reklama

"Jestem w gorącej wodzie kąpany". Rozmowa z Krystianem Kiełbem, najmłodszym sołtysem w gminie Kolbuszowa

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: K. Ząbczyk

"Jestem w gorącej wodzie kąpany". Rozmowa z Krystianem Kiełbem, najmłodszym sołtysem w gminie Kolbuszowa - Zdjęcie główne

- Stresowałem się, bo nie znoszę porażki. Mimo to cieszę się z wyniku i mam nadzieję, że podjąłem słuszną decyzję. Liczę, że wiele osób również uważa, że to był dobry wybór - powiedział o swoim starcie w wyborach na sołtysa Krystian Kiełb. | foto K. Ząbczyk

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WIADOMOŚCIKrystian Kiełb, najmłodszy sołtys w gminie Kolbuszowa, postanowił wziąć odpowiedzialność za rozwój swojej wsi - Domatkowa. Choć początkowo nie planował ubiegać się o to stanowisko, zadecydował się na start w ostatniej chwili. Jakie wyzwania napotkał na początku swojej kadencji i jakie inicjatywy planuje zrealizować? Jakie ma zdanie na temat przyszłości szkoły w Domatkowie, której los wisi na włosku? W wywiadzie opowiada o swoich planach, celach, wizji rozwoju wsi oraz roli sołtysa w budowaniu jedności wśród mieszkańców.
reklama

Krystian Kiełb ma 31 lat. Prywatnie jest mężem Edyty i ojcem Borysa. Ukończył studia na kierunku bezpieczeństwo wewnętrzne na Politechnice Rzeszowskiej oraz na Wyższej Szkole Prawa i Administracji w Rzeszowie, zdobywając tytuł magistra. Od zawsze związany ze swoją miejscowością, po ukończeniu studiów i zdobyciu doświadczenia zawodowego postanowił spróbować swoich sił jako sołtys. Mimo młodego wieku zyskał zaufanie mieszkańców, obejmując stanowisko lidera swojej wsi. Jego pasje to pszczelarstwo i małe podróże. Zawodowo pełni funkcję menedżera w firmie zajmującej się zamówieniami publicznymi, odpowiadając m.in. za bezpieczeństwo przy dostarczaniu części do samolotów F-16 oraz czołgów Leopard. Angażuje się również w rozwój Domatkowa, dążąc do wprowadzania zmian sprzyjających integracji mieszkańców. Jako młody sołtys stawia na nowoczesne rozwiązania oraz budowanie jedności wśród społeczności lokalnej. Co skłoniło go do startu w wyborach, jakie wyzwania napotyka na swojej drodze i jakie ma plany na przyszłość?

reklama

- Na początku, gdy pojawił się pomysł, by wystartować w wyborach, poczułem silną potrzebę spróbowania. Uznałem, że może to jest dobry moment, aby coś zmienić i spróbować poprowadzić naszą wieś w nowoczesnym stylu. Pytasz, czy planowałem to wcześniej. Na początku, kiedy do wyborów było jeszcze daleko, rozważałem tę opcję, ale im bliżej było terminu, tym chęć ta malała. Wiedziałem, że mam dużo pracy zawodowej i obowiązków, które pochłaniają sporo mojego czasu. Dodatkowo mam rodzinę - żonę, syna, dom, a także hobby związane z pszczołami, co również zajmuje mi sporo czasu. Bałem się, że kandydowanie będzie kolejnym obowiązkiem, który pochłonie jeszcze więcej mojego czasu. Z drugiej strony, uwielbiam wyzwania, napięty grafik i ciągłe działanie. Monotonia i stabilizacja nigdy mnie nie pociągały. Często jestem porywczy, jak to się mówi, "w gorącej wodzie kąpany". Kiedy mam pomysł, wizję lub chęć, muszę to realizować od razu. O starcie naprawdę zacząłem myśleć dopiero kilka dni przed upływem terminu zgłaszania kandydatur. Wtedy zacząłem analizować sytuację i rozmawiać o tym z moją żoną. To była decyzja, którą musieliśmy podjąć razem. Ostatecznie doszliśmy do wniosku, że nie będę startował. Z tym przekonaniem żyliśmy przez kolejne dni, aż do pewnej sytuacji. Wracając z pracy, przy drodze w Bukowcu zauważyłem mieszkańca Domatkowa, którego nigdy wcześniej nie widziałem spacerującego w tym miejscu. Zatrzymałem się i zapytałem, czy chce, abym go podwiózł do domu. Okazało się, że jego żona miała po niego przyjechać, ale zgodził się na podwózkę. Podczas drogi zaczęliśmy rozmawiać, a temat sołtysowania szybko się pojawił. Mężczyzna powiedział, że słyszał, iż zamierzam startować, i uważa to za dobrą decyzję, bo może coś się zmienić. Kiedy powiedziałem, że rezygnuję, odpowiedział: "Chłopie, nie wygłupiaj się, startuj! Będziesz miał poparcie, na pewno wygrasz". Wróciłem do domu z mnóstwem myśli w głowie. Porozmawiałem z żoną, wydrukowałem dokumenty, a następnie poszedłem do sąsiadów, rodziny i znajomych. Kolejnego dnia złożyłem dokumenty w urzędzie.   

reklama

Jakie emocje towarzyszyły ci przed i w trakcie wyborów? Stresowałeś się? 

- To było tak: nie lubię przegrywać. Jak wiadomo, było pięcioro kandydatów, więc głosy mogły się mocno rozłożyć pomiędzy nimi. Stresowałem się, bo nie znoszę porażki. Mimo to cieszę się z wyniku i mam nadzieję, że podjąłem słuszną decyzję. Liczę, że wiele osób również uważa, że to był dobry wybór.   

 Teraz, gdy jesteś sołtysem, co chciałbyś osiągnąć w pierwszej kolejności? Jakie są twoje priorytety?

- Chciałbym ożywić naszą wieś jak najbardziej, angażując jak najwięcej osób do wspólnego działania i spotkań. Mamy już wiosnę, a wkrótce będziemy planować kolejny dzień gospodarczy. Liczę, że takie inicjatywy przyciągną osoby z różnych grup wiekowych. Chciałbym, żeby więcej osób zaangażowało się w życie wsi. Kolejną kwestią, na którą chciałbym zwrócić uwagę, jest jedność. Domatków, jak już wspominałem, jest bardzo podzielony ze względu na swoje położenie. Mamy Brzozówkę, Zagranicze, Zarzecze... Zagranicze jest oddalone od serca naszej wsi, które możemy określić jako okolice kościoła, remizy i cmentarza. Wiem, że dla osób z Zagranicza może być trudno poczuć więź z resztą społeczności, ale mimo wszystko tworzymy jedną miejscowość. Razem możemy zrobić coś więcej - nie tylko w centrum wsi, ale i w każdej jej części. Wspólnie możemy osiągnąć wiele dobrego.   

reklama

Jednym z twoich działań, które zyskały uznanie, była decyzja o przeznaczeniu prowizji z roznoszenia nakazów podatkowych na Dzień Dziecka. Co było impulsem do podjęcia tej decyzji? 

- Nie wystartowałem na sołtysa po to, aby się na tym dorabiać. Jako młody sołtys naszej wspaniałej miejscowości zależy mi na tym, byśmy tworzyli prawdziwą, zgraną wspólnotę, opartą na wzajemnym szacunku, wsparciu i dobrej współpracy. Chciałbym, aby nasza wieś była miejscem, z którego każdy z nas będzie dumny, a inni postrzegali ją jako przykład zorganizowanej, aktywnej i przyjaznej społeczności. Wierzę, że razem możemy wiele osiągnąć – zarówno poprzez wspólne działania na rzecz rozwoju wsi, jak i poprzez integrację, która zbliży nas do siebie. Każdy z was ma swój wkład w życie naszej miejscowości i jestem przekonany, że współpracując, uczynimy ją jeszcze lepszym miejscem do życia. Może niektórzy pomyślą, że żyjemy tylko od imprezy do imprezy, ale chodzi o coś więcej. Każdy lubi, gdy coś się dzieje, gdy pojawiają się możliwości działania i spędzenia aktywnie wolnego czasu. Kiedyś przez chwilę mieszkałem w Rzeszowie podczas studiów. Wychodząc z mieszkania, człowiek zastanawiał się, w którą stronę pójść – można było wybrać kino, teatr, siłownię, klub, bar, spacer, rynek czy rzekę. W małych miejscowościach, takich jak Domatków, nie mamy takich możliwości. Mamy kawałek chodnika do spacerów i świetlicę. Chciałem to zmienić, dlatego pojawił się pomysł, by z pieniędzy dla inkasenta zorganizować Dzień Dziecka. Uważałem, że organizacja takiego wydarzenia to świetny pomysł, który przyniesie wiele pozytywnych wrażeń i emocji dla najmłodszych oraz ich rodzin.   

reklama

Wiesz już, jaka kwota zostanie przeznaczona na ten cel? 

