Kolbuszowianka w przeszłości pokazywała, że potrafi wychować młodych, solidnych zawodników. Było tak w latach 80 i 90. ubiegłego wieku. Nie najgorzej było na początku tego wieku, ale z roku na rok tematy szkoleniowe, delikatnie mówiąc, się rozmywały.
Zmiana w 1986 roku
Po części to efekt zmiany zainteresowań młodzieży, a po części rozrzucenia odpowiedzialności za szkolenie na przynajmniej dwie instytucje. Kolbuszowianka mocniej na szkolenie młodzieży postawiła w 1986 roku. – Wtedy seniorzy walczyli w B klasie i mieliśmy jedną grupę młodzieżową w A klasie – wspomina Wróblewski, wieloletni zawodnik i sekretarz KKS-u. Prezesem kolbuszowskiego klubu był wtedy Stanisław Mazur. Wraz z Wróblewskim pracował w działającym w naszym mieście kombinacie rolno-przemysłowym Igloopol. KKS rozpoczął pracę z sześcioma grupami młodzieżowymi.
Młodzież uczyli m.in. Zbigniew Fryc, Józef Olszowy i Marek Lorenc. Patronat Igloopolu pozwolił na sfinansowanie wielu wydatków związanych ze szkoleniem tylu drużyn młodzieżowych. Nasz klub miał nawet swoje sklepy, a PRL-owski twór zapewniał m.in. transport na mecze. Klub nazywał się Igloopol Kolbuszowa do początku lat 90. Gdy zmieniał się ustrój polityczny naszego kraju i padały takie kombinaty, jak Igloopol, wrócono do nazwy Kolbuszowianka, ale nie zapomniano o pracy z młodzieżą. Ówcześni dorośli zawodnicy KKS-u w największym stopniu bazowali na przygotowaniu motorycznym i technicznym z... podwórka.
– Jak byliśmy dziećmi, to nie było tyle boisk, ale wszyscy mieli ogromne chęci, każdy młody człowiek stawiał na aktywność fizyczną. Nie mieliśmy przecież komputerów czy smartfonów – mówi 55-letni Dariusz Wróblewski.
Swoimi do 3 ligi
O tym, że praca z młodzieżą w kolbuszowskim klubie stała na wysokim poziomie, najlepiej świadczy fakt, że KKS bazując na wychowankach w latach 90. aż dwukrotnie wchodził do trzeciej ligi. Walczył na tym poziomie w sezonach 1995/96 i 1997/98. Za pierwszym razem spadł z ligi, zajmując trzecie od końca miejsce. Za drugim razem zajął jedenaste miejsce (stawka 18 ekip). Został zdegradowany przez reorganizację rozgrywek. W lidze utrzymało się tylko 6 najlepszych zespołów. – Przy pierwszym awansie jedynym graczem ściągniętym z innego klubu był nasz Rysiek Mokrzycki. Przyszedł do nas ze Stali Nowa Dęba – wspomina Dariusz Wróblewski. Kolbuszowiankę mocno wspierała gmina. W zarządzie klubu był burmistrz, obecnie poseł Zbigniew Chmielowiec. – Sport był dla niego wtedy istotny i przy jego pomocy klub nie miał kłopotów organizacyjnych – przyznaje Wróblewski.
Decydujący był czynnik ludzki. W pierwszej połowie lat 90. do treningów w grupach młodzieżowych garnęło się mnóstwo młodych zawodników. – Pamiętam, że do grupy orlików Marka Lorenca przyszło raz, w 1992 lub 1993 roku, na zajęcia 77 chętnych do gry! Byliśmy w szoku. Wtedy były takie czasy, że trzeba było kilkudziesięciu chłopakom odmówić, odesłać do domu – wspomina Wróblewski. W tamtych czasach nie było szkolenia żaków i skrzatów, czyli zawodników poniżej 10 roku życia. Dwa awanse dorosłej Kolbuszowianki do trzeciej ligi i dobre wyniki grup młodzieżowych zostały również dostrzeżone przez urząd wojewódzki. Z tego samorządu Kolbuszowianka otrzymywała dotacje. – To były czasy, gdy byliśmy czwartym klubem na Podkarpaciu pod względem osiągnięć. Lepiej punktowała Stal Mielec, Stal Rzeszów i Resovia – zaznacza Wróblewski.
