Kiedyś grał pan w ekstraklasie, a potem pracował m.in. w młodzieżowych reprezentacjach Polski. Jak się pan odnajduje w realiach klasy B?
- Po kilkudziesięciu latach spędzonych poza domem stwierdziłem, że czas odpocząć. Tego, co zobaczyłem i przeżyłem, nikt mi nie zabierze. W Ostrowach Tuszowskich jestem tak samo zaangażowany jak w prawie 40 lat temu, gdy walczyłem o miejsce w pierwszej reprezentacji Polski.
Józefa Młynarczyka trudno było wygryźć ze składu.
- Nie tylko Młynarczyk był dobry. Walczyłem o miejsce w składzie z Jackiem Kazimierskim i Piotrem Mowlikiem. Kazimierski grał w Legii, ja w Stali Mielec, ale nie myślałem, że on ma łatwiej, by wejść do kadry. Starałem się, zagrałem w dwóch towarzyskich meczach w 1981 roku w Japonii. Dwa razy wygraliśmy z miejscową reprezentacją: 4:2 i 4:1. Do kadry na mistrzostwa świata w 1982 roku jednak się nie załapałem. Wizyta w Japonii mnie jednak wiele nauczyła.
To z naszego punktu widzenia inny świat.
- Zdecydowanie i nie chodzi mi o technologię, dobrobyt. Europa też jest coraz bogatsza, stale się rozwija. Japończycy darzą się ogromnym szacunkiem, są niesamowicie pracowici, pozytywnie nastawieni. Jak ukłonisz się komuś na ulicy, to w rewanżu otrzymasz jeszcze większy ukłon. To było dla mnie niesamowite przeżycie. Zresztą dzięki piłce poznałem więcej ciekawych miejsc na świecie.
Więcej w 4 numerze Tygodnika Korso Kolbuszowskie