- Na ten moment dokładnie nie znamy kwoty, którą uda się przeznaczyć na to wydarzenie, i nie koncentruję się na tym, jaka ona będzie. Skupiamy się raczej na racjonalnym doborze atrakcji tak, aby nie tworzyć sztucznego show. Konsultuję to z rodzicami oraz z moją żoną, która pracuje w żłobku, więc na podstawie informacji z pierwszej ręki planujemy to tak, aby każdy znalazł coś dla siebie i na końcu mógł powiedzieć, że było super.  

Jakie były reakcje mieszkańców na twoją inicjatywę? Zaskoczyło cię ich wsparcie? 

- Część mieszkańców mówiła, że zawsze płacili u sołtysa, inni wyrazili radość z powodu powstania takiej inicjatywy, a niektórzy w ogóle nie wiedzieli, że można płacić inaczej niż przelewem. Były także głosy, że do tej pory korzystali z przelewów, głównie ze względu na oszczędność czasu, ale skoro pojawiła się ta inicjatywa, warto ją wesprzeć. Myślę, że Dzień Dziecka przyciągnie całe rodziny i będzie to fajna sobota, którą spędzimy wspólnie z mieszkańcami – pewnie nie tylko naszej miejscowości. Serdecznie zapraszam wszystkich mieszkańców gminy do wzięcia udziału.  

Kiedy możemy spodziewać się tej imprezy dla dzieci? Masz już na nią pomysł? 

- Dzień Dziecka odbędzie się 7 czerwca, w sobotę. Start przewidujemy zaraz po obiedzie, czyli o godzinie 14:00, a wydarzenie potrwa do późnego popołudnia. W programie będą dmuchańce, zjeżdżalnie, tory przeszkód, ognisko, atrakcje sportowe oraz animatorzy. Cały czas jesteśmy w trakcie planowania i robienia wycen, aby wszystko było zorganizowane jak najkorzystniej.  

Będziesz starał się wprowadzać więcej takich inicjatyw? Jakie inne pomysły masz na integrację mieszkańców? 

- Jak wspominałem na początku, mamy wiosnę, więc na pewno niedługo chciałbym zorganizować dzień gospodarczy w naszej miejscowości. Będziemy zajmować się przycinaniem drzew przy placu zabaw, remizie, porządkowaniem podwórka szkolnego, a także oczyszczaniem chodników, zbieraniem odpadów, śmieci oraz pyłu i piasku, który nagromadził się przez całą zimę. Serdecznie zapraszam mieszkańców do pomocy przy tym przedsięwzięciu. W tym roku rezygnujemy z organizacji imprezy, która odbywała się przez wiele lat – Sobótek. Zdecydowaliśmy się na tę zmianę, ponieważ wielu mieszkańców Domatkowa przebywa za granicą. Kiedy wracają na wakacje, narzekali, że w miejscowości nie ma co robić. Dlatego w sierpniu, dokładnie 9 sierpnia, zorganizujemy wydarzenie o nazwie "Letni Chillout w Domatkowie". Impreza będzie miała nieco inny styl niż dotychczasowe wydarzenia, ale na razie nie chciałbym zdradzać szczegółów. Jesteśmy wciąż na etapie organizacji, ale mam nadzieję, że przyciągnie to wielu ludzi. Na pewno będę liczył na pomoc mieszkańców w organizacji tego wydarzenia.  

Jakie wyzwania napotykasz w pracy sołtysa? Czy spotkałeś się już z trudnymi decyzjami?

- Nie było jeszcze takiego momentu, w którym powiedziałbym sobie, że mam tego dość i nie wiem, co zrobić. Pojawiają się różne tematy, które mieszkańcy poruszają, i staram się im pomóc na tyle, na ile mogę – rozwiązując problemy lub zdobywając potrzebne informacje w odpowiednich instytucjach, a potem przekazując je. Czy były trudne sytuacje? Na ten moment chyba nie.

Często przychodzą do ciebie mieszkańcy z problemami? 

- Ze względu na fakt, że moja kadencja rozpoczęła się dopiero pod koniec sierpnia, udało nam się zorganizować sporo wspólnych wydarzeń, takich jak Dzień Seniora czy Dzień Kobiet. To były okazje, by spotkać się z mieszkańcami. Miałem także możliwość rozmawiania z nimi. Dodatkowo, jak już wspominaliśmy, roznosiłem nakazy podatkowe i odwiedziłem, myślę, że w 95 proc. domów. Dzięki temu była okazja, by porozmawiać z mieszkańcami i jeśli ktoś miał jakieś uwagi lub chciał coś zgłosić, była ku temu najlepsza okazja. Wtedy staraliśmy się porozmawiać o tym, co nie funkcjonuje tak, jak powinno. 

Rola sołtysa jest dokładnie taka, jak ją sobie wyobrażałeś? Jakie były twoje oczekiwania, a jaka jest rzeczywistość? 

- Oczekiwań co do mojej roli sołtysa może nie było, a przynajmniej trudno było mi je sobie wyobrazić. Kiedyś sołtys to zazwyczaj był starszy pan gospodarz, który miał dużo pola, traktory i swoją gospodarkę – to taka klasyczna wizja sołtysa, która była powszechna. Ja jestem najmłodszym sołtysem w gminie, a w powiecie jest jeszcze jedna młodsza dziewczyna, bodajże w Hucie Komorowskiej. Widać, że rola sołtysa zmienia się i wygląda to teraz trochę inaczej. Na pewno, jeśli chce się być dobrym sołtysem – a staram się nim być, choć nie twierdzę, że zawsze mi się to udaje – to trzeba poświęcić mnóstwo swojego prywatnego czasu. To nie jest tylko zebranie podatku. To spotkania z mieszkańcami, spotkania w gminie, informowanie ludzi o planowanych inwestycjach, czy to przez powiat, czy gminę. Trzeba roznosić odpowiednie dokumenty informacyjne, a także uczestniczyć w sesjach rady miejskiej. Żeby wszystko to ogarnąć, trzeba naprawdę poświęcić sporo czasu. Mam takie życiowe motto, że jak już się coś robi, to trzeba to robić porządnie, żeby nikt po mnie nie musiał niczego poprawiać. I staram się zawsze postępować zgodnie z tym. Próbuję nad wszystkim trzymać rękę, wszystko kontrolować i sprawdzać, żeby mieć pewność, że jest załatwione tak, jak powinno, i tak, jak sobie to wyobrażałem.   

Jak oceniasz obecne potrzeby twojej miejscowości? Co jest najważniejsze dla Domatkowa w kontekście rozwoju? 

- Marzę o tym, żeby nasza miejscowość mogła pochwalić się dużą szkołą, pełną dzieci, z bogatą ofertą edukacyjną. To byłby na pewno ogromny krok do przodu. Z drugiej strony, mamy już piękną inwestycję zakończoną w miejscowości Kupno – nową drogę, ścieżkę rowerową, chodnik. Życzyłbym sobie, żeby i nasza miejscowość mogła cieszyć się takimi inwestycjami. Na przykład, marzy mi się, aby ścieżka rowerowa, która zaczyna się przy drodze krajowej nr 9 w Kupnie, przebiegała aż do Zapola przez Domatków, Bukowiec, a może kiedyś nawet połączyła Przedbórz. Chciałbym, żeby stało się to bezpiecznym miejscem do jazdy rowerowej, na rolkach czy nawet dla dzieci, które mogłyby się tam bawić, nie musząc poruszać się po drodze powiatowej, która niestety nie zawsze jest bezpieczna, mimo wprowadzonych ograniczeń. Przy tej ścieżce chciałbym, aby były posadzone drzewa, które dawałyby cień i schronienie spacerującym. To jedno z podstawowych marzeń, które chciałbym, żeby się spełniło. W tym miejscu chciałbym zwrócić się z prośbą do starostwa powiatowego oraz pana starosty, aby nasz Domatków znalazł się w ich planach inwestycyjnych. Z innych potrzeb, staramy się zabezpieczać fundusze z budżetu sołeckiego. W tym roku przeznaczyliśmy 18 tysięcy złotych na projekt oświetlenia ulicznego w przysiółku Zagranicze. Mamy także pomysły na kolejne lata i będziemy starać się składać wnioski o dofinansowanie na dalsze inwestycje. Wiemy, że proces ubiegania się o fundusze nie jest łatwy, ale będziemy robić wszystko, żeby z czasem te inwestycje przyniosły korzyści naszej społeczności.  

Jako jeden z najmłodszych sołtysów w gminie, jak postrzegasz rolę młodych ludzi w polityce lokalnej? Czy widzisz ich większe zaangażowanie? 

- Nie chciałbym nikogo urazić, ponieważ każdy człowiek zasługuje na szacunek. Szanuję osoby, które pełnią rolę sołtysa przez 30 lat – na pewno wiedzą, co robią na tym stanowisku, a przede wszystkim znają wszystkich mieszkańców. Jednak uważam, że osoby, które pełnią taką funkcję przez tak długi czas, powinny być otwarte na potrzeby młodszych pokoleń, nie tylko tych w swoim wieku. Czy widzę dużą rolę młodych ludzi? Tak, zdecydowanie. Chciałbym, aby nowe twarze zaczęły pojawiać się w lokalnym samorządzie, bo to wnosi powiew świeżości i nowe pomysły, które mogą przyczynić się do rozwoju naszej miejscowości.  

Z racji twojego doświadczenia zawodowego, czy wykorzystujesz umiejętności menedżerskie z pracy w firmie w pełnieniu obowiązków sołtysa?

- Myślę, że tak. Przede wszystkim kwestie urzędowe, papierowe, składanie dokumentów, pisanie pism do odpowiednich instytucji nie stanowią dla mnie żadnego problemu ani wyzwania, ponieważ moje miejsce pracy pozwoliło mi nabyć te umiejętności. Z łatwością radzę sobie z tymi zadaniami. Również nawiązywanie kontaktów z osobami z różnych sfer, czy to biznesowych, czy politycznych, nie sprawia mi trudności.  

Jakie wyzwania stoją przed sołtysem, gdy chodzi o dalszy rozwój wsi? Jakie są twoje plany na przyszłość wobec Domatkowa?

- Największym wyzwaniem  są mieszkańcy. Jak wielokrotnie to już wspominałem chciałbym abyśmy wspólnie działali, pracowali dla dobra Domatkowa.    

Powiedz nam więcej o swoich pasjach...

- Jestem osobą o wielu pasjach. Moja żona często żartuje, że w końcu zasługuję na szacunek, bo skoncentrowałem się na jednej rzeczy na dłużej, a nie na chwilę. W przeszłości miałem wiele zainteresowań – za dzieciaka wędkowałem, później, podczas studiów, próbowałem swoich sił w futbolu amerykańskim. Trenowałem także Muay Thai przez pewien czas. Na siłownię wracałem co jakiś czas, podejmując próby redukcji, ale nigdy mi się to nie udało – zawsze kończyłem na masie, a latem nie potrafiłem przejść do redukcji (śmiech). Jeśli chodzi o pszczoły, to temat ten zawsze był obecny w mojej rodzinie. Mój świętej pamięci dziadek był pszczelarzem i wielokrotnie próbował zarazić mnie tą pasją. Kiedy bywałem u dziadka i babci latem, zawsze unikałem pszczół, starając się nie zostać przez nie użąd­lonym. Mówiłem sobie wtedy, że nigdy się tym nie zajmę. Jednak kilka lat temu, dzięki znajomemu, który podzielił się ze mną swoją pasją do pszczelarstwa, postanowiłem spróbować. Zaczęło się od dwóch młodych rodzin pszczelich, a teraz pasja ta rozwija się powoli. Powoli zarażam nią również mojego teścia, więc stajemy się rodziną, która dzieli się tą tradycją. Pszczelarstwo stało się dla mnie świetną odskocznią od codziennych spraw. Spędzając czas przy ulach, mam okazję wyciszyć się i poczuć spokój – o ile oczywiście jest on w rodzinie (śmiech). Obserwowanie pszczół i ich pracy daje poczucie spokoju. Jednak to hobby, jak każde inne, wiąże się z dużym poświęceniem i wymaga sporej ilości czasu.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo