrodziło się powołanie Adama Kozłowieckiego.
Kapłanem został mimo sprzeciwu ojca, który w tej sytuacji kazał synowi, by zrzekł się praw do majątku. Adam był na tyle uparty, że bez wahania podpisał dokumenty i wstąpił do zakonu. Dopiero po latach jego ojciec przyznał, że Adaś to bardzo mądry człowiek i jeżeli jezuici nie zrobią go w przyszłości generałem, to są durnie.
Więcej w Korso nr 15/13.04.2016