Wszystko zaczęło się prawie pół tysiąca lat temu, kiedy z małego żołędzia wyrosło piękne drzewo. Do kogo wówczas należały te ziemie, nie wiadomo. Teraz dąb rośnie na polanie obok domu państwa Mokrzyckich w Woli Rusinowskiej. Od wielu pokoleń, bo – jak przyznaje pani Krystyna – pamiętali go jej pradziadowie, Józef i Ewa, dziadkowie Jan i Zofia oraz rodzice Stefan i Karolina. – Taki był i taki jest – mówi pani Krystyna. Piękny i potężny. Choć – jak twierdzą państwo Mokrzyccy – kiedyś prezentował się jeszcze bardziej okazale.
Potężny członek rodziny
Rok temu wichura urwała ogromny konar drzewa. – On był naprawę potężny, ale jak wichura urwała to radło, to taki biedny teraz ten dąbek został – tłumaczy pani Krystyna. Wszystko stało się około godziny 22. Jak mówią państwo Mokrzyccy, spadająca gałąź narobiła strasznego huku. – Spaliśmy, a tu nagle coś tak trzasnęło. Mąż wstał, popatrzył, ale mówił, że nic się nie stało. Dopiero później się okazało, że to urwało konar dębu – opowiada kobieta. Urwany kawałek drzewa pierwsze dostrzegły Magda i Natalia, wnuczki państwa Mokrzyckich. Gałąź zajmowała niemal całą łąkę. – Strasznie mi było szkoda, jak to wszystko zobaczyłam. To było tak, jakby ktoś umarł. Płakać mi się chciało. Ja już taka jestem – dodaje z żalem pani Krysia, która na pytanie o to, czy ten stary dąb jest dla niej jak członek rodziny, odpowiada jednoznacznie: – Pewnie, że tak.
Więcej w Korso nr 26/29.06.2016