Mieszkańcy wioski mieli się skarżyć Julianowi Kłodzie, czyli swojemu przedstawicielowi w radzie miejskiej. Zarzucali mu, że górniacy w jednym roku doczekali się budowy ponad 2,5-kilometrowego odcinka deptaku, a w ich miejscowości chodnik powstaje na raty już od kilku lat.
Chcę to wyjaśnić
- Ktoś mi zarzuca: zobacz, jak na całej Górnej budują chodnik i są pieniądze, a u nas po takim kawałeczku - mówił na grudniowej sesji Julian Kłoda.
Z prośbą o wyjaśnienie tej sprawy samorządowiec zwrócił się do burmistrza Kolbuszowej. - Mieszkańcy albo nie wiedzą, albo udają, że nie wiedzą, skąd idą pieniądze na te inwestycje i takie nieporozumienia powstają. Dlatego chciałem to wyjaśnić, bo nie każdy jest zorientowany - argumentował radny Kłoda.
Dekada czekania
Jan Zuba na samym początku zaznaczył, że Kolbuszowa Górna na kontynuację chodnika przy "dziewiątce" musiała swoje odczekać. Dokładnie dziesięć lat. - W 2007 roku gmina Kolbuszowa rozpoczęła prace projektowe tego chodnika po prawej stronie drogi krajowej. Trwało to długo, bo nie było pasa drogowego i trzeba było uzgodnić przebieg chodnika przez tereny prywatne. W 2011 roku dokumentacja była gotowa, ale nie było pieniędzy na realizację. I to nie w budżecie gminy, bo ich nigdy nie będzie na realizację tak drogich inwestycji przy drogach krajowych, ale w Generalnej Dyrekcji Dróg - mówił burmistrz. - Potem pojawił się program poprawy bezpieczeństwa w ruchu drogowym dotyczący całej Polski. Nasze potrzeby znalazły się w tym programie, ale na bardzo odległym miejscu listy. Każdy kolejny rok przybliżał nas jednak do tego, że w końcu ten chodnik został zrealizowany - dodał.
Więcej w 3 numerze Korso Kolbuszowskie