Świętowanie Wielkiego Tygodnia rozpoczynała Niedziela Palmowa. Nasi przodkowie nie wyobrażali sobie, aby tego dnia nie poświęcić w kościele symbolicznej palmy. Te nieco różniły się wyglądem od znanych nam współcześnie. – Na naszym terenie palmy były niskie, miały zazwyczaj 40 – 50 centymetrów długości. Obowiązkowo musiały zawierać trzcinę, bazie, gałązki jałowca albo jakiegoś kolczastego krzewu. Najczęściej przyozdabiano je barwinkiem i całość owijano łykiem albo sznurkiem lnianym – wyjaśnia Jolanta Dragan, etnograf z Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej. Bibułkowe ozdoby, bez którym dziś trudno wyobrazić sobie wielkanocną palmę, pojawiły się nieco później. – Od zawsze palma postrzegana była jako symbol życia. Dołączanie pięknych, ale martwych kwiatów, niekoniecznie współgrało z wymową tego symbolu. Tym niemniej od wielu już lat przyjęło się, że palmę zdobi się kwiatami z bibuły. Jest to taki zupełnie nieszkodliwy powiew współczesności – zaznacza nasza rozmówczyni.
Krzyżyk na demony
Poświęcona palma miała uchronić ludzi i całe gospodarstwo przed działaniem złych mocy. Zaraz po poświęceniu domownicy mieli obowiązek zjeść "kotka", czyli bazię, co miało ustrzec przed chorobami gardła. Z pozostałych gałązek, z których wykonana była palma, robiono specjalne krzyżyki. – Te w Niedzielę Wielkanocną zatykano w rogi pola, żeby chroniły przed wszelkim nieszczęściem. Część przybijano także nad wejściem do obory, co miało uchronić zwierzęta. Ludzie głęboko wierzyli, że świat pełen jest tajemniczych sił, demonów, czarownic, które bardzo chciały zaszkodzić człowiekowi. Wieszanie krzyżyków było jednym ze sposobów ochrony – wyjaśnia etnograf.
Poświęconą palmę wieszano w izbie, za obrazem, albo ustawiano w oknie. W ciągu roku miała ona przede wszystkim chronić dom. – Już w Wielką Sobotę albo w Wielką Niedzielę, to zależało od miejscowości, a nawet od domu, gospodarz brał palmę i wodę, którą poświęcił wcześniej kapłan, żegnał się i obchodził wszystkie kąty w chałupie. Wodą święcił nie tylko izbę, ale także całe podwórko – zaznacza Jolanta Dragan. – Czasem, przy okazji różnych chorób, odpędzania jakiś niedobrych sił, chałupę trzeba było okadzić. Najczęściej używano wtedy wianków święconych podczas oktawy Bożego Ciała, ale bardzo często też kawałeczka palmy. Z kolei jak była burza, to zdarzało się, że w oknie, obok zapalonej gromnicy, kładziono także palmę. Ta, według wierzeń, miała chronić przed uderzeniem piorunów – wylicza nasza rozmówczyni. Palma miała też swoje zastosowanie w gospodarstwie. Używano jej m.in. podczas pierwszego wypasu krów. Z kolei fragment sznurka, którym wiązano palmę, wprawiano do bata i poganiano nim zwierzęta.
Więcej w 15 numerze Tygodnika Korso Kolbuszowskie