Dorianie, w ubiegłym roku „Spinacz” świętował swoje dziesięciolecie. Teraz otwieracie kolejną dekadę. Czy oznacza to, że festiwal czekają jakieś zmiany? Pojawi się jakiś powiew świeżości?
– Chciałbym, żeby to był festiwal przynajmniej dwudniowy. A najlepiej trzydniowy. Wierzę, że jeszcze przekonam do tego burmistrza Kolbuszowej i radę miejską, bo to oni są głównym sponsorem tej imprezy. Cieszanów ma Cieszanów Rock Festiwal i o tym małym miasteczku na Podkarpaciu wie już cała Polska. Powinniśmy zrobić tak samo, bo mamy wartość dodaną, czyli wspaniałą ekipę, która bez problemu jest w stanie zorganizować wielki festiwal. Taka impreza to dodatkowe korzyści dla małych miasteczek. W Cieszanowie czy Kostrzynie wszyscy mieszkańcy cieszą się z powodu tych imprez. To dla nich też fenomenalny biznes. „Spinacz” przy tych festiwalach jest, póki co, maleńką imprezą. Ale marzę o większej i wierzę, że druga dekada dla tej imprezy będzie przełomowa.
Ilu ludzi tak naprawdę stoi za przygotowaniami do „Spinacza”?
– Samych wolontariuszy jest kilkudziesięciu. Chociaż nie lubię tego określenia. To są prawdziwi organizatorzy. Poza tym, gdyby policzyć pracowników Fundacji na Rzecz Kultury Fizycznej i Sportu w Kolbuszowej, Miejski Dom Kultury, Urząd Miejski, pracowników Stowarzyszenia Studentów i Absolwentów Uniwersytetu Rzeszowskiego, to zbliżylibyśmy się do setki. A może byśmy ją przekroczyli. Swoją drogą – nie jesteśmy już młodzi. Całej ekipie blisko do trzydziestki. Rety, jak ten czas leci…
Kiedy zaczynacie przygotowania do tej imprezy?
– Wiesz, ja już w grudniu znam plan koncertu. Intensyfikacja prac następuje tak naprawdę na miesiąc przed imprezą. Miesiąc roboty i dzień zabawy. Dlatego festiwal powinien trwać dwa lub trzy dni.
Więcej w Korso nr 26/29.06.2016