Radni miejscy podczas ostatniej sesji (29 września) nie szczędzili słów krytyki pod adresem Józefa Kardysia i Zbigniewa Strzelczyka. Samorządowcy mieli za złe, że panowie nie pojawili się na obradach, podczas gdy jednym z omawianych punktów była informacja na temat trudnej sytuacji oddziału ginekologiczno-położniczo-noworodkowego. – Nie ma wytłumaczenia dla tego,że nie ma tutaj przedstawicieli organu prowadzącego lub też dyrekcji szpitala. Można próbować wytłumaczyć taką postawę, ale się nie da – mówił radny Waldemar Macheta, niegdyś wicestarosta powiatu kolbuszowskiego.
Przytakiwał mu Paweł Michno: - Żałuję, że nie ma dzisiaj na sali nie tylko pana starosty i pana dyrektora, ale nawet żadnego przedstawiciela tych instytucji. Mamy troszeczkę regres, dlatego że w ubiegłym roku był przynajmniej zastępca dyrektora. W tym roku nikt nas po prostu nie zaszczycił. Ja czuję się zignorowany w tym przypadku. Sądzę, że wielu radnych też.
„Pyskówka”, nic więcej
Zapytaliśmy, dlaczego mimo zaproszenia panowie nie pojawili się na sesji. Obydwaj przyznali, że ich obecność na obradach nie rozwiązałaby problemów oddziału ginekologiczno-położniczo-noworodkowego, gdyż z zawiadomienia, jakie otrzymali, wynikało, że podczas debaty relację z funkcjonowania oddziału zdawać będą jego pracownicy. – Mogłoby dojść do nieprzyjemnej wymiany zdań. Wiadomo, że w emocjach można powiedzieć takie słowa, których się później żałuje. Nas byłoby tylko dwóch, a przeciwko sobie mielibyśmy większość, która nie do końca była zorientowana w sytuacji oddziału. To mogłaby być niepotrzebna „pyskówka” i tyle – powiedział Józef Kardyś, starosta kolbuszowski.
Więcej w 41 numerze Tygodnika Korso Kolbuszowskie