Spotkanie zorganizował w sierpnia Jan Zuba, burmistrz Kolbuszowej. Oprócz kilkunastu mieszkańców w Domu Kultury w Kolbuszowej Górnej obecni byli także Tadeusz Serafin, kierownik referatu rolnictwa i gospodarki gruntami i sołtys Jan Fryc.
Feler jest w tej sprawie taki, że jeżeli nikt z mieszkańców nie zgodzi się na podpisanie umowy z Polskimi Liniami Kolejowymi, przejazdy zostaną zamknięte. Co to oznacza? Przede wszystkim spore problemy dla rolników, którzy muszą w jakiś sposób dostać się do swoich pól. A umowę gmina nie może zawrzeć na siebie. Mogą to zrobić tylko rolnicy.
Co z Kupnem?
Jak mówił podczas spotkania szef gminy, są dwie możliwości, aby przejazdy kolejowe utrzymać.-
Albo do przejazdu kolejowego będzie prowadzić droga publiczna, albo będzie to przejazd prywatny
- mówił na spotkaniu Jan Zuba. Dwa takie przypadki znajdują się na terenie gminy, w Kolbuszowej Górnej i Kupnie.
- Jestem po spotkaniu z mieszkańcami Kupna i tam rolnicy ze zrozumieniem podeszli do sytuacji i zdecydowali się podpisać umowę z PKP na okres przejściowy, dopóki nie będzie zbudowana droga publiczna, do tego są procedury długotrwałe i nie da się szybko tego załatwić
- powiedział Jan Zuba. Niebawem z przedstawicielami Kupna i PKP zostanie podpisana umowa. Oni także będą w posiadaniu kluczy. Natomiast z przejazdu będą korzystać wszyscy, którzy z niego do tej pory korzystali. Zdecydowali się, że będą partycypować w kosztach dzierżawy tego przejazdu kolejowego, bo takie przepisy, że raz w roku trzeba taką kwotę wpłacić. Podobnie sytuacja ma wyglądać na Górnej.
Burmistrz obiecał, że pomoże zbudować rogatki i zapory po jednej i po drugiej stronie.
- Rozpoczęliśmy długie starania o zaprojektowanie dróg dojazdowych w trybie specustawy. Niestety nie jest to wcale takie szybkie
- wyjaśniał włodarz. W Wojkowie trzy lata zajęły prace projektowe. Lokalizacja przejazdu w Kolbuszowej Górnej jest o tyle prostsza, że nie ma tam terenu zabudowanego. Ogłoszone zostały dwa przetargi na prace projektowe, bo to zadanie jest zaplanowane w budżecie, zarówno Kupno jak i Kolbuszowa Górna. Wynik był taki, że do obydwu przetargów nikt się nie zgłosił. Prowadzone są rozmowy z projektantami PKP, którzy być może podejmą się tego zadania.
Co ustalili?
- Pierwszą dyskusję na temat przejazdu zaczęliśmy w 2016 roku, minęły cztery lata i jesteśmy prawie w tym samym miejscu
- mówił mieszkaniec.
Przejazd w Kolbuszowej Górnej docelowo ma zostać przeniesiony na blisko 80 metrów od istniejącego. Mieszkańcy zgłaszali swoje obawy, co będzie jeżeli ktoś będzie chciał zrobić na złość i "zmajstruje" coś przy przejeździe. Padały także wątpliwości, czy zamknięty przejazd na klucz nie poróżni ze sobą mieszkańców. Problem pojawia się w nieuregulowanych własnościach.
Druga sprawa to koszty dokumentacji sięgające powyżej 100 tys. zł. Następnie wykonanie drogi należy liczyć w setkach tysięcy złotych.
- Nie ma innego wyjścia, zrezygnujemy z innych wydatków, żeby zostało to wykonane - mówił burmistrz Zuba.
Wstępnie trzech mieszkańców z Kolbuszowej Górnej, idąc za przykładem swoich sąsiadów z Kupna, stwierdziło, że wezmą na siebie odpowiedzialność za przejazd. W przyszłym tygodniu mają pojechać i popisać umowę w Rzeszowie. Na czas, dopóki kategoria drogi nie zostanie zmieniona, czyli do kiedy nie pojawi się gminna droga publiczna, w tym czasie przejazdy zostaną utrzymane.
- Odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo będzie ponosił każdy, kto będzie korzystał z przejazdu kolejowego - podkreślał Jan Zuba.
W sprawie przejazdów swoje stanowisko zajął radny Michał Karkut.
- Całe to zamieszanie to wina ministerstwa i PKP. Gdy buduje się autostrady, to co jakiś czas robi się przejścia dla zwierząt. Gdy modernizuje się kolei, zapomina się o ludziach. Rząd PiS ma nosie tych "niedobitków", którzy jeszcze uprawiają ziemię - napisał na swoim fanpage.
Do tematu wrócimy.