Straż pożarna wraz z Markiem Olszowym, powiatowym lekarzem weterynarii, w ubiegłym tygodniu spaliła kilka zarażonych uli na terenie powiatu kolbuszowskiego, w których wykryto zgnilca amerykańskiego.
- Pszczelarze muszą zgłaszać się do powiatowego lekarza weterynarii, jeśli zaobserwują objawy zgnilca u siebie w pasiekach
- apelują powiatowi lekarze weterynarii.
Jak informuje Marek Olszowy, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Kolbuszowej, w tym roku na terenie powiatu kolbuszowskiego spalono dotychczas pięć uli w miejscowości Leszcze.
W dwóch gminach
Ewa Leniart, wojewoda podkarpacki, wydała rozporządzenie, które w części dotyczy także powiatu kolbuszowskiego.
- Uznaje się tereny miejscowości Leszcze, Niwiska, Trześń, Hucisko, Zapole w gminie Niwiska oraz Huta Przedborska, Przedbórz, Domatków w gminie Kolbuszowa za obszar zapowietrzony i oznacza się go tablicami ostrzegawczymi o treści "Uwaga! Obszar zapowietrzony - zgnilec amerykański pszczół"
- czytamy w piśmie wojewody.
Rozporządzenie dotyczy także sąsiednich powiatów takich jak mielecki czy ropczycko-sędziszowski. Na obszarze zapowietrzonym chorobą zakazuje się przemieszkania, bez zezwolenia miejscowego powiatowego lekarza weterynarii, rodzin pszczelich, matek pszczelich, czerwia, pszczół, pni pszczelich, produktów pszczelich oraz sprzętu i narzędzi używanych do prac w pasiekach. Zakaz obejmuje także organizację wystaw i targów z udziałem pszczół.
Na obszarze zapowietrzonym nakazuje się posiadaczom pszczół zgłaszanie do Powiatowej Inspekcji Weterynaryjnej miejsc, w których przebywają zwierzęta z gatunków wrażliwych na śmiertelnego zgnilca amerykańskiego.
Oznakowanie tablicami ostrzegawczymi obszarów należy do obowiązku władz gmin, w tym przypadku do burmistrza Kolbuszowej i wójta gminy Niwiska.
Jest szansa
Jak mówi Jan Gorzelany, prezes Rejonowego Koła Pszczelarzy w Kolbuszowej, trudno przewidzieć tę chorobę i jej przebieg. Jest ona niewyleczalna, a jedynym sposobem, aby się jej ustrzec, jest ogień. Pali się zarażone ule wraz z zamieszkującymi w nim pszczołami i ich larwami i czerwiem.
Na zgnilca są jednak metody pośrednie. Jak wyjaśnia nam pszczelarz z wieloletnim doświadczeniem, taką metodą może być przenoszenie samych pszczół bez larw i czerwia do nowego czystego ula. Należy to robić kilkakrotnie. Wtedy jest szansa na uniknięcie dalszego rozprzestrzeniania się choroby. Należy pamiętać jednak, że wtedy trzeba dodatkowo dokarmiać pszczoły np. syropem cukrowym lub inwertami na bazie pszenicy czy kukurydzy.
W jednym ulu może żyć średnio ponad dwa tysiące pszczół. Zależy to od hodowcy, rodzaju pszczół czy nawet od pogody.
Nasz rozmówca podkreśla, że hodowanie pszczół wymaga bardzo dużo pracy, zaangażowania i przede wszystkim czasu.
Jan Gorzelany dodaje, że ten rok jest bardzo słaby, jeżeli chodzi o zbiór miodu. Pszczoły trzeba stale dokarmiać. W dobrym roku, jeżeli pogoda sprzyja i są dobre zbiory, z jednego ula hodowca jest w stanie wyciągnąć około 10 kg miodu.
Tylko dla pszczół
Zgnilec amerykański jest niebezpieczna tylko dla pszczół. Miód z zarażonej pasieki nie jest szkodliwy w spożyciu dla ludzi. Jest jednak bezwzględny zakaz sprzedaży miodu z zarażonych uli.
Pszczelarze mogą domagać się rekompensaty za spalone ule. Są jednak restrykcyjne warunki, które należy spełnić. Wyceny strat dokonuje specjalistyczna komisja. Na jej podstawie inspektorat weterynarii zatwierdza rekompensatę, wcześniej konsultując to z wojewodą. Odszkodowanie może dostać pszczelarz, jeżeli pasieka wcześniej była zarejestrowana, a liczba uli zgadza się z liczbą zarejestrowaną. Jeżeli wszystko jest zgodne z przepisami, wówczas zostaje wypłacone odszkodowanie dla hodowcy.
Procedura:
Początkowo Powiatowa Inspekcja Weterynaryjna pobiera próbki z ula i wysyła do laboratorium. Jeżeli wynik jest pozytywny na zgnilca amerykańskiego, wówczas wójt lub burmistrz powołuje zespół, który jedzie na miejsce, gdzie znajduje się zakażony ul.
Komisja szacuje na miejscu straty, następnie pszczoły są zatruwane, a kolejnego dnia ul wraz z martwymi już zwierzętami w środku jest palony. Miejsce zabezpiecza straż pożarna.
Cała pasieka co jakiś czas jest kontrolowana, aby sprawdzić, czy pozostałe ule nie uległy zarażeniu.
Odszkodowanie:
Odszkodowanie wypłacane jest hodowcy na podstawie oszacowania strat. Pod uwagę bierze się m.in. ceny rynkowe, stan ula, wielkość rodziny pszczół, ilość miodu itp. Średnio odszkodowanie sięga ok. 900 zł.