O problemie mieszkańców kolbuszowskiego rynku mówił na ostatniej sesji (22 lutego) Józef Fryc, wiceprzewodniczący rady miejskiej. Jak zaznaczył samorządowiec, w ostatnim czasie odebrał kilkadziesiąt telefonów od zdenerwowanych kolbuszowian. Wszystkie interwencje dotyczyły jednego - smogu w Kolbuszowej.
Horror na ulicy
- To, co się dzieje na rynku, jest rzeczą okrutną. Po prostu tam nie da się już żyć! - mówił poruszony wiceszef rady. - Ludzie, którzy nigdy nie zgłaszali jakichś pretensji czy roszczeń, zaczynają głośno mówić o tym problemie. Zobowiązali mnie, abym w jasny i precyzyjny sposób powiedział o tym problemie na sesji rady miejskiej - dodał. Jak przyznał Józef Fryc, sam również odczuwa, że jakość powietrza w Kolbuszowej pozostawia wiele do życzenia. - Ja na swojej ulicy mam horror - przyznał samorządowiec.
Apel radnego
Zwrócił się też do Jana Zuby, burmistrza miasta, z apelem: - Bardzo bym prosił, aby pan wszystkie swoje służby, jakimi dysponuje burmistrz, uczulił na ten temat. Prosiłbym, aby pan w tę sprawę osobiście się zaangażował i postawił służby w taki sposób, aby chociaż do końca tego sezonu grzewczego coś się zmieniło.
Latające laboratorium
Jak się okazuje, gmina zamierza kupić specjalistyczny dron, który będzie badał skład chemiczny dymu wydobywającego się z domów jedno- i wielorodzinnych. Wniosek w tej sprawie do Brukseli, za pośrednictwem Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, magistrat złożył jeszcze w ubiegłym roku. - Wniosek ten umożliwi nam zakup drona, latającego laboratorium - wyjaśnił burmistrzWięcej w aktualnym Korso