Mistrzostwa zorganizowano w Katowicach. Zmagania trwały przez kilka dni, od 14 do 17 września. W zmaganiach brały udział 54 zespoły z całej Polski, blisko 170 osób, wśród nich była drużyna z Austrii, Czech i Wielkiej Brytanii.
Oficjalne zamknięcie mistrzostw zakończyło się w Parku Śląskim i przejeździe kolumny karetek.
Mistrzostwa Polski okazały się zwycięskie dla Podkarpackiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Mielcu, stacja w Kolbuszowej. Ratownicy zajęli trzecie miejsce na podium. W rozmowie z Korso ratownik Wojciech Machowski przybliżył nam, jak przebiegły zadania, z którymi musieli się zmierzyć.
Gratuluję trzeciego miejsca. Co pozwoliło wam stanąć na podium?
- Udało się nam w 14 konkurencjach zdobyć odpowiednią liczbę punktów, dzięki czemu stanęliśmy na trzecim miejscu. Między innymi wykazaliśmy się wiedzą i wspólną organizacją pracy.
Zadania były również sprawnościowe, ale większość z nich była zadaniami medycznymi. Tak to się odbywało, że dostawaliśmy telefoniczne zlecenie od dyspozytora, że w określonym miejscu jest zdarzenie, do którego powinniśmy się udać.
Jednym z zadań była próba samobójcza narzeczonych, gdzie musieliśmy w dwa zespoły prowadzić resuscytację poszkodowanych. Do naszych zadań należało znaleźć środki, którymi się zatruli. Na miejscu odkryliśmy list pożegnalny tych osób, który był napisany w śląskiej gwarze. Kolejnym zdaniem była pomoc górnikowi, który uległ wypadkowi w kopalni. Wywożony on był z szybu i trzeba było udzielić mu pomocy. Działo się to na terenie nieczynnej kopalni Luiza. To zadanie, jak i inne, było ciekawie zorganizowane.
A wasi przeciwnicy? Konkurencja była mocna?
- Bardzo mocno. Na mistrzostwa przyjechali najlepsi ludzie z całej Polski, którzy zakwalifikowali się we wcześniejszych zawodach. Byli też tacy, którzy chcieli się sprawdzić. Pierwsze miejsce oddaliśmy zespołowi, który w czerwcu w Opolu był na drugim miejscu za nami. Widać było, że bardzo dobrze przygotowali się do mistrzostw. Różnica między pierwszym a trzecim miejscem była dosłownie kilkupunktowa.
Jeżeli chodzi o punktacje i poziom wiedzy i umiejętności, to zawody pod tym względem były bardzo wyrównane. Kiedy usłyszeliśmy, że mamy trzecie miejsce, byliśmy bardzo zaskoczeni. Po wszystkich zadaniach odbyło się spotkanie, na którym konkurencje były szczegółowe omawiane.
Po omówieniu zadań była mała konsternacja, czy na pewno zrobiliśmy wszystko jak wymagali tego sędziowie. Przekazana została też informacja, co było ważne i za co można było zdobyć najwięcej punktów. Finalnie wyszło bardzo dobrze, daliśmy radę i sobie poradziliśmy.
Jak podeszliście do samych mistrzostw?
- Na pewno trochę była to forma zabawy. Oczywiście dreszcz emocji też temu towarzyszył, bo nie wiedzieliśmy, do jakich zadań wzywa nas dyspozytor. Za każdym razem zdarzenie było nakreślone, ale dojeżdżając na miejsce, okazywało się, że musimy zmierzyć się zupełnie z czymś innym.
Dla nas to duże doświadczenie. Kwestia możliwości sprawdzenia naszych umiejętności, a także sprawdzenie naszej współpracy w zespole. Zadania nie były łatwe, ale były do przejścia.
Ty, Damian Marut jak i Bartłomiej Śliwa pracujecie na co dzień ze sobą, to na pewno pomogło w organizacji wspólnej pracy.
- Tak, ale na co dzień pracujemy w zespołach dwuosobowych. Zawody są inne niż praca zawodowa o tyle, że mamy możliwość działania w trzy osoby. Jest wtedy łatwiej, bo mamy dodatkowe ręce do pracy.
Oczywiście po zawodach z innymi zespołami udało nam się zamienić parę zdań i wymienić doświadczeniami z przeprowadzonych zadań czy organizacji pracy w różnych jednostkach z całej Polski.
Ja z Damianem pracujemy 14 lat w zawodzie, Bartek 19 lat. Doświadczenie zawodowe mamy, co zdecydowanie nam pomogło w przejściu zadań na mistrzostwach. Ciężko byłoby wziąć udział w zawodach osobom, które nie miały z tym aż tak długiej styczności.
Mistrzostwa różnią się od prawdziwej pracy. Samo to, że już są trzy osoby, a nie dwie. Dodatkowo trzeba czasami dużo więcej zrobić, niż nam pozwalają nam na to przepisy. Część rzeczy, które wykonaliśmy podczas mistrzostw, było z zaznaczoną informacją, że wykraczamy poza możliwości podstawowego zespołu, którym na co dzień jesteśmy. Dodatkowo mieliśmy pozwolenie na wskazanie, co jeszcze moglibyśmy zrobić, gdybyśmy mieli dostęp do lekarza w danym momencie.
Jak to się stało, że znaleźliście się wśród najlepszych zespołów w Polsce?
- Początkowo w czerwcu byliśmy na zawodach w Opolu, które wygraliśmy. Można powiedzieć, że jako awans zostaliśmy zaproszeni do wzięcia udziało w ogólnopolskich mistrzostwach.
Czy czuliście drobny niedosyt, plasując się na trzecim miejscu po czerwcowych zawodach, gdzie wygraliście złoto?
- Broń Boże. W Opolu było 27 zespołów, w Katowicach mieliśmy do czynienia z 54 zespołami. To były mistrzostwa Polski, więc już naprawdę wstawili się sami fachowcy.
Traktujmy to jako ogromny sukces. Być w pierwszej trójce najlepszych zespołów w Polsce to dla nas bardzo duże wyróżnienie.
Fakt, są to symulowane zdarzenia, ale zawsze są one takie, które mogą zdarzyć się naprawdę. Samo zorganizowanie się, zebranie całego sprzętu, który może nam być potrzebny, bo nie będzie czasu wrócić się po niego do karetki. Wdrożenie procedur, użycie swoich umiejętności i doświadczenia było stresujące, żeby wszystko poszło tak jak powinno.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.