W Sokole Kolbuszowa Dolna mamy Kornela Kołacza, który w 2007 roku w barwach Stali Mielec zdobył mistrzostwo Polski juniorów młodszych. Za Sokołem Kolbuszowa Dolna znakomita, wręcz historyczna runda w czwartej lidze. Podopieczni trenera Sebastiana Ryguły zajmują 6. miejsce w ligowej tabeli, a jesień kończyli serią zwycięstw. Ważną postacią rewelacyjnie spisującego się zespołu jest Kornel Kołacz, środkowy pomocnik, który jednym podaniem potrafi uruchomić ofensywną akcję. Dziś gra w centrum boiska, ale gdy pod koniec pierwszej dekady XXI wieku reprezentował barwy Stali Mielec, grał na boku obrony.
To wówczas został mistrzem Polski juniorów młodszych.
- To zupełnie inne czasy niż dzisiaj – przyznaje Kornel.
– Dziś Stal Mielec gra w ekstraklasie, radzi sobie bardzo dobrze. Wtedy, gdy my zdobywaliśmy mistrzostwo Polski juniorów młodszych, to Stal była klubem czwartoligowym. Dopiero rok później udało się wywalczyć awans do trzeciej ligi.- Zanim trafiłem do Mielca, to przez trzy lata trenowałem w Orłach Rzeszów. Dostałem się tam dzięki mojemu wujkowi, śp. Zbyszkowi Frycowi (jego synowie: Oskar i Patryk grali w Stali Mielec), u którego stawiałem takie pierwsze kroki. On trenował tutaj pobliskie drużyny i razem z nim jeździliśmy na te treningi i kopaliśmy sobie. Wiadomo, że warunków, które były wtedy, nie da się porównać do tych, które są teraz, no ale tak sobie trenowaliśmy. Gdy w Rzeszowie otworzyła się taka półamatorska szkółka Orły Rzeszów, to tam dzięki poleceniu trenera Zbyszka trafiłem z paroma innymi chłopakami. Spędziłem tam łącznie trzy lata, nawet miałem funkcję kapitana drużyny. Wtedy jednak dowiedziałem się o planach otworzenia szkoły sportowej w Mielcu. Dla kilkunastoletniego wówