reklama

Andrzejki, Katarzynki, ostatki i przesądy. Rozmowa o dawnych wierzeniach z Jolantą Dragan z Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Andrzejki, Katarzynki, ostatki i przesądy. Rozmowa o dawnych wierzeniach z Jolantą Dragan z Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WIADOMOŚCI Jak bardzo zwracamy uwagę na to, że rozpoczął się adwent? Czas oczekiwania na narodziny Jezusa. Jak przeżywali ten wyjątkowy czas nasi przodkowie? Przypominamy Państwu rozmowę z Jolantą Dragan z Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej.
reklama

Od końca listopada wszyscy z zapałem dekorują, kupują, konsumują i bawią się na niezliczonych imprezach przedświątecznych. Święta Bożego Narodzenia przychodzą z roku na rok coraz wcześniej. Jeszcze parę lat temu nie do pomyślenia było, aby gwiazdkowe reklamy telewizyjne zaczęły się pojawiać kilka tygodni wcześniej, podobnie dekoracje na domach.

Kilkadziesiąt lat wcześniej wyglądało to zupełnie inaczej. Rozmawiamy z Jolantą Dragan z Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej o tym, jak nasi dziadkowie i pradziadkowie przeżywali ten niepowtarzalny czas. 

Adwent to cztery tygodnie poprzedzające święta Bożego Narodzenia. Czym jest ten okres i jak należy go rozumieć? 

-  Słowo adwent na Lubelszczyźnie znaczy przedgodzie, czyli przed początkiem roku. Na Rzeszowszczyźnie też czasem występuje to słowo. Adwent, w bardzo tradycyjnym rozumieniu, to czas oczekiwania na przyjście nowego roku. Oczywiście w religii katolickiej adwent to oczekiwanie na przyjście Jezusa. 

Trzeba pamiętać, że to święto powstało, sięgając do gruntu, jeszcze na bazie świąt przedchrześcijańskich. Ponieważ noc między wigilią i Bożym Narodzeniem jest najdłuższa w roku. Jest to ten moment najświętszy, do którego tradycyjnie trzeba się przygotowywać przez cały miesiąc. Od granicznego dnia św. Andrzeja rozpoczyna się ten okres. Jest to czas oczekiwania, w tradycji kiedyś następowało wyciszenie. Był szereg obowiązujących zakazów i nakazów. 

Mówiąc o nakazach i zakazach, co ma pani na myśli? 

 - Na okazje wyjściowe na czas adwentu kobiety ubierały się w ciemniejsze kolory. Starsze kobiety ubierały ciemne czy nawet czarne chusty na głowy. Związek religijno-kościelny i tradycyjny jest ze sobą bardzo silnie związany. Stąd też trzeba mówić o tych elementach jakby w sposób łączny. 

W adwencie obowiązywało wyciszenie. W tradycji zakazane były huczne zabawy, nie można było głośno śpiewać żartobliwych pieśni. Dozwolone były pieśni adwentowe, spokojne, które śpiewano w domu podczas spotkań, na przykład podczas przędzenia lnu. Bardzo często się takowe odbywały. Było to widomym obrazem tego, że coś się zmienia i że ten czas trzeba w sposób jednoznaczny podkreślić, że jest to czas inny niż codzienny.

Wspominając o wyjątkowości tego okresu, nie można pominąć jadłospisu. Co jadło się podczas adwentu? 

- W adwencie obowiązywał post, który obowiązuje po dziś dzień dla zachowujących przykazania i wierzenia. W piątki obowiązywał i obowiązuje zakaz spożywania mięs. Oprócz tego starano się jeść w sposób jeszcze bardziej postny. Szczególnym wyrazem tego była zmiana omasty. Jedzono potrawy bez okrasy. Jedyną w zasadzie dozwoloną omastą był olej. 

Na naszym terenie w najbliższej okolicy Kolbuszowej czy Raniżowa był to przede wszystkim olej lniany W Puszczy Sandomierskiej uprawiano także konopie, z których bito olej konopny. Na naszym terenie tłoczono głównie olej lniany. Podczas spotkań olejarze opowiadali, jak gospodarze ustawiali się w kolejkach przed adwentem i przed Wielkim Postem, aby móc wytłoczyć olej z lnu. W niedzielę dozwolona była trochę lepsza omasta, na przykład masło. Adwent kojarzy się z olejem lnianym, z taką omastą i z roratami. 

Roraty to wyjątkowe poranne nabożeństwa, które wprawiają w wyjątkowy nastrój. Czy były i są ważne dla chrześcijan? 

 - Były kiedyś obowiązkowe. Szczególnie dla dzieci. Najczęściej matki z dziećmi chodziły na te nabożeństwa, aczkolwiek mężczyźni również chodzili. Roraty są ściśle związane z tradycyjnymi wierzeniami, ponieważ te nabożeństwa wpisywały się w rodzaj poszczenia, oczyszczania, oczekiwania, które w tradycji były bardzo ściśle przestrzegane i bardzo widoczne. Wszyscy zgodnie potwierdzali, że swego czasu chodzenie na roraty było obowiązkiem, niezależnie, jaka była pogoda, mróz czy śnieg. Starsi zgodnie podkreślają, że oprócz postu, oleju lnianego to inny czas, jakim jest adwent.

Wróżby andrzejkowe również wpisują się w naszą tradycję. Jak dawniej podchodzono do tego zwyczaju? 

-  Trzeba wspomnieć też o Katarzynkach, ponieważ mało kto je pamięta. Katarzynki to było święto dla kawalerów, którzy mogli też sobie wróżyć. Św. Andrzej jest patronem wszystkich panien. Tradycja ludowa pamięta tych świętych jako święte rodzeństwo. Mają oni pomagać w rozmaitych kłopotach i to dzięki ich pośrednictwu i w ich święto przy zachowaniu odpowiednich tradycyjnych zasad dziewczęta i kawalerowie, wróżąc, mogą zobaczyć, jaka czeka ich przyszłość. Szczególnie w odniesieniu do zamierzeń matrymonialnych. Dla dziewczyn w tamtych czasach najważniejszą rzeczą było zamążpójście. 

Dzień św. Andrzeja zawsze uważano za rodzaj granicznego dnia, między profanum a sacrum. Profanum, czyli czas zwykły, natomiast sacrum, czyli świętość. Żeby dojść do sacrum, trzeba było przejść okres umartwiania się, a za taki uchodzi adwent. Od zawsze twierdzono, że zasłona między naszym światem a światem zmarłych jest najcieńsza w wigilię św. Andrzeja. Można więc ją uchylić i zajrzeć w przyszłość. To dlatego wróżono, ponieważ uważano, że można będzie się skontaktować z tamtym światem i dzięki temu tę przyszłość zobaczyć. Wiele elementów i wróżb, które wtedy się odbywały wyraźnie świadczy o tym, że to święto miało zaduszkowy charakter.

Najpopularniejszą wróżbą, którą wykonuje się do dziś jest lanie wosku. Z czego jeszcze wróżono? 

 - Jest bardzo dużo przeróżnych wróżb. Niewątpliwie lanie wosku, ale i rzucanie butów w stronę drzwi. Jeżeli but upadł noskiem do drzwi, oznaczało, że panna wyjdzie za mąż w przyszłym roku. Jeżeli piętą, to zostaję w domu. Rzucano także igły na wodę. Jeżeli się zaszły oznaczało, że para się poślubi. Bardzo popularną wróżbą było oczywiście wołanie psa. Dziewczyny przygotowały specjalne kluski z wody przeniesionej do domu. Nabierały ją w zupełnie inny sposób niż na co dzień. Panna szła do studni i nabrała wody w usta, przynosiła ją do domu, po czym tę wodę używała do zrobienia ciasta przygotowanego z mąki mielonej w żarnach w odwrotną stronę. Było to bardzo ważne. Było to szczególne podkreślenie inności tego czasu. Zagniatały kluski, następnie gotowały i zbierały się w izbie, wołając psa. Ugotowane kluski kładły na najczęściej na maglownicy. Wróżba mówiła o tym, że której klusek pies zjadł jako pierwszy, ta pierwsza wychodziła za mąż. Dziewczęta stosowały różne sztuczki. Na przykład smarowały kluski słoniną. 

Były także wróżby, które mogły ocierać się o wielkie niebezpieczeństwo, nawet dla wyróżniających. W niektórych rejonach ludzie pamiętają wierzenia, że o północy, przy zastosowaniu odpowiednich zasad, dziewczyna mogła ujrzeć odbicie w lustrze swojego przyszłego męża. Rzecz była niezmiernie trudna. Wymagało to przede wszystkim czystości serca i w całości czystości dziewczyny. Jeżeli tylko miała jakieś grzechy na sumieniu, groziło jej potępienie duszy. Badania sprzed 50 lat z naszego terenu potwierdziły, że jeszcze ludzie wówczas pamiętali te wróżby. Aczkolwiek niewiele dziewczyn decydowało się na nią. Wymagało to bardzo dużej odwagi, a samo przygotowanie było czasochłonne. Wróżba była rzadko wykonywana, a ludzie ze grozą ją wspominali.

 W dzisiejszych czasach często zapominamy o naszych chrześcijańskich zwyczajach, a poddajemy się modzie, która przywędrowała z Zachodu. Jak nie dać się "przedświątecznej gorączce"? 

 - Trzeba podtrzymywać tradycję. Nie unikniemy "gorączki przedświątecznej". Jest to moda, która do nas przychodzi. Słyszy się o świętach Bożego Narodzenia w telewizji, widzimy świąteczne wystawy, reklamy. Trudno się dziwić, że ludzie widzący przepiękne reklamy ozdób świątecznych przyjmują te zwyczaje. 

Zmieniły się zwyczaje, aczkolwiek nie do końca. Kiedyś, szczególnie dzieci robiły zabawki z bibuły, ze złotek i z różnych dostępnych materiałów. Robiło się pająki i wieszało je w izbach jako ozdoby świąteczne. Tego w zasadzie się już nie robi, ponieważ gotowe stroiki, ozdoby są dostępne w sklepach. Ale są i tacy, którzy wykonują tradycyjne ozdoby z bibuły czy ze słomy.  Nic w tym złego, że chcemy cieszyć się świątecznym klimatem jak najdłużej.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu m.in. czytać ekskluzywne materiały PREMIUM dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników i prowadzić dyskusję na portalowym forum i aby Twoje komentarze były wyróżnione.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama