Makijaż do trumny. Możliwość pożegnania z osobą, która wygląda spokojnie, jakby spała, to taka mała, ale ważna pociecha dla rodziny

Opublikowano:
Autor:

Makijaż do trumny. Możliwość pożegnania z osobą, która wygląda spokojnie, jakby spała, to taka mała, ale ważna pociecha dla rodziny - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WIADOMOŚCI Twarz kobiety wyraża spokój. Ma pięknie ułożone włosy, starannie zrobiony makijaż. Nie obejrzy się jednak w lustrze. Nie żyje. Wkrótce wyruszy w ostatnią podróż.

Jasne płytki, chłodna szarość stalowego stołu. Mimo że w tle szumi radio, odnoszę wrażenie, jakbym przeniosła się do innej rzeczywistości. Od czasu do czasu słychać pomruk włączającej się chłodni. Śmierć. Niby integralna część życia, ale strach przed śmiercią jest w naszej kulturze widoczny. Fakt tak naturalny, a jednak temat tabu. Milczącym towarzyszem rozmowy jest pani Zofia. Zmarła w szpitalu. - Nie ma tej iskry, prawda? - zagaduje Magda, widząc, że się przyglądam. Magda zaraz zacznie szykować panią Zofię do ostatniej drogi.

 

Chłód zmarłego

- Za pierwszym razem byłam mocno niepewna. Bałam się, co zobaczę, jak zareaguję. Tymczasem pierwsze wrażenie jakie odniosłam, było takie, że nikogo nie ma w środku. Ktoś zabrał się stąd i sobie poszedł - wspomina Magdalena. Wrażenie odniosłyśmy podobne. Jakie jeszcze odczucia kierowały Magdą, gdy pierwszy raz zajęła się zmarłym? - Chłód. Ten chłód zmarłego to jest coś, czego z niczym nie można porównać. To zaskakuje, ale tylko ten pierwszy raz, potem przestałam na to zwracać uwagę - mówi, zwilżając włosy nieboszczce.

Ciało pani Zofii zostało już umyte, teraz czas na włosy. W uniesieniu głowy zmarłej pomaga specjalna podstawka, którą wsuwa się pod kark. - Rodzina tej pani dostarczyła mi zdjęcie, na którym widać, jak lubiła się czesać. Tak ułożę włosy po wysuszeniu - wyjaśnia. Ze zdjęcia spogląda na nas uśmiechnięta starsza kobieta, siedząca w ogrodzie, w otoczeniu kwiatów. Porównanie zdjęcia kobiety za życia i leżącej przed nami postaci napawa nostalgią. Coś minęło bezpowrotnie.  W tym ogrodzie już nigdy nie pojawi się ta konkretna osoba. Gdy włosy są suche, następuje czesanie. Delikatne, miękkie pociągnięcia grzebienia. - Wiesz, tutaj się łapie dobrą perspektywę, dobre spojrzenie na świat. Teraz jesteś, za chwilę może cię nie być. Dlatego nie warto się przejmować pierdołami - snuje swoją opowieść Magdalena i zmienia rękawiczki. - Wszyscy się dziwią, jak zajmując się zmarłymi, można mieć tak pogodne usposobienie. A może właśnie dlatego? No Pani Zosiu, da Pani rączkę - zwraca się bezpośrednio do kobiety leżącej na stole. Magda lubi wiedzieć, jak miała na imię osoba, którą się zajmuje. W trakcie wszystkich zabiegów zwraca się do niej po imieniu.

 

Mit o łamaniu kości

Ręka kobiety zmarłej, dotychczas leżąca blisko tułowia, stawia opór. Magda przytrzymuje kończynę i stosując delikatny nacisk, zaczyna nią poruszać. Przywodzi to na myśl ćwiczenia fizjoterapeutyczne. To rigor mortis, czyli stężenie pośmiertne. - Kiedyś poproszono mnie o ubranie do trumny mamy, mojej znajomej. Znajoma prosiła mnie, żebym jej mamie krzywdy nie zrobiła, kości nie połamała - wspomina. Jak się okazuje, nic takiego nie ma miejsca. To mit. - Żeby do czegoś takiego doszło, to albo trzeba być za przeproszeniem idiotą, albo zmarły musiałby mieć kości kruche jak papier. Przełamuje się stężenie, nie kości - wyjaśnia.

Stężenie pośmiertne powstaje na skutek procesu chemicznego zachodzącego w mięśniach. Magda zaznacza jednak, że nie zawsze przełamywanie stężenia idzie tak łatwo. - Gdy śmierć jest poprzedzona dużym wysiłkiem fizycznym, albo drgawkami, wtedy stężenie jest bardzo silne i muszę prosić kogoś o pomoc. Ale nawet wtedy nie ma mowy o łamaniu kości! - uspokaja. Rigor mortis pojawia się kilka godzin po śmierci, ale w przypadkach zgonu poprzedzonego dużym wysiłkiem fizycznym może pojawić się natychmiast. Nasza bohaterka opowiada o przypadku z Ameryki, gdzie człowiek ścigał swoją ofiarę z nożem w ręku. Gdy został zastrzelony, niemal natychmiast jego ciało opanowało stężenie pośmiertne tak, że zastygł, mocno ściskając w dłoni nóż.

 

Do zmarłych trzeba mówić

- Zawsze rozmawiam z osobami, którymi się zajmuję. Lubię wiedzieć, jak mają na imię.      Informuję, co będę robić, mówię na przykład: "Panie Wiesławie, teraz pana ogolę. Brodę wyżej proszę" i można się z tego śmiać, ale lepiej mi się wtedy pracuje. Może to niedorzeczne, ale mam wrażenie, że współpracują. Czasami się zastanawiam, jacy byli, jak żyli. Miałam tu raz bardzo drobniutkiego dziadeczka, który był cały pokryty tatuażami, można się więc domyślać, że było z niego niezłe ziółko - uśmiecha się. - Miałam też panią, po której widać było, że ciężko chorowała. Rozmawiałam z nią o tym, że z pewnością była bardzo dzielna i że teraz już nic nie boli -  wspomina Magdalena.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu m.in. czytać ekskluzywne materiały PREMIUM dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników i prowadzić dyskusję na portalowym forum i aby Twoje komentarze były wyróżnione.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE