- To był dla mnie wyjątkowy rok. Zostałem trenerem drużyny, którą przez około 10 lat prowadził Wiesław Radzimowski. Po tylu latach pracy z jednym zespołem zawsze można mówić o tzw. zmęczeniu materiału. W klubie dyskutowaliśmy o tym, kogo wziąć na trenera. Zastanawialiśmy się nad Arkadiuszem Tereszkiewiczem, byliśmy prawie dogadani. Potem jednak pojawił się pomysł, żebym ja to pociągnął. Powiedziałem "ok, spróbujmy". Znałem specyfikę naszej ekipy, znałem wszystkich zawodników, ale były pewne obawy.
I raczej trudno było przewidzieć, że awansujecie.
- Myślę, że kluczem do wywalczenia tego awansu było zgranie. Grupa około 15 zawodników współpracuje ze sobą od paru lat. Nie myślałem o awansie. Jako trener bez doświadczenia chciałem to jakoś poukładać. Zresztą, tego doświadczenia ciągle mi brakuje. Fajnie, że od razu, w pierwszym roku pracy zrobiłem ze swoimi chłopakami awans, ale przede mną dużo pracy. Dlatego uczestniczę w kolejnych szkoleniach w podokręgu Stalowa Wola.
Chłopaki mocniej się zaangażowali?
- Na pewno ich motywacja była ostatnio mocniejsza. Pamiętam, że dwa lata temu zastanawialiśmy się nad tym, czy nie wycofać się z rozgrywek, bo brakowało ludzi do gry. Teraz było zdecydowanie lepiej. Wydaje mi się, że to po części przez bardziej rozsądne podejście do sprawy samych zawodników. Większość z nich pozakładała rodziny i stała się dojrzalsza. Najbardziej obawiałem się wiosny.
Dlaczego?
- Bo co roku było tak, że jesienią łatwiej było tych chłopaków zobaczyć na boisku. Na wiosnę zaczynały się imprezy, ogniska, wyjazdy nad wodę i czasem było nas jedenastu do gry. Teraz pod tym względem jest zdecydowanie lepiej. Było mi miło patrzeć na zaangażowanie zawodników. Nawet nie przebierałem się do gry, jak widziałem, że na ławce jest paru zawodników.
Entuzjazm po awansie nie zgasł?
- Absolutnie nie, ten awans pobudził wszystkich do działania. Dawniej zdarzało się, że miałem 6 zawodników na treningu, a teraz, wraz z juniorami, jest 18. Muszę dobrze przygotować się do poszczególnych treningów, ale dla mnie to też ogromna przyjemność. Lepiej pracuje się wtedy, gdy jest z kim. Wchodzimy do lepszej ligi, więc musimy mocniej popracować. Z drugiej strony, jak mam zawodników, którzy do godziny 18 pracują na budowie, to przecież nie jestem w stanie zmusić ich do regularnych treningów. Jak taki chłopak przyjdzie raz w tygodniu, to już jest fajnie.
Więcej w aktualnym numerze Korso Kolbuszowskie