Grzegorz Romaniuk urodził się 6 kwietnia 1963 roku w Kolbuszowej. Ma 61 lat. Prywatnie jest miłośnikiem sportu i podróży. Jest żonaty, ma dwoje dzieci.
Jest absolwentem Wyższej Szkoły Prawa i Administracji w Przemyślu. Uzyskał tytuł magistra na kierunku administracja ze specjalnością zarządzenie zasobami ludzkimi. Od wielu lat jest zawodowo związany z miastem i gminą Kolbuszowa. Znany ze swojej działalności sportowej i społecznej.
Od 2002 roku pełnił funkcję radnego Rady Powiatu Kolbuszowskiego, a w 2015 roku rozpoczął pracę na stanowisku prezesa Fundacji na rzecz Kultury Fizycznej i Sportu w Kolbuszowej. W kwietniu 2024 roku w wyborach samorządowych został wybrany na stanowisko burmistrza, deklasując swoich rywali i zdobywając ponad 60-procentowe poparcie.
W naszym wywiadzie burmistrz opowiada o wyzwaniach, z jakimi musiał się zmierzyć, porusza również kwestie związane z inwestycjami, zadłużeniem gminy, a także mówi o swoich największych marzeniach dotyczących przyszłości Kolbuszowej. Jakie innowacyjne rozwiązania chciałby wprowadzić? Jak widzi rozwój miasta za kilka lat?
W tegorocznych wyborach zdobył Pan 5909 głosów. Spodziewał się Pan takiej przewagi i zwycięstwa w pierwszej turze?
- Przede wszystkim zacznę od tego, że kandydując na burmistrza, wierzyłem w to, że uda się uzyskać bardzo dobry wynik. Natomiast nie przypuszczałem, że będzie to aż tak dobry wynik przy tak mocnej konkurencji.
Za Panem dwa miesiące działania na stanowisku burmistrza. Czy w tym czasie pojawiły się trudności, z którymi musiał się Pan już zmierzyć?
- Nie. Kadra, z którą przyszło mi współpracować, jest przygotowana do tego, by pomagać i wspierać mieszkańców gminy Kolbuszowa, więc kiedy przyszedłem do urzędu, przeprowadzili mnie przez wszystkie trudne tematy i na bieżąco wszystko było realizowane.
Podczas kampanii jako jeden z głównych celów wskazał Pan pomoc lokalnym przedsiębiorcom. W jaki sposób chciałby Pan to zrealizować, jak im pomóc?
- Tak, to prawda, i pierwsze kroki już poczyniłem. Udało się wiele pozytywnych rzeczy załatwić dla przedsiębiorców. W ciągu tych dwóch miesięcy spotkałem się z kilkoma z nich. Zakładam takie spotkania sukcesywnie organizować. Myślę, że przedsiębiorcy sami powinni ocenić, czy ta pomoc z mojej strony jest taka, jakiej oczekiwali. Najlepiej byłoby od nich się dowiedzieć, czy faktycznie realizuję swoje obietnice wyborcze.
Jakie konkretnie były to działania?
- Trudno mi jest się odnosić do tych wszystkich rzeczy, bo to były zarówno drobne, jak i większe sprawy. Przedsiębiorcy proponują rozwiązania. Ich działania dają życie gminie. Najważniejsza jest współpraca i wzajemne zrozumienie.
Śledzi Pan sytuację związaną z bezrobociem w gminie? Jakie działania może podjąć burmistrz, aby zwiększyć liczbę miejsc pracy?
- Takim pozytywnym efektem moich ostatnich działań są rozmowy prowadzone z przedsiębiorcą, który deklaruje zatrudnienie kilkudziesięciu osób w nowej firmie, którą zamierza wybudować na swojej działce w Widełce. Nie będzie tajemnicą, jeżeli powiem, że jest to branża samochodowa, ale też branża na styku lotniczym. Jesteśmy po rozmowach wstępnych. Czy to się powiedzie, trudno jest mi na razie ocenić. Myślę, że jeżeli chodzi o Kolbuszową, to przez te kilkanaście tygodni nie spotkałem się z większym problemem w zatrudnieniu, a wręcz przeciwnie bym powiedział - przedsiębiorcy szukają pracowników chętnych do pracy. Niestety, pomimo chęci pomocy z mojej strony nie wszystkie osoby bezrobotne są zainteresowane podjęciem pracy.
Jakie jest Pana największe marzenie związane z Kolbuszową, które chciałby Pan zrealizować podczas swojej kadencji?
- Największym moim marzeniem jest na pewno to, by pojawiały się nowe firmy na terenie gminy, ale też chciałbym, aby w naszej gminie osiedlali się nowi mieszkańcy. Uważam, że nasza gmina jest dobrym miejscem do życia. Świadczą o tym nie tylko certyfikaty przyznane na podstawie niezależnych danych, ale również fakt, że powstaje coraz więcej miejsc z myślą o młodych osobach i rodzinach, czy też osobach, które zechcą wrócić z zagranicy. Cały czas chcemy podejmować działania poprawiające warunki i jakość życia w gminie.
Dostał Pan gminę razem z ogromnym zadłużeniem, które wynosi około 50 mln złotych. Czy stać miasto na nowe inwestycje?
- Inwestycje, które w tej chwili są prowadzone, to kontynuacja rozpoczętych prac, na które są zabezpieczone środki. W tej chwili przygotowujemy nowe projekty i składamy wnioski na nowe inwestycje. Myślę, że przy dofinansowaniu, które pozyskamy, i naszym wkładzie tych 15 czy 20 procent, jesteśmy w stanie nadal naszą gminę rozwijać.
Zamierza Pan schodzić z zadłużenia? Oznacza to rezygnację z nowych zadań, a może zwolnienia w magistracie? Planujecie łączyć referaty czy tworzyć nowe?
- Nie, jeżeli chodzi o kwestie zwolnień, to nie zakładam żadnych zwolnień w urzędzie. Jeżeli już, to może inny model w kwestii funkcjonowania urzędu. Będziemy starali się schodzić z zadłużenia, ale może też być tak, że będziemy musieli zaciągnąć kredyt, który pozwoli nam, by ta płynność była zachowana. Zobaczymy. Po prostu tu jeszcze wszystko jest przed nami. Nie ukrywam, że wierzę, że subwencja wyrównawcza od rządu przyjdzie i pozwoli nam to w jakiś sposób dopiąć tegoroczny budżet. Musimy pewne rzeczy po prostu zmienić u nas w urzędzie, żeby funkcjonowało to tak, jak my to widzimy. Drastycznych zmian nie będzie.
Budżet obywatelski działa w wielu miastach w Polsce, m.in. w pobliskim Głogowie Małopolskim czy Mielcu. Pana zdaniem BO sprawdziłby się w Kolbuszowej?
- W pewnym sensie ten budżet obywatelski już u nas funkcjonuje, tylko inaczej jest skonstruowany - fundusz sołecki, środki dla zarządu osiedli. To jest chyba najlepsze rozwiązanie, bo dlaczego wskazywać tylko jedną inwestycję w gminie? Zawsze to będzie jakaś kontrowersja. Nie wiem, czy to jest takie dobre wyjście.
Czy są jakieś innowacyjne rozwiązania, które widział Pan w innym mieście, a które chciałby Pan wprowadzić w Kolbuszowej?
- Zastanawialiśmy się nad tym i mój pomysł sprzed roku był taki, by wydłużyć w jednym dniu pracę urzędu. Możliwość załatwienia swoich spraw w urzędzie do godziny 18.00 lub dwa razy w tygodniu do 17.00 - kosztem piątku, by w piątek o godzinie 12 zamknąć urząd. Jest to pomysł, nad którym w najbliższym czasie poważnie się zastanowimy. Uważam, że pracownicy są mocno obciążeni całym tygodniem, natomiast w piątek bardzo mało osób się pojawia w godzinach popołudniowych. To jest taka jedna rzecz, której chciałbym dla mieszkańców, ale i też dla lepszej pracy i funkcjonowania urzędu.
A co z poprawą bezpieczeństwa w mieście i gminie? Wspominał Pan podczas debaty o wsparciu ochotniczych straży pożarnych.
- Do tej pory wspieraliśmy i będziemy wspierać nadal straż pożarną. Straż jest dla mnie bardzo ważna. Widziałem strażaków w różnych akcjach w swoim życiu - od pożarów poprzez kwestie COVID czy wojny w Ukrainie aż po powodzie. Straż niesie pomoc mieszkańcom podczas niebezpiecznych wypadków czy zdarzeń, ale również aktywnie uczestniczy w życiu społecznym gminy. Podczas ostatnich zawodów strażackich byłem zbudowany postawą wszystkich strażaków i strażaczek. Ich dyscypliną, podejściem, taktem, kulturą, a przede wszystkim widziałem, jak się przygotowywali do tych zawodów. Byłem pod wrażeniem. Oni przecież robią to społecznie. Poprawiają swoją sprawność, żeby zadbać o nas, o mieszkańców. W dobie zagrożenia, jakie mamy za granicą, myślę, że to jedna z najważniejszych instytucji, która wspierałaby nas w razie, gdyby coś się wydarzyło. Oczywiście tutaj też nie można zapomnieć o służbie zdrowia, mimo że nie jest zadaniem naszym (gminy). Chciałbym, żeby ośrodki zdrowia w Widełce i w Przedborzu funkcjonowały tak, jak było to niegdyś. Na pewno nie jest to łatwe, ale jeden z przedsiębiorców był zainteresowany przejęciem tych dwóch ośrodków zdrowia. Ale to już jest jakby poza mną. To już dyrekcja SP ZOZ czy starostwo musieliby podjąć rozmowy.
Chodzą słuchy, że burmistrz chce wybudować przedszkole...
- Tak. Może kiedyś uda nam się wybudować ładne, duże przedszkole poza centrum miasta, żeby dzieci nie musiały oddychać spalinami. Myśleliśmy o Kolbuszowej Dolnej, za kaplicą. Duże przedszkole na kilkanaście oddziałów. Oczywiście, jeżeli będzie takie zapotrzebowanie, tego nie wiemy. W każdym razie taki byłby plan, żeby nasze dzieci miały większy komfort. Jest jeszcze pomysł, aby w trosce o dobro naszych najmłodszych mieszkańców wybudować żłobek w Widełce.
Niektóre miasta wprowadzają zakaz sprzedaży alkoholu po zmroku. Jest Pan za nocną prohibicją w Kolbuszowej?
- Z alkoholem i używkami zawsze walczyłem, mimo że nie jestem abstynentem. Przyglądając się temu przez wiele lat, uważam, że alkohol nie musiałby być tak szeroko dostępny, jak jest obecnie.
Wprowadzenie zakazu to byłaby kwestia najbliższych miesięcy, a może lat?
- Nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym. Patrzyłem na model skandynawski i w którymś z państw jest tak, że dwa razy w tygodniu można sobie kupić alkohol i wcale by mi to nie przeszkadzało w Kolbuszowej.
Jak widzi Pan przyszłość Kolbuszowej za 5-10 lat?
- Chciałbym bardzo, żeby miasto wyglądało kolorowo, zielono i było czyste. W tej kwestii będę podejmował szczególne wysiłki, aby miasto było zadbane, przyjazne, bezpieczne. Zależy mi na stworzeniu zaplecza sportowego w postaci boiska o sztucznej nawierzchni, może w perspektywie hali widowiskowo-sportowej. To by sprawiło, że nowi mieszkańcy i obecni będą chcieli tutaj mieszkać. Widzę naszą gminę jako atrakcyjną dla młodych ludzi, gdzie będziemy żyli razem w otoczeniu pięknej przyrody, bardziej spokojnie ciesząc się życiem. Tak bym chciał, żeby nasza gmina wyglądała. Chciałbym też poprawy jakości w naszych placówkach oświatowych. Myślę, że rodzice dojrzeją do tego, że ich dzieci muszą mieć równe szanse w nauce. Mała ilość dzieci w szkołach już zniechęca rodziców do zapisywania, co może spowodować, że niektóre mniejsze szkoły przestaną funkcjonować. Plener malarski, który jest u nas organizowany od lat, bardzo uatrakcyjnia naszą przestrzeń. Chciałbym, żeby młodzież i dzieciaki rozwijały swoje talenty. Może kiedyś uda się wybudować duży dom kultury, taki z prawdziwego zdarzenia, który byłby miejscem spotkań wielu pokoleń. Ten, który jest, działa naprawdę na 110 czy na 120 procent, więc jest obciążony i ciężko nawet wbić się z jakimiś zajęciami. Mamy problem ze schroniskiem dla psów. Ostatnio na spotkaniu w Urzędzie Marszałkowskim zaproponowaliśmy, aby środki finansowe w przyszłym roku pojawiły się na budowę takich schronisk. Jest tutaj dużo tematów, które są bardzo ciekawe. Wierzę w to, że przy moim zapleczu, przy mojej kadrze, która szeroko patrzy na naszą gminę, wiele rzeczy fajnych uda się zrobić. Jestem o tym przekonany.
Wspomniał Pan o naturalnym wygaszaniu szkół. Nie chciałby Pan zawalczyć o te placówki w mniejszych miejscowościach, aby przetrwały?
- Patrzę na to inaczej. Jest różnica w rozwoju interpersonalnym, gdy ma się trzech czy dwóch kolegów w klasie, a gdy jest 18 koleżanek i kolegów. W życie dorosłe później inaczej się wchodzi. Z zapleczem przyjaźni, sympatii. Oczywiście konkurencyjność pozwala na to, że nasze dzieciaki lepiej się rozwijają. Jestem po rozmowach z rodzicami, którzy sami powolutku widzą ten kierunek, że dzieci muszą się rozwijać. Myślę, że to tak będzie wyglądało. Propozycja moja dla rodziców była taka, że mogą założyć stowarzyszenie. Jeżeli nie, to będziemy funkcjonować w oparciu o dotychczasowe zasady. Jeśli stowarzyszenie przejmie szkołę, to wtedy rodzice będą mieli wpływ na wszystko, co się dzieje wokół szkoły. Będą mogli wnioskować o środki pomocowe, uatrakcyjnić swoje placówki bardziej. Finanse w przypadku oświaty, jakie one by nie były, jeżeli to jest dla dobra dziecka, to uważam, że nie powinno się oszczędzać. Trzeba pokazywać rodzicom, że to jednak rozwój, rozwój, jeszcze raz rozwój na tym etapie życia jest najważniejszy. Do tego natomiast jest potrzebne nie tylko zaplecze dydaktyczne, ale również środowisko rówieśników. Te przyjaźnie wszystkie zostają. Potem się do nich wraca. Patrzę, jak w niektórych szkołach jest kilkoro dzieci, a jak ktoś nie przyjdzie na lekcję, to zostaje jedna czy dwie osoby w klasie. To jest przykre.
Co dalej z krytą pływalnią Fregata? Miejsce to przynosi gminie więcej strat niż zysku...
- Nie ukrywam, że moim marzeniem jest, aby kiedyś udało się zrobić baseny na otwartym powietrzu, dlatego że mamy w Polsce coraz cieplejsze lata. Rozmawiałem z kierownikiem pływalni i może udałoby się znaleźć środki i naszą krytą pływalnię wzbogacić o niecki zewnętrzne, które uatrakcyjniłyby nasz basen. Do pływalni dokładamy ogromne pieniądze i w pewnym momencie może się tak stać, że utrzymywanie tego basenu będzie nierentowne. Jeżeli nie będzie wzmocnienia takimi działaniami, które pozwolą mu w lecie zarobić na siebie i pomogą w zimie przetrwać, to możemy kiedyś stanąć pod ścianą i będziemy musieli myśleć o zamknięciu basenu. Tak odważnie mówię, choć nigdy bym nie chciał do tego dopuścić. Miasto rocznie dokłada około trzech milionów złotych. To ogromne pieniądze. Liczba osób, która korzysta z basenu, to może być około 300, w tym dzieci i młodzież. Najmłodsi powinni zacząć korzystać z basenów, bo są programy przygotowane przez różne fundacje. Liczę na młodych rodziców, którzy zechcą spędzać czas z rodzinami na basenie, będą pokazywać dzieciom taką formę rozrywki. Zapytalem jedną z dziewczynek, ile razy była na basenie w ciągu czterech lat. Powiedziała, że dwa razy ze szkoły. Tak nie może to wyglądać. Gdybyśmy mieli zewnętrzne baseny, to jestem przekonany, że mielibyśmy ogromne obłożenie. Uważam, że to jest jedyny sposób. Teraz ciepły okres się wydłuża. Do września można by było korzystać, poleżeć w wodzie delikatnie podgrzanej, może z solarów. Tak to sobie wyobrażam.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.