Jak to się zaczęło?
- Moja przygoda z malowaniem zaczęła się już w 2002 roku, malowałem graffiti po nocach. Nie było jeszcze wtedy murali. Zaczynałem jako artysta uliczny, malujący litery w Sanoku. Nie mówię o dewastacjach, bo miałem wtedy twórcze zamiary. To się jakoś tak powoli rozwijało, byłem wtedy w szkole średniej, w technikum geodezyjnym. W trakcie szkoły odkryłem swoje umiejętności i stwierdziłem, że może coś z tego być. Zacząłem później studia w Sanoku, wtedy jeszcze na kierunku edukacja plastyczna. Zauważyłem, że graffiti to nie tylko litery, ale też portrety. Będąc na studiach, podszkoliłem swój warsztat. Trafiały się nawet zarobkowe malowania. Uczyłem się różnych technik. Na studiach pierwszy raz zetknąłem się ze starą fotografią jako inspiracją do malowania. Właśnie malując ze starych fotografii, zrobiłem dyplom z malarstwa.
Skąd przychodzą inspiracje?
- Zawsze malowałem z fotografii. Jak tworzyłem jakieś rysunki czy obrazy, to z reguły nie lubiłem malować bezpośrednio z przyrody czy modela, tylko z fotografii. Na pracę licencjacką musiałem wybrać jakiś spójny temat, padło na stare zdjęcia, które miałem w domowym albumie. Zrobiłem taki cykl Sprawy Rodzinne ze starych zdjęć swojej rodziny. Stare zdjęcia, z drobnymi przerwami, były obecne w mojej twórczości, co jakiś czas wracały.
Wiem, że najbardziej lubisz, kiedy bazą dla twoich murali są stare ściany.
- To, co ja lubię w ścianach, to charakter, kiedy są podniszczone. Taką strukturę można wykorzystać jako fragment obrazu, żeby nie malować, powiedzmy na biało, nie robić podkładu, tylko bezpośrednio na niej zagruntować. Stara ściana i stara fotografia pięknie się łączą. Dzięki temu narodził się projekt Cichy Memoriał. Stodoły, szopy, chaty są to moje ulubione "płótna".
Osoby ze starych fotografii, które maluję, nie są przypadkowe. Nie chodzi o kwestię wizualną, estetyczną, jest ona ważna i potrzebna, ale najczęściej maluję dawnych mieszkańców wsi, gdzie oni żyli, pracowali. Gdybym w Weryni do dyspozycji miał miejsce na starej stodole, namalowałbym tam mieszkańców ze starej fotografii. Często jest tak, że maluję osoby, do których należała szopa, które kiedyś tam pracowały.
Dużo jest ofert, które odrzucam, bo to się mija z celem. Jak do kogoś przyjeżdżam i mam działać, to na 100 procent.
Taki był twój pomysł od samego początku?
- Pierwotnie na starych budynkach miałem malować portrety przypadkowych osób znalezionych w internecie. Pomyślałem, że podejdę do tematu ambitnie i pójdę o krok dalej, żeby stworzyć spójną historię tego miejsca.
Całą rozmowę przeczytasz w aktualnym numerze Korso Kolbuszowskie >>>
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.