Do pożaru doszło początkiem listopada 2022 roku w Nowej Wsi (gmina Kolbuszowa). Wewnątrz spalonego budynku znajdował się traktor, motocykl, sprzęt gospodarczy, siano i drewno, które pochłonął ogień. Żywcem spaliły się także cztery krowy, które znajdowały się w stajni oraz kilkadziesiąt kur i dwa króliki. Spaliła się również część drewnianego płotu stojącego niedaleko domu.
Kolbuszowscy policjanci ustalili, że związek z pożarem miał wówczas 21-letni mieszkaniec powiatu kolbuszowskiego. Mężczyzna został zatrzymany. Po wykonaniu niezbędnych czynności usłyszał prokuratorskie zarzuty m.in. sprowadzenia pożaru, a także przestępstwa z ustawy o ochronie zwierząt dotyczącego zabijania zwierząt ze szczególnym okrucieństwem. 21-latek trafił do aresztu. W toku trwającego postępowania okazało się, że mężczyzna był także czynnym strażakiem ochotnikiem m.in. w OSP w Świerczowie.
Decyzja sądu
Prokuratura Rejonowa w Kolbuszowej końcem kwietnia tego roku wystosowała akt oskarżenia w tej sprawie. Po niespełna pół roku spędzonym w areszcie Sąd Rejonowy w Kolbuszowej zdecydował, że oskarżony o podpalenie gospodarstwa mężczyzna może opuścić więzienne mury.Zaplanowany na 13 lipca termin posiedzenia o dobrowolne poddanie się karze przesunięto na połowę września. W połowie września miał zapaść wyrok. Tak się jednak nie stało. Dlaczego? Robert Stącel, sędzia Sądu Rejonowego w Kolbuszowej, poinformował wówczas, że pokrzywdzeni nie zgodzili się na zaproponowaną karę dla oskarżonego mężczyzny. Stąd kolbuszowski wymiar sprawiedliwości ustalił nowy termin rozprawy - na koniec listopada.
Kara za podpalenie
We wtorek, 28 listopada, w Sądzie Rejonowym w Kolbuszowej zapadł wyrok dla podpalacza gospodarstwa. Mieszkaniec gminy Kolbuszowa został skazany na łączną karę roku i sześciu miesięcy pozbawienia wolności. Dodatkowo ma on zapłacić ponad 100 tysięcy złotych odszkodowania na rzecz pokrzywdzonych właścicieli spalonego gospodarstwa.Otrzymał on roczny zakaz posiadania zwierząt hodowlanych. Ma także zapłacić nawiązkę na rzecz jednego ze stowarzyszeń zajmujących się ochroną zwierząt, sąd obarczył go również kosztami postępowania.
Miesiące, w których oskarżony przebywał w areszcie, wliczają się w poczet kary, wymierzonej przez kolbuszowski wymiar sprawiedliwości. Mężczyzna trafi do więzienia na około 12 miesięcy.
Należy podkreślić, że wyrok jest nieprawomocny. Jeżeli żadna ze stron nie złoży wniosku o uzasadnienie wyroku bądź apelacji, wyrok uprawomocni się po ośmiu dniach od ogłoszenia.
Po jego uprawomocnieniu sąd wysyła dokumentację do zakładu karnego, który z kolei potwierdza jej otrzymanie. Po tym sąd wysyła nakaz doprowadzenia skazanego, celem odbycia kary.
Ogień mógł pochłonąć dom
Właściciele tuż po pożarze, w rozmowie z nami mówili, że ich wnuczek, tuż przed północą, był w budynku gospodarczym i nic nie wskazywało na to, że za kilkadziesiąt minut może wybuchnąć pożar.Tuż po północy ogień zaczął trawić dobytek życia mieszkańców Nowej Wsi. - Spalił nam się traktor, skuter i inne sprzęty. Żywcem spaliły się też cztery krowy, w tym jedno czteromiesięczne cielę - opisywali tragiczne zdarzenia właściciel gospodarstwa.
Ogień, który trawił stajnię i stodołę, był już bardzo blisko domu. Zapalił się płot znajdujący się około dwóch metrów od budynku mieszkalnego. - Szczęście, że strażacy zdążyli ugasić palący się płot, bo mogłoby to skończyć się jeszcze gorzej - mówili właściciele.
Podpalił zapalniczką
W swoich zeznaniach 21-latek wyjaśnił, że poszedł na teraz gospodarstwa w Nowej Wsi i zapalniczką popalił stodołę i stajnię.Dariusz Opaliński, prezes jednostki OSP Świerczów, tuż po feralnym zdarzeniu potwierdził przypuszczenia i poinformował, że podejrzany był członkiem świerczowskiej straży pożarnej.
Jak tłumaczył w 2022 roku prezes, wszystko zaczęło się od tego, że na alarm do pożaru gospodarstwa nie wstawił się wspomniany 21-latek, a zazwyczaj pod remizą był pierwszy. To wzbudziło pierwsze podejrzenia. Dodał on także, że policja zatrzymała niedługo później chłopaka. Ten miał w nocy ugrząźć quadem w jednym z rowów i dlatego nie wziął udziału w akcji. To pomogło doprowadzić policję do sprawcy podpalenia.
Szef OSP Świerczów przyznał, że druhowie przeczuwali już wcześniej, że może on stać za podpaleniami. Mieszkańcy zgłaszali prezesowi Opalińskiemu, że to prawdopodobnie strażak z ich jednostki podkładał ogień w innych miejscach. Na jednym z zebrań wiejskich prezes zaapelował do mieszkańców, żeby najlepiej zgłaszali takie sprawy na policję.
- My żałujemy, że tak się stało, że ktoś taki znalazł się w naszych szeregach. Żałujemy, że to nie wyszło wcześniej. Nie miałem żadnych dowodów, że był to ktoś z naszych. Miałem tylko przeczucia, ale musiałem mimo wszystko wierzyć, że żaden z nich się do tych pożarów nie przyczynił. Nasza straż teraz ucierpi
- podsumował prezes.