Wcześniej (jeszcze w końcówce lat 80. ubiegłego wieku) jedna z grup młodzieżowych Kolbuszowianki, prowadzona przez Marka Bajora, dotarła do poziomu ligi makroregionalnej. KKS walczył m.in. z Wisłą Kraków, Cracovią, Garbarnią czy Krakusem. Kolbuszowiance nie brakowało pieniędzy na szkolenie młodego pokolenia. Co istotne, rodzice nie musieli za to szkolenie płacić. Teraz tak dobrze nie ma.
Rozkręcili się w 10 lat
W około 2010 roku zaczęły się kłopoty Kolbuszowianki i po części rosnącego w siłę Sokoła Kolbuszowa Dolna z wprowadzaniem do drużyny wychowanków z naszej okolicy. Młodych, gotowych i chętnych do gry w dorosłych drużynach nastolatków było coraz mniej. Ewentualnie ci najlepsi uciekali do szkół sportowych np. do Mielca czy Krakowa. Za szkolenie wziął się MKS Kolbuszowa (finansowany przez gminę za pośrednictwem Fundacji na Rzecz Rozwoju Kultury i Sportu), Kolbuszowianka też realizowała swoje szkoleniowe cele mniej więcej do 2010 roku. Wtedy ruszyły treningi chłopców z rocznika 2002, prowadzonych przez Łukasza Cetnarskiego. Rocznik 2004 i 2005 szkolił Daniel Jamróz, a nieźle wyglądał też rocznik 2006 u trenera Bogusława Cieśli.
Grupy te później przejął MKS Kolbuszowa i... zniknęły. Długo można by dyskutować o przyczynach takiego obrotu spraw. Łatwo powiedzieć, że młodzież jest dziś inna, leniwa, ale organizacja pracy szkoleniowej MKS-u stała na niskim poziomie. Prezes Kolbuszowianki nauczony tym doświadczeniem nie chce teraz dopuścić do tego, by podobnie stało się z kolejnymi zespołami.
– Rodzice stoją za nami murem. Co by się nie działo, chcemy, by te grupy, w których są chętni do gry, ciągnąć do kategorii juniora – mówi Wróblewski. – Owszem, dużo się zmieniło w podejściu dzieci. Kiedyś piłka była dla wszystkich priorytetem, teraz młodzież ma inną mentalność, trzeba zachęcać młodego człowieka do przyjścia na treningi – ocenia prezes KKS-u. Boom na treningi piłkarskie podkręciła wymuszona "epidemiologiczna" przerwa.
– Praktycznie nie ma dnia, by nie dzwonili do mnie rodzice. Jedni chcą już rozpocząć treningi, inni zapowiadają, że przyjdą we wrześniu – opisuje Wróblewski. Kolbuszowianka stara się, by jak najwięcej jej grup młodzieżowych walczyło w najmocniejszych wojewódzkich ligach.
– Koszty walki w A klasie czy dębickiej lidze okręgowej są mniejsze, ale mecze rozgrywane blisko i tanio nie idą w parze z walorami szkoleniowymi. Jak walczymy z mocniejszymi klubami z Jarosławia, Przemyśla czy Jasła, to widzimy, że te mecze mają swoją wartość – ocenia prezes Kolbuszowianki.
Więcej dzieci, ale mniej kasy
W poprzednim sezonie Kolbuszowianka szkoliła grupę prawie 100 zawodników. Teraz ma w swojej szkółce 128 osób. W sezonie 2020/21 kolbuszowski klub będzie pracował z 7 grupami młodzieżowymi. Do pracy zatrudnieni zostali kolejni trenerzy – Mateusz Sajdak i Stanisław Pruś. Kolbuszowianka posiada duży potencjał ludzki w postaci młodych zawodników i sporej liczby trenerów, więc ma szansę wypracować sobie mocną markę w okolicy, bazując na dobrym szkoleniu. – Przez parę lat zajmowaliśmy się dorosłą drużyną w czwartej lidze, szukając zawodników, ale przestało nas to bawić. Naszym celem jest teraz praca z młodzieżą i dostarczenie jak największej liczby młodych zawodników dla klubów z regionu. Jeśli niektórzy będą mogli walczyć wyżej, to będziemy zadowoleni – wyjaśnia popularny "Tina". Postępy szkółki Kolbuszowianki dostrzega również Andrzej Skowroński, szef męskiej sekcji Sokoła Kolbuszowa Dolna. – Podoba mi się praca tej szkółki – przyznaje wiceprezes Sokoła.
Kolbuszowianka została doceniona również przez PZPN, ma bowiem brązową odznakę certyfikacji Polskiego Związku Piłki Nożnej. Obiecująco wygląda gra młodych zawodników w kategorii trampkarzy młodszych, czyli obecnie najstarszej grupy młodzieżowej. – To jest mocny kadrowo zespół i przyjemnie patrzy się na jego postępy – przyznaje Wróblewski.
Niewykluczone, że piłkarska przyszłość Kolbuszowej będzie opierała się na solidnej szkoleniowej pracy KKS-u i zaangażowaniu Sokoła w seniorską piłkę. Jak będzie? Czas wszystko zweryfikuje. Teraz największym wyzwaniem przed Wróblewskim jest pozyskiwanie pieniędzy na bieżącą działalność.
Rok temu gminna dotacja na 5 grup młodzieżowych wynosiła 20 tysięcy złotych. Teraz, gdy KKS będzie miał aż 7 zespołów, dotacja ma wynieść 7 tysięcy złotych. – Ktoś wpadł na szalony pomysł. W 2019 roku mieliśmy w sumie na cały klub, z dorosłym zespołem 45 tysięcy dotacji, a teraz jest tylko 12. Z drugiej strony rozumiemy, że na samorząd spadają kolejne obowiązki finansowe i pokrycie np. podwyżek na nauczycieli, a to jest ogromnym wyzwaniem – podkreśla Wróblewski, który nie ukrywa, że oszczędności na sporcie mu się nie podobają. Nie załamuje jednak rąk, tylko szuka dodatkowych środków finansowych, np. w ministerialnych programach.
Na koniec ciekawostka. Działacze Kolbuszowianki czynią starania, by w gminie powstała szkoła sportowa, opierająca się nie tylko na sekcji piłki nożnej, ale również piłki ręcznej i lekkoatletyki. – Tiki-Taka jest otwarta na współpracę z nami – zapewnia Wróblewski. Trwają już w tej sprawie rozmowy z dyrekcją szkół i władzami samorządowymi.
Seniorzy chcą spróbować
Mimo skromnej dotacji na dorosłą piłkę (5 tysięcy na rok, część poszła na wynajem hali), Kolbuszowianka chce powalczyć w dorosłych rozgrywkach mieleckiej A klasy. – Rozmawiałem z zawodnikami, chcą sprawdzić się na poziomie A klasy. Skrobię się po głowie, jak zdobyć środku na pokrycie kosztów gry w lidze, ale nie odpuszczamy – zaznacza prezes Wróblewski. Kolbuszowianka ma rozmawiać również ze sponsorami.
70 złotych miesięcznie
Rodzice młodych zawodników szkolących się w Kolbuszowiance płacą miesięczną składkę członkowską w wysokości 70 złotych. Dziecko musi jeszcze mieć swoje buty, ale sprzęt sportowy, w tym dresy, koszulkę i spodenki dostaje od klubu. Ponadto każda z grup młodzieżowych ma przynajmniej jedną godzinę w tygodniu zajęć z gimnastyki wodnej, z panią Magdaleną Lenart-Cudo. Rodzice zdeklarowali się również, by pokryć w sporym stopniu wyjazd na letni obóz sportowy, który odbędzie się w lipcu lub w sierpniu.
Młodzież Kolbuszowianki na nowy sezon (7 grup)
Trener Dariusz Książek - trampkarz młodszy (rocznik 2007). Trener Grzegorz Wróblewski - młodzik starszy (2008). Trener Grzegorz Kuźma – młodzik młodszy (2009). Trener Mateusz Kozioł i Mateusz Sajdak - orlik starszy (2010).. Trener Mateusz Kozioł - orlik młodszy (2011). Trener Stanisław Pruś – żak starszy (2012). Trener Marcin Kiwak – żak młodszy (2013/14). Jesienią wystartować ma grupa dzieci z rocznika 2015 (trener Daniel Jamróz).