Problemem i jednocześnie powodem coraz większej liczby zakażonych uli jest chociażby brak wiedzy i umiejętności pszczelarzy amatorów. To m.in. dla nich organizowane było niedzielne spotkanie w Miejskim Domu Kultury w Kolbuszowej.
Frekwencja dopisała
Spotkanie zgromadziło nie tylko osoby, które zajmują się pszczołami hobbystycznie. Nie zabrakło również profesjonalnych hodowców. Sala tego dnia pękała w szwach. Do kolbuszowskiego domu kultury przyszło około 120 osób.Jan Gorzelany, prezes Rejonowego Koła Pszczelarzy w Kolbuszowej, w rozmowie z nami przyznaje, że tak duża frekwencja to powód do radości.
- Zainteresowanie było niesamowite. To o czymś świadczy - zaznacza nasz rozmówca.
Jak słyszymy od prezesa, w trakcie spotkania wywiązało się mnóstwo dyskusji. Pszczelarze pytali m.in. o to, w jakich sytuacjach giną zarodniki zgnilca i jak z nim walczyć. - Był szereg pytań tego typu - dodaje Gorzelany i podsumowuje krótko:
- Pomimo tego, że była to niedziela, to była pełna sala. Jesteśmy bardzo zadowoleni, uczestnicy też.
Cykliczne spotkania
Na spotkaniu mówiono o profilaktyce, zwalczaniu i zapobieganiu zgnilcowi amerykańskiemu. Wykłady poprowadziła dr n. wet. Anna Gajda ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.Przedstawiciel Rejonowego Koła Pszczelarzy w Kolbuszowej przyznał, że na ten moment nie planują kolejnego takiego szkolenia. Jak dodaje, od kilkunastu lat są natomiast organizowane cykliczne spotkania pod nazwą "Człowiek i pszczoła".
Swego czasu, ze względu na brak takich szkoleń, były one organizowane nawet cztery razy w roku. Teraz pszczelarze widują się nieco rzadziej, niemniej jednak spotkania cieszą się dużą popularnością. Poruszane są tam różne tematy, również o chorobach wśród pszczół.
Śmierć w kilka dni
Zgnilec amerykański nie zagraża ludziom bezpośrednio, natomiast może powodować trudności z zapylaniem roślin na terenach rolniczych. Zima, wiosna, spadek odporności, brak pokarmu dla pszczół - m.in. to powoduje, że tych ognisk chorobowych przybywa.Choroba rozprzestrzenia się błyskawicznie. Zakażony czerw (larwa pszczoły) umiera w ciągu kilku dni. Robotnice usuwają go z ula, przenosząc bakterie na odnóżach i narządach gębowych do pokarmu, którym karmią zdrowe larwy. W ten sposób choroba rozprzestrzenia się w całym ulu.
Bakterie umiejscawiają się na wszystkich częściach ula, na plastrach, w miodzie, w pyłku i w wosku. Osłabiona pszczela rodzina jest podatna na ataki silniejszych rodzin, które z kolei przenoszą zarazę do zdrowych uli.
Choć bakteria atakuje wyłącznie larwy, to najbardziej skutecznym sposobem uratowania pasieki jest spalenie ula wraz z całą pszczelą rodziną. Przed położeniem ognia pszczoły zostają zagazowane, aby nie płonęły żywcem.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.