reklama

Czarny kot z czerwoną wstążką, piątek trzynastego czyli co z tymi przesądami?

Opublikowano:
Autor:

Czarny kot z czerwoną wstążką, piątek trzynastego czyli co z tymi przesądami? - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WIADOMOŚCIPonad połowa dorosłych Polaków wierzy w przesądy - tyle na ten temat mówią statystyki. Jak na kraj tak katolicki, to wyjątkowo dużo osób pali diabłu ten ogarek...

17 listopada to według kalendarza Dzień Czarnego Kota. Widać listopad sprzyja takim magicznym świętom o niezwykłej atmosferze, zaczyna się przecież świętem zmarłych, a kończy andrzejkami, czyli czasem wróżb. Przesądy więc jak najbardziej wpisują się w klimat tych wydarzeń. 

Statystycznie nie wszyscy są równie przesądni. Podobno w zabobony najbardziej skłonni są wierzyć bezrobotni i osoby niepracujące zawodowo, tylko zajmujące się domem. Ma to zapewne logiczne uzasadnienie - jeśli przy gotowaniu rozsypie się sól, to nieszczęście gotowe. I jak tu nie wierzyć w pecha...? Bardziej skłonne do przesądów mają też podobno być kobiety niż mężczyźni. 

Trzymaj kciuki! 

Najbardziej popularnym przesądem wśród Polaków jest trzymanie kciuków. Aż jedna trzecia z nas wierzy, że może to przynieść powodzenie. Skąd jednak wziął się taki gest? Korzeni trzeba szukać ze dwa tysiące lat temu, kiedy świeżo upieczeni chrześcijanie płonęli na stosach, byli rozszarpywani przez dzikie zwierzęta albo umierali w inne, wymyślne sposoby za swoją wiarę. To ludzi zniechęcało, żeby mówić o niej otwarcie. Aby rozpoznać więc swojego brata w wierze, trzeba było wymyślić jakieś gesty, których pokazanie świadczyłoby o byciu wtajemniczonym w sprawę. Jednym z nich było tworzenie kształtu ryby przez skrzyżowanie kciuków i palca wskazującego i środkowego. Jakim cudem przez stulecia gest ten zmienił się w symbol powodzenia, pozostaje jednak tajemnicą. 

 

 Prawie co czwarty dorosły Polak ufa natomiast, że szczęście może przynieść kominiarz i chwyta się za guzik na jego widok. Też tak robisz? To zachowujesz się jak wiele kobiet dawno, dawno temu.... Od kiedy tylko zaczęto budować dachy i kominy, na które można było wejść bez groźby spadnięcia na piec w izbie niżej,  po wsiach i miasteczkach zaczęli wędrować kominiarze, oferujący swoje usługi w czyszczeniu kominów. Jak wiadomo, praca kominiarza jest bardzo brudna, a sadza z komina osadza się wszędzie. Gospodynie zabiegały więc o to, by do ich domu kominiarz przyszedł w pierwszej kolejności. Oznaczało to po prostu mniej sprzątania, bo kominiarz był jeszcze w miarę czysty. Aby postawić na swoim, gospodynie ciągnęły więc kominiarza za guzik do swojego domu. Ciekawe, czemu nie za rękę... W każdym razie, która zdobyła kominiarza jako pierwszego, była największą szczęściarą, i tak się ten przesąd utrzymał do dnia dzisiejszego. 

 

Dalej na podium wśród najpowszechniejszych przesądów jest koniczyna o czterech liściach. Chyba każdy w dzieciństwie szukał jej na trawnikach i w polach, a to, że tak trudno ją znaleźć, stanowi tylko część jej uroku, w końcu szczęście nie powinno czekać na nas na każdym rogu, a być czymś, za czym się stale goni.... Czterolistna koniczyna uważana jest za szczęśliwą roślinę, bo pochodzi z samiusieńkiego raju. Podobno to Ewa, kiedy została wygnana z raju, zdołała się jeszcze schylić i w ostatniej chwili zabrać sobie ją na pamiątkę...  Ewa miała już w końcu doświadczenie ze zrywaniem roślin i owoców, ale w tym wypadku koniczyna miała jej przynieść szczęście. Czy to bajka, czy nie bajka, liczba cztery uważana jest za szczęśliwą, a każdy liść koniczyny ma coś symbolizować – zdrowie, pieniądze, miłość i pomyślność, czyli, jak by na to nie patrzeć, kwestie w życiu najważniejsze. 

 

 

Pechowa trzynastka, szczęśliwa siódemka 

Wśród Polaków dosyć powszechna jest wiara w pechową trzynastkę. Tutaj źródła mówią o kilku przyczynach braku szczęścia w przypadku tej liczby. Jedna z nich znów sięga korzeniami chrześcijaństwa, czyli ostatniej wieczerzy. Jak wiadomo, było na niej obecnych trzynaście osób i w sumie cała ta sprawa skończyła się happy endem, ale ile wcześniej było komplikacji... Tradycyjnie więc do stołu nie powinno zasiadać trzynaście osób, bo ta, która wstanie od niego pierwsza, umrze w najbliższym czasie. Uważa się, że to w piątek 13. Jezus zawisł na krzyżu. 13 było również schodków prowadzących na szubienicę. A do tego13 to również oficjalny wiek, w którym dziecko staje się nastolatkiem. Rodziców nie trzeba przekonywać, jak straszny jest ten wiek dorastania. 

Na szczęście, oprócz pechowej trzynastki, istnieje jeszcze szczęśliwa siódemka. Również w tym przypadku jest wiele powodów, dlaczego akurat ta liczba ma przynieść szczęście. Jest siedem dni tygodnia, kolorów w tęczy, siedem kontynentów, cudów świata i grzechów głównych.

  

Co ciekawe i raczej zrozumiałe, patrząc na skłonność Polaków do narzekania, nasi rodacy częściej wierzą w złe niż dobre znaki. Wśród przesądów wróżących niepowodzenie najpowszechniej uznawane jest stłuczenie lustra – ponad jedna czwarta naszych rodaków wierzy, że może to przynieść pecha. I to całe siedem lat pecha! Lustro odbija twarz, więc według przesądu zniszczenie lustra oznacza również zniszczenie samej duszy ludzkiej. A żeby ją odrodzić na nowo, potrzeba aż siedmiu długich  lat, które wypełniać będą nieszczęścia i rozpacz... 

Jednym z najbardziej rozpowszechnionych przesądów jest pechowość czarnego kota. Kto nie zna człowieka, który woli zatrzymać samochód niż pojechać dalej drogą, którą przekroczył czarny kot? Lepiej okrążyć cały świat dookoła, niż narazić się na klątwę kota... Przesąd oskarżający czarnego kota o przynoszenie pecha jest bardzo stary, bo sięga średniowiecza.  Kiedy zaczęło się polowanie na czarownice, wiele tych nieszczęsnych kobiet miało za jedynego towarzysza czarnego, czy też jakiegokolwiek innego, kota. W rezultacie kot, na zasadzie skojarzenia, został też uznany za bycie winnym praktykowania czarów, bycia narzędziem diabła i w ogóle za całe zło świata. Uznano nawet, że czarownice mogą przybierać postać czarnego kota i zabijano go zapobiegawczo. Sytuacja zmieniła się, gdy kotów zaczęło brakować i myszy i inne gryzonie przenosiły epidemię dżumy po Europie. Koty wróciły do łask, ale łatka, którą im przyczepiono, wciąż trzyma się mocno. Czarny kot to gwarantowane nieszczęście i tyle!

 

Zazwyczaj nie witamy się przez próg. Dla takiej sytuacji można szukać dwóch przyczyn: po pierwsze, gościa należy przywitać w reprezentacyjnym miejscu. Próg, choćby nie wiadomo jak piękny, do nich nie należy. Drugie wyjaśnienie jest o wiele bardziej magiczne. Dawni Słowianie zwykli chować swoich zmarłych blisko progów. Witać się z gośćmi nad głową tatuńcia? To jakoś nie wypada... 

 

 

 Odpukaj w niemalowane!

Kolejnym sposobem służącym do odgonienia pecha jest stukanie w niemalowane drewno. Oczywiście w czasach, gdy meble robi się ze sklejki, trudno nam wykonywać tę czynność poprawnie. Przesąd miał jednak logiczne przesłanki. Kiedy jeszcze wierzono w złośliwe duchy i bogów, ludzie stukali w drewno, kiedy opowiadali o swoich planach. A duchy mogły sobie podsłuchiwać, ile chciały, a przez stukanie i tak nic nie słyszały i nie mogły krzyżować planów! Dziś miałyby pewnie podsłuchy w telefonach komórkowych, więc na nic zdałoby się stukanie... 

 

Wiele przesądów nierozerwalnie związanych jest z kwestią finansową. Chuchanie na znalezione monety ma sprawić, że przyjdą do nas kolejne. Nie wolno tego robić jednak z pieniędzmi nieuczciwie zdobytymi, bo wtedy los na pewno się odwróci i pieniądze odejdą do prawowitego właściciela. Pieniądze wrzucamy do wody, by powrócić do danego miejsca. Kobiety na pewno doskonale zdają sobie sprawę z tego, że nie wolno kłaść torebki na podłodze. Gwarantuje to, że pieniądze będę z niej uciekać w zastraszającym tempie! Jeszcze szybciej niż na zakupach! Podobno zabobon ten ma swoje uzasadnienie w psychologii. Kobieta, która nie dba o swoje rzeczy i rzuca torebkę byle gdzie, szybciej musi kupić sobie nową, a to nie są tanie rzeczy... 

 

Żeby nikt nie zauroczył...

A propos spraw finansowych. Tylko młode matki wiedzą, ile tracą na pampersy, a równocześnie ile nerwów kosztuje słuchanie wszystkich "dobrych rad" dotyczących małych dzieci. 

Zaczyna się długo przed urodzeniem dziecka, bo ciężarna matka nie może patrzeć przez dziurkę od klucza (w jakim celu miałaby to robić?),  bo dziecko urodzi się zezowate, nie może szyć, bo dziecko owinie się pępowiną, nie może patrzeć w ogień - dobrze, że coraz mniej do tego okazji...

A kiedy już dziecko się urodzi, to niemal pierwsza czynność, którą wykonują zatroskane ciocie i babcie, jest zawieszenie w pobliżu dziecka czerwonej wstążeczki, żeby nikt nie zauroczył. Nie przeszkadza to oczywiście w natychmiastowym zamawianiu chrztu, bo przecież ktoś dziecko może w międzyczasie urzec... Im dalej w las, tym jest gorzej. Pierwsze ubranko powinno pochodzić od dziecka, które "dobrze się chowało", maluchowi nie wolno obcinać włosów do pierwszego roku życia, ubierać go na czarno ani nawet czesać, bo będzie niemową!  Nie ma się więc chyba co dziwić, że w ten sposób wyrośnie następne pokolenie, które na widok czarnego kota spluwać będzie przez ramię (koniecznie lewe!), a i łóżko ustawi przy ścianie, by koniecznie wstać prawą nogą...

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu m.in. czytać ekskluzywne materiały PREMIUM dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników i prowadzić dyskusję na portalowym forum i aby Twoje komentarze były wyróżnione.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE