reklama

Taksówkarz z Kolbuszowej prawie jak ksiądz w konfesjonale [ROZMOWA]

Opublikowano:
Autor:

Taksówkarz z Kolbuszowej prawie jak ksiądz w konfesjonale [ROZMOWA] - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WIADOMOŚCIZa nami Dzień Taksówkarza, który obchodzony jest 30 sierpnia. Jak na prawdę wygląda ta praca? Swój zawód pomogli nam poznać kolbuszowscy taksówkarze. Panowie, Marian Wilk i Wojciech Zarecki, swoją pracę zaczęli kilka dobrych lat temu. Przykładem na to był fiat 125 p, którym jeden z taksówkarzy woził swoich klientów.

Czy praca, którą wykonujecie, to ciężki kawałek chleba? 

- To jeden z najcięższych kawałków chleba. Trzeba być dyspozycyjnym i na zawołanie każdego. Często jest tak, że położę się spać, a tutaj zaraz dzwoni telefon. Z tego żyjemy. Jeżeli nie będziemy do dyspozycji, to klient poszuka sobie kogoś innego. Ktoś może pomyśleć, że oni tylko siedzą i nic nie robią. Jednak tak to nie wygląda. Gdybyśmy pracowali po 8 godzin, to nie dalibyśmy rady urobić nawet na ZUS. 

 

Taksówkarz z przypadku, czy już wcześniej myślał pan o tym zawodzie?

- Jestem zawodowym kierowcą. Wcześniej prowadziłem autobusy, jednak po zmianach, jakie zaszły, trzeba było znaleźć nowe zajęcie. Razem z kolegą skończyliśmy samochodówkę, także nie jesteśmy z przypadkowej łapanki.

 

Często w mediach słyszy się o niebezpiecznych sytuacjach, które spotykają taksówkarzy. Macie czasami obawy?

Kolbuszowa to nie jest duże miasto, żeby się nie znało ludzi. Owszem, w dużym mieście gdzie jest gro obcych ludzi, strach może się pojawić, kierowca narażony jest na różnego rodzaju przykre sytuacje. Ale uważać trzeba zawsze. 

 

Długo siedzicie za kierownicą taksówki?

Ja już od 21 lat. A kolega już 39 lat. 

 

Jak na przestrzeni kilkunastu lat zmieniła się ta branża?

- Dzisiaj jest bardzo dużo samochodów. Z usług taksówkarzy korzysta ktoś, kto musi. Blisko 20 lat temu, kiedy staliśmy na postoju obok dworca, na trzy samochody mieliśmy wielu klientów. A teraz? Jeden samochód by nic nie zarobił. Teraz, kiedy ludzie wracają zza granicy swoje bagaże podają przez przewoźników i przylatują samolotami. Społeczeństwo robi się wygodne. Nie ma zresztą co się dziwić, jeżeli mają taką możliwość. Większość osób pracuje, dlatego starsi najczęściej korzystają z naszych usług. W takim przypadku zadowolenie jest po obu stronach, ponieważ taki emeryt nie musi nikogo prosić z rodziny, tylko dzwoni po nas i wtedy zawozimy go pod same drzwi, tam, gdzie potrzebuje. Teraz mamy zdecydowanie mniej kursów. Dawniej przynajmniej raz w tygodniu jechaliśmy z klientem do Warszawy na lotnisko. Teraz autobusy jadą pod lotniska. 

 

Słyszy się, że taksówkarz może przywieźć zakupy. To prawda?

Prawda jest taka, że jeżeli ktoś dzwoni, żeby zrobić mu zakupy, to nikt z nas nie biega po masarniach czy piekarniach. Jeżeli klient potrzebuje butelki alkoholu, to wolę mu ją przywieźć, niż jechać z nim, gdy jest on w stanie wskazującym na spożycie. Nie mam zresztą obowiązku wozić pijanego. 

 

Czy jest to praca 24 godziny na dobę?

- Różnie to bywa. Kiedy jednak jestem zmęczony, po prostu nie odbieram telefonu. Czasami zdarzają się takie sytuację, że klient w środku nocy dzwoni, że jest na rynku i trzeba go dowieźć pod dworzec. Niestety wtedy odmawiam, bo trasa ode mnie z domu jest dłuższa niż tam, gdzie oczekuje podwózki klient. Zdarza się też tak, że po kursie pasażer przypomina sobie, że nie ma pieniędzy. 

 

Można wyróżnić, które kurs są lepsze? Nocne czy dzienne? 

Kolbuszowa to nie miasto, które w nocy tętni życiem. Na tygodniu nocnych kursów jest bardzo mało. Nawet przez weekend młodzież jedzie ze znajomymi do Rzeszowa i tam się bawią. Kiedyś zdarzało się, że na weekendzie woziliśmy gości weselnych. Nawet w swojej karierze zdarzyło mi się kilka razy wozić młodą parę. Tak wtedy było. Teraz czasy się zmieniły i klient ma wiele opcji do wyboru. 

 

Czy macie swoich stałych klientów?

- Tak jak to jest w każdej branży. Oczywiście, że mamy. 

 

Może pan powiedzieć, że ta praca jest interesująca?

Powiem szczerze, że gdybym miał drugi raz podjąć decyzję o stanięciu na postoju, to mocno bym się zastanowić. W tej pracy nie ma tak, że z nadchodzącym weekendem ma się wolny czas. Inni się bawią, a my pracujemy. I to nie jest tak, że mamy z tego duże pieniądze. 

 

Oznacza to, że mają do was zaufanie. Podobno  taksówka to jeżdżący konfesjonał. Klienci mówią o swoich problemach?

- Różnie to bywa. Gdybym napisał książkę, to bez wątpienia byłby to bestseller (śmiech). Prawda jest taka, że to, co wiem ja i klient, zostaje pomiędzy nami. Tak jak ksiądz w konfesjonale. 

 

Można powiedzieć, że zwiększyła się świadomość ludzi i dzwonią po taksówkę, zamiast wsiadać po alkoholu za kółko?

- To na pewno. Ze względu na to, że samochodów coraz więcej zorganizowanie sobie transportu już nie jest takie trudne. Ale na pewno ludzie są bardziej odpowiedzialni. 

Jeżdżąc już tyle lat po drogach, na pewno widać zmiany. Co pierwsze przychodzi na myśl?

- Jakość dróg to pierwsze co pojawia się w głowie. Są one zdecydowanie lepsze. Na pewno też polepszyły się oznaczenia. Łatwiej znaleźć miejsce, do którego jedziemy. 

Co z tak zwanymi niedzielnymi kierowcami, zdarzają się tacy na drogach?

- Kto ma wprawę ten jedzie. Oczywiście, że są tacy, którzy zastanawiają się na skrzyżowaniu, kto ma pierwszeństwo. Tak też się tworzą korki.

Ilu taksówkarzy świadczy swoje usługi w Kolbuszowej?

- Jest nas pięciu. Zazwyczaj stoimy na rynku. 

Jak to się przedstawia w liczbach? Ile kilometrów pokonujecie w miesiącu? 

Teraz to jest w granicach od 2 tys. wzwyż. Dla porównania wcześniej robiło się 8 tys. km czy nawet 10 tys. km. 

Nie zapytałam jeszcze o najważniejsze, ile to kosztuje?

- To 2,40 zł od kilometra. Często jednak w grę wchodzi negocjacja z klientem. Przykładowo kurs do Krakowa wychodzi ponad 800 zł. Dlatego staramy się dopasować do pasażera. 

Lata temu jeździliśmy za 22 dolary do Warszawy. Pamiętam,jak kiedyś w latach 80., pewien mężczyzna chciał zrobić niespodziankę swojej rodzinie i przyjechał taksówką z Warszawy. Kiedy wyjeżdżał, zapytał mnie, za ile pojadę. Powiedziałem mu, że zawiozę go za 25 dolarów. On z wielkim zdziwieniem na twarzy zapytał, ile? Mówię mu, że się dogadamy, coś opuszczę. On znowu z wielkimi oczami pyta, ile? Odpowiadam, że się dogadamy. Wtedy on mi mówi. że jak przyjechał z Warszawy, to zapłacił 100 dolarów. Wszystko dlatego, że nie znał tutejszych realiów. Najważniejsze, że udało się zrobić niespodziankę i rodzina się ucieszyła. 

A jakie kursy wykonujecie najczęściej? Gdzie chcą jechać mieszkańcy? 

- Przeważnie są to kursy po naszym powiecie. Często ludzie potrzebują podwózki do lekarzy w Mielcu bądź do Rzeszowa. Trafią się też takie jak na lotniska do Krakowa czy Jasionki. 

Zdarzyło się tak kiedyś, że ktoś nie zapłacił za kurs i zwiał z samochodu? Co wtedy?

- Dawniej tak się zdarzało, teraz już tak nikt nie robi. Kazał zatrzymać się gdzieś na wsi i uciekł między płoty. Co wtedy? Nic, trzeba było wrócić dalej na postój. Teraz ludzie bardziej szanują czyjąś pracę. 

Gdyby miał pan powiedzieć, jakie są plusy tej pracy? 

- Myślę, że to, że sam sobie określam godziny pracy. Kiedy potrzebuję wolnego, nikogo o to nie muszę prosić. Wiadomo jednak, że pracuje się po to, żeby coś z tego było. Dlatego częste urlopy nie wchodzą w grę. 

Jakie macie plany? Ile będziecie jeszcze prowadzić taksówki? 

- Ile dam radę (śmiech). Jak będzie zdrowie, to będziemy myśleć co dalej. 

Rozmawiała Anna Pocałuń

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu m.in. czytać ekskluzywne materiały PREMIUM dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników i prowadzić dyskusję na portalowym forum i aby Twoje komentarze były wyróżnione.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE