Jerzy Wilk ma 62 lata, jest żonaty i posiada trójkę dzieci: Łukasza, Joannę i Przemysława. Interesuje się myślistwem i rolnictwem. Jest absolwentem Politechniki Krakowskiej - Wydziału Inżynierii Lądowej.
Ukończył Studium Prawno - Samorządowe w Instytucie Nauk Prawnych PAN o specjalizacji Zarzadzanie w Polskiej Administracji Publicznej oraz studia podyplomowe na kierunku Audytor Energetyczny.
Z włodarzem, który swoją funkcję sprawuje nieprzerwanie od 23 lat, rozmawiamy o trudnych początkach, planach i perspektywach na przyszłość, wydatkach i nadchodzącej wolnymi krokami emeryturze.
Z czym kojarzy się panu gmina Majdan Królewski?
- Tu się urodziłem, tu mieszkam sześćdziesiąt parę lat. To jest środowisko, w którym się wychowałem, żyję, pracuję. Z tej racji, będąc tu, gdzie jestem, chciałoby się coś dla tego środowiska pozytywnego i dobrego zrobić. Przynajmniej próbuję.
Pana poprzednik śp. Tadeusz Cebula był wójtem z powołania, którego wspominają do tej pory liczni mieszkańcy. Dla wielu był to człowiek-legenda. Myśli pan, że udało się go godnie zastąpić?
- Poprzeczkę, którą podniósł wójt Cebula, była tak wysoko ustawiona, że łatwiej było podejść niż przez nią próbować skakać. Parę lat pracowałem w urzędzie, gdy tę funkcję pełnił wójt Cebula. Po jednej czy dwóch rozmowach zaczęliśmy szanować swoje zdanie. Zdarzało się, że mieliśmy zupełnie odmienne. Była jedna czy dwie męskie rozmowy i potem pracowaliśmy razem. Czy godnie go zastąpiłem? Nigdy tak nie stawiałem sprawy. Zawsze miałem duży szacunek do śp. Wójta Cebuli i tego, co zrobił dla naszej gminy. Myślę, że co nieco i mnie udało się zrobić. Ocenę pozostawiam mieszkańcom.
Jak trafił pan do urzędu gminy w Majdanie Królewskim? Jak to wszystko się zaczęło?
- W 1998 roku wystartowałem w wyborach samorządowych. Zostałem wtedy radnym powiatowym. Później zostałem członkiem zarządu i wicestarostą kolbuszowskim. Trzy lata pracowałem w starostwie, ale sprawy gminy Majdan Królewski zawsze były mi bliskie. Stało się, jak się stało, że w międzyczasie wójt Cebula odszedł i została złożona mi propozycja, żeby tutaj wrócić. Powiem wprost. Wójta nie było, nie było więc kogo słuchać. Trzeba było się z tym mierzyć samemu. Nawet jeżeli ta propozycja była już wtedy złożona, to nie było tak, że zacząłem klaskać w dłonie i było hurra, optymizm. Wójt Cebula to był człowiek-legenda, miał opinię bardzo dobrego gospodarza i w dobrym kierunku prowadził wszystkie sprawy gminy. Przejąć po jego śmierci funkcje wójta to było wyzwanie, za które nikt nie chciał się wziąć. Zwyciężył chyba lokalny patriotyzm, moje ambicje i chęć pracy dla swojego środowiska. Dziś nie ma co porównywać tego, co zrobił wójt Cebula, z tym, co zrobiono po jego śmierci. Są tematy zupełnie różne, różne okoliczności, różne warunki zewnętrzne. To wszystko ma wpływ.
Największe atuty gminy Majdan Królewski to...
- Jest pięknie, po prostu. Jakby pojechać w góry, to trzeba się wspinać, męczyć, a tutaj jest łagodnie, pagórkowato i lasów dużo. Jeśli chodzi o walor, który uważam za bardzo ważny, to jest to, że jest to idealne miejsce do zamieszkania. Brakuje nam co prawda atutów, które mają inne gminy i miasta, czyli przemysłu i miejsc pracy. Głównie chodzi o kobiety. Gmina Majdan Królewski jest jednak miejscem, z którego jest blisko chociażby do Tarnobrzega, Mielca, Stalowej Woli czy Nowej Dęby.
Jakie są obecnie perspektywy na tworzenie nowych miejsc pracy na terenie gminy? Śledzi pan problem bezrobocia? Są tu miejsca dla inwestorów?
- W zasadzie my jesteśmy jako gmina sypialnią dla tych ośrodków, gdzie się coś dzieje. Do Mielca dojeżdża sporo osób, nawet z grona moich najbliższych. Trwa ten dojazd, ale jednak pracują i są zadowoleni. Jeśli chodzi o tworzenie nowych miejsc pracy, to przez parę lat w 2002, czy 2003 roku udało nam się wydzielić tereny z tarnobrzeskiej specjalnej strefy ekonomicznej. Stało to parę lat, my ogłaszaliśmy się tu i ówdzie i jakoś nikt się do tego nie garnął, bo większość inwestorów wolała tereny w Tarnobrzegu, Mielcu czy Nowej Dębie. U nas to nie wystartowało wtedy. Ale nie powiem, teraz mamy przy ul. Bachnat trochę gminnych terenów, które były swego czasu usługowo-produkcyjnie zainwestowane. To powraca. Jest tam betoniarnia, jest firma, która zajmuje się przetwórstwem drewna. Pomału się to odradza. Jest to jednak branża bardziej dla mężczyzn niż kobiet. Panie mają o tyle utrudnioną możliwość zatrudnienia, że o dzieci trzeba zadbać, śniadanie przygotować i do szkoły wyprawić. Mężczyznom jest znacznie łatwiej.
Nie jest tajemnicą, że stawia pan na rozwój infrastruktury drogowej. Ile tego typu inwestycji jest jeszcze w planach?
- To nie wynika nawet z mojego upodobania, ale od strony technicznej to wygląda i tak to się dzieje, że najpierw trzeba zakopać kanalizację, potem odczekać rok, dwa, a nawet pięć, żeby to osiadło i dopiero wejść z powrotem w ten teren i zacząć budować drogę. Pierwsze, co było, to udało się skończyć wodociągi, jeszcze za rządów wójta Cebuli. Jeśli chodzi o kanalizację, kiedy wróciłem po trzech latach z Kolbuszowej do Majdanu, to szacunkowo określiłbym, że zakres zbudowanej kanalizacji wynosił około 40 procent. Pozostałe 60 procent trzeba było zbudować od 2001 roku. Było to budowane praktycznie do 2007 lub 2008 roku. Potem jeszcze niewielkie enklawy były dobudowywane, nawet w tym roku jest przetarg ogłoszony na ul. Stawek. Tam jest kilkanaście budynków, które można będzie podłączyć. Pierwsze asfalty, które udało się zrealizować, to był 2003 rok. Staram się, aby co roku jakiś odcinek został zrobiony. Trzeba też mieć na uwadze, że to, co zbudowane, na właściwym poziomie trzeba utrzymać. Nie może być tak, że budujemy drogi i potem przez pięć czy dziesięć lat na te drogi nikt nie zagląda. Jeżeli nie dba się właściwie o majątek, który udało się kiedyś wytworzyć, to on się bardzo szybko degraduje. To jest tak, jakby ktoś sobie nie naoliwił zamka w drzwiach, to za chwilę on się przestanie odmykać i klucz się nie przekręci. Trzeba też zadbać o doposażenie w sprzęt, który pozwoli to właściwie utrzymać. To są kwoty milionowe.
Jakie inne inwestycje, poza drogami, uważa pan za priorytetowe dla gminy Majdan Królewski?
- W tej chwili drogi są jednym z głównych priorytetów, choć nie powiem, że najważniejszym w tym roku i w tym budżecie. Jeśli chodzi o inne tematy, to po 2018 roku, kiedy miałem tutaj ekspertów od badania wód geotermalnych na terenach gminy, to okazało się, że ciepłej wody nie ma u nas wcale. Odpuściłem sobie geotermię. Pieniądze, które były zaoszczędzone na ten cel, zostały ukierunkowane pod kątem energii odnawialnej pod postacią paneli fotowoltaicznych. Wówczas byliśmy gotowi do zbudowania farmy o mocy ok. 3 MW. Jeden megawat kosztował wówczas dwa miliony złotych. Nie szukając "wuja sponsora", byliśmy gotowi praktycznie sami do tego podejść. Jednakże polskie realia spowodowały, że mamy 2024 rok, ja mam ogłoszony przetarg, ale jestem w sytuacji, że polska energetyka nie zgodziła się na to, żeby gmina budowała 3 MW, wyraziła jedynie zgodę na 1,3 MW, czyli nawet nie pół z tego, na co byliśmy przygotowani. Pięć czy sześć lat przepychanek. Niejednemu mogłyby opaść ręce. To pokazuje, jaki wpływ ma czynnik zewnętrzny, a nie my sami. To był jeden z kierunków, którego uważałem, że należałoby się podjąć, ponieważ wówczas zabezpieczylibyśmy swoje potrzeby energetyczne, a tworząc spółdzielnię energetyczną, moglibyśmy ewentualnie z którymś przedsiębiorcą nawiązać współpracę, aby mógł kupić od nas tę tańszą energię, jeżeli stworzyłby ileś miejsc pracy. Może to by się udało. W sytuacji, którą mamy teraz, te 1,3 MW mocy praktycznie wystarczy na pokrycie potrzeb tylko i wyłącznie gminy, bo zarobić się już na tym raczej nie da.
Co z oczyszczalnią ścieków w Majdanie Królewskim? Mówi się, żę jej wydajność jest za niska i może nie wystarczyć.
- To duży kaliber. Jak tu trafiłem w 2001 roku, to wtedy była już na etapie modernizacji. Po sześciu latach eksploatacji okazało się, że jej wydajność jest za niska, żeby można było wpinać kolejne miejscowości - Hutę Komorowską i Komorów. Wtedy równolegle była przygotowywana dokumentacja na budowę kanalizacji w Hucie z tego względu, że większość zabudowy tej miejscowości leży w obszarach chronionych ze względu na strefę ujęcia wody i trzeba było te ścieki jak najszybciej stamtąd wyprowadzić, żeby nie dostawały się do gruntu i nie pogarszały parametrów wody, którą chcemy pompować i podawać jako wodę pitną. Podobnie było w Komorowie, chociaż tu można było trochę spokojniej podejść do tematu. Już wtedy okazało się, że oczyszczalnia w Majdanie ma za małą przepustowość, żeby przyjąć ścieki z Komorowa, Huty i Majdanu, bo tak wyglądała cała zlewnia. Została ona więc zmodernizowana i uzyskała przepustowość ponad 500 m3 na dobę. Teraz okazuje się, że liczba mieszkańców tej zlewni znacząco się obniżyła. Z kolei ścieków jest coraz więcej. Wniosek jest prosty - już nikt nie pierze w pralce Frani, nie chodzi do toalety na zewnątrz. Dziś wszystko odbywa się w komfortowych warunkach i wszystko trafia do oczyszczalni. Zachodzi teraz potrzeba, żeby oczyszczalnię w Majdanie rozbudować. Wiąże się to z tym, że poza zapleczem socjalnym i budynkiem warsztatowym resztę trzeba zrównać z ziemią, bo nie mamy na tyle terenu, żeby budować odrębną nitkę, a to zostawić nawet na czas budowy. Stąd jest już opracowana dokumentacja i pozwolenie w zasięgu ręki, aby wykonać manewr, który będzie polegał na tym, że w tym miejscu powstanie cała nowa technologia pozwalająca dobowo uzdatnić te 950 m3. Na czas realizacji tego tematu część ścieków będzie mogła być przepompowana na oczyszczalnię w Rusinowie. Tam może uda się skrócić cykl z ośmio- do sześciogodzinnego i wtedy zyskałby jeszcze raz w ciągu doby możliwość napełnienia wszystkich zbiorników i uzdatnienia. Czy nam to wystarczy, żeby wszystkie ścieki tam przesłać i uzdatnić? W tej chwili nie chce wypowiadać się wiążąco. To się dopiero okaże. Tego zadania nie można odkładać daleko w czasie, to kwestia myślę roku, góra dwóch i Majdan będzie stał w sytuacji, że już nie będzie w stanie uzdatnić wszystkich ścieków tutaj. Nawet jeśli nie uda się wybudować nowej oczyszczalni w tym czasie, to ich część będzie mogła być przesyłana bajpasem do Rusinowa, która posiada jeszcze niewielki zapas mocy i jest w stanie przyjąć więcej ścieków niż w tej chwili.
Jest pan na stanowisku od 23 lat. Co dla pana, jako wójta, jest największym sukcesem, z czego jest pan najbardziej dumny?
- Do wszystkiego podchodzę ze zdecydowaniem, że jak już się za coś biorę, to chcę to w miarę szybko doprowadzić i zrobić, jak miałem w założeniach. Taki "mercedes", który się udało, to jest ta oczyszczalnia w Rusinowie. Ile razy tam jestem, to tak samo zajeżdżam i odjeżdżam z uśmiechem. W 2005 roku twierdzili, że będzie musiało tam pracować siedmioro ludzi. Tam nie pracuje nikt, jest jedynie dozór, a obsługa odbywa się przez laptopa. To zostało zrobione porządnie. Betony, chromonikle, bariery, poręcze - wszystko się świeci. Jak się świeciło w 2005 roku, za chwilę będzie 20 lat, dalej się świeci - jakie było, takie jest. Wiadomo, elementy, które tam pracują, zużywają się - dyfuzory, które napowietrzają ścieki, dmuchawy, które pompują powietrze. To jak z klockami w samochodzie. Wymienia się to, co się zużywa. Ale wygląda wszystko tak samo jak 20 lat temu. To dla mnie pewna satysfakcja, że udało się. Udało się też to, że wtedy, kiedy ta oczyszczalnia była budowana, zakwalifikowaliśmy się w dwóch działaniach do dofinansowania i wtedy pozyskaliśmy coś w granicach 10 mln złotych. Także my ze swoich pieniędzy niewiele dokładaliśmy do tego tematu. Głównym uzasadnieniem było to, że nic nie da wybudowanie samej oczyszczalni, bo ona nie ruszy z miejsca, bo nie będzie ścieków. A z drugiej strony, jeśli dadzą nam pieniądze tylko na budowę sieci kanalizacyjnej, to też nie rozwiązuje problemu - bo tych ścieków nie będzie gdzie skierować.
Co z planami dotyczącymi miejsca rekreacyjnego, które miało powstać przy zbiornikach wodnych w Krzątce i Majdanie Królewskim?
- Dokumentacja na inwestycje w Krzątce i w Majdanie Królewskim jest opracowana. Obecnie czynione są starania o uzyskanie pozwoleń na budowę. Realizacja tych inwestycji uwarunkowana jest pozyskaniem środków zewnętrznych z uwagi na znaczny koszt ich realizacji. Póki co czekamy na ogłoszenie naborów na te projekty ze środków unijnych. Jeśli pieniądze się znajdą i program ruszy, jesteśmy gotowi dokumentacyjnie i z własnego budżetu jeśli trzeba możemy parę złotych dołożyć. Mam nadzieję, że nasze projekty nie zostaną na półce, a będą realizowane. Miejsce do rekreacji jest potrzebne, to się zgadza, ale ja uważam, że na pierwszym miejscu jest gospodarka i rozbudowa infrastruktury technicznej i społecznej.
W sąsiednich gminach pojawiły się dwie nowe kobiety na stanowiskach wójtów. Jak wyobraża pan sobie współpracę z nimi?
- Przede wszystkim gratuluję paniom wyboru na stanowisko wójta. Z poprzednimi wójtami współpracowało mi się bardzo dobrze i myślę, że mimo zmiany dalej tak będzie. To nie są osoby, które dopiero zaczynają karierę zawodową. Zarówno jedna, jak i druga pani, pewne doświadczenie ma za sobą, przepracowały po kilkanaście lat czy więcej. Wyborcy tak zdecydowali i należy to uszanować. Ja życzę im jak najlepszych efektów i uważam, że z sąsiadami trzeba współpracować i żyć w zgodzie. Kwestia także tego, jaką poprzeczkę sobie postawią i jakie cele będą uważały za właściwe. Patrząc na gminę i te sprawy, które są tu do załatwienia, to z mojego punktu widzenia najważniejsza jest gospodarka.
Jak wójt podchodzi do tematu pożyczek? Gmina ma prawo się wspomóc finansowo?
- Pożyczone trzeba oddać. My nie pożyczamy, bo nie mamy z czego oddać, jesteśmy za biedni by pożyczać. Co niektórzy byli chyba bogaci, bo pożyczali. Spotkałem się kiedyś ze stwierdzeniem, że "tobie dobrze gadać, bo nie masz "garba" i nie musisz spłacać". Ale ja nie brałem na wasze konto, tylko sami braliście, więc trzeba się z tym liczyć. Jak coś się bierze, to trzeba oddać i jeszcze dołożyć do tego odsetki. To można wszystko wyliczyć. Nie twierdzę, że nie robi się takich rzeczy. Można to robić, ale uważam, że tylko na rzeczy, które są jednorazowe inwestycyjnie. Realizujemy temat i zamykamy temat. Potem przez jakiś czas spłacamy i mamy temat zamknięty. Nie na takiej zasadzie, że brakło nam tu, to pożyczymy, a potem żeby spłacić, to znowu pożyczymy. I bawimy się w takie błędne koło.
Gmina Majdan Królewski rozważa przyłączenie do powiatu tarnobrzeskiego, skoro Raniżów groził przyłączeniem się do powiatu rzeszowskiego?
- W momencie, kiedy gmina Majdan Królewski trafiła do powiatu kolbuszowskiego, to sam byłem zdziwiony. Wcześniej Majdan był związany cały czas z Tarnobrzegiem, tam był urząd rejonowy. Po uzgodnienia wszystkich tematów jeździło się tam. Potem trafiło to wszystko do Kolbuszowej. W tym pierwszym okresie byłem zaskoczony. Po parunastu latach to ani tutaj nie widzę optymizmu, ani tam. Nie chcę się wypowiadać, co by było i jak by było, bo tam nie jesteśmy. Na razie nie słyszę krytycznych wypowiedzi na ten temat. Teraz kurz opadł, temat ucichł i nie ma sensu do tego tematu wracać.
Czego inni wójtowie mogliby się nauczyć od gminy Majdan Królewski? Przykładowo jako nieliczna gmina efektywnie wykorzystujecie wozy OSP do odśnieżania dróg.
- Prościej jest najpierw spróbować otworzyć drzwi, bo może są otwarte, niż od razu szukać łomu, żeby psuć i wyważać. Czasem trzeba sobie dać czas, jeśli jest taka możliwość, pół godziny, godzinę, a czasem trzy dni czy nawet trzy miesiące, żeby jakiś temat pomału przetrawić i później wybrać to rozwiązanie, które będzie dla nas najlepsze i najkorzystniejsze. Nieraz trzeba reagować, bo jak zaczyna się palić, to trzeba łapać za wiadro. Ale są sytuacje, do których można podejść na spokojnie. W dodatku we wszystkich urzędach, jeśli ktoś jest wójtem, to jednocześnie jest pracodawcą dla wszystkich swoich pracowników. Dobrze jest mieć ludzi z odpowiednią wiedzą. Jak się ma fachowców, to od nich można czegoś mądrego się dowiedzieć. Albo się z tego skorzysta, albo nie. A jak się bierze tylko takich, co ładnie klaskają, to bywa różnie.
Nie chciałby pan, aby Majdan Królewski odzyskał prawa miejskie i stał się gminą miejsko-wiejską, jako że kiedyś je posiadał?
- Nad tym się zastanawiałem ostatnimi czasy. Pobudził mnie w tej kwestii nawet rodak z Majdanu Królewskiego, ksiądz Marek Flis. Oprócz tego, że odprawia msze i proboszczuje, to jeszcze zajmuje się historią i przynosi mi tu od czasu do czasu materiały i opracowania, które "wygrzebał" w archiwach. Osobiście jestem ani na tak, ani na nie. Jakbym się teraz za to brał, to pewnie wezmę księdza za jednego z głównych ekspertów w sprawie. Nie wykluczam tego. Spotkałem się ze stwierdzeniem, że podatki będziemy wyższe płacić. Tak naprawdę, jeśli rada uchwali, to nie ma znaczenia, czy będzie to w mieście czy w gminie. I tak będziemy płacić i tak. Nie widzę przeciwwskazań. Myślę, że Majdan Królewski by na prestiżu na pewno zyskał.
Jak wygląda zadłużenie gminy? Kilka lat temu na jednej z sesji powiedział pan, że nieelegancko jest kończyć kadencję z długiem.
- Ostatnie pożyczki, chyba jedyne, które były pobrane za mojego bytowania, to były na budowę kanalizacji i oczyszczalni w Rusinowie. Nie mogliśmy się wtedy wyrobić, bo był bardzo krótki czas realizacji. Od tamtej pory tak się udaje, że nie mieliśmy sytuacji, żeby pożyczać. Czego nie wykluczam, bo gdyby dziś pojawiła się możliwość, że mogę kupić 30-50 hektarów w dobrej lokalizacji pod jakiś konkretny cel, to pewnie bym poszedł i pożyczył. Po ostatnim roku delikatna nadwyżka jest. Każdy budżet był zawsze skrojony na zasadach równowagi. Bo jeżeli było wiadomo, że z poprzedniego roku coś zostanie, to mogliśmy na to konto już o dwa kroki pójść do przodu, bo wiadomo było, że po sprawozdaniu, po absolutorium, pieniądze się pojawią, bo będzie nadwyżka i wszystko się zbilansuje. Nigdy celowo gmina nie była zadłużana. Możemy powiedzieć przykładowo, że poprawimy 50 procent stanu dróg gminnych i położymy jeszcze jedną nakładkę 3-4 cm i to będzie kosztowało 6-8 milionów złotych. I wtedy podejmiemy decyzję - nie remontujemy, nie kleimy, nie łatamy dziur i mamy przez kolejne 20 lat spokój. Natomiast na razie trzeba ostrożnie podchodzić do tematu, z racji, że oczyszczalnia w Majdanie Królewskim jest do przebudowy.
Widzi pan już swojego potencjalnego następcę?
- Jeszcze żaden taki się nie ujawnił poza ostatnimi wyborami. Nie wiem, kto będzie następcą. Na razie nie zastanawiam się w tym kierunku z prostej przyczyny - nie wiem, czy ktoś chce. Z mojego środowiska nikt się nie zapowiadał. Nie przyszedł tu i nie powiedział, wójcie kończ to, bo ja chce się za to zabrać (z uśmiechem). Z drugiej strony te 20 lat to nie jest tak, że się tego nie odczuwa. U mnie z racji, że czuję się bardziej techniczny niż humanistyczny, to staram się, aby wszystko się zgadzało. Czasem się wymknie oczywiście. Natomiast żeby to było bez efektów ubocznych, to się nie da. Już człowiek odczuwa czasami zmęczenie.
Będzie pan za tym tęsknił na emeryturze? Czy będzie to raczej czas, żeby odetchnąć?
- Mnie chyba tak Pan Bóg stworzył, że nigdy mi zajęcia nie brakowało. Zawsze byłem niewyrobiony. Zawsze mi czasu brakowało. Jak nie tutaj, to w polu. Mam ze sześć hektarów i niektóre są obrobione tak, jak ja chcę, a niektóre nie do końca. Pasowałoby się tym zająć. Nawet tak po gospodarsku, żeby to dobrze wyglądało. Pierwsze co, to żeby zdrowia nie brakło, a potem zobaczymy, co czas przyniesie. Jak będzie siła i chęć, to coś się znajdzie na pewno.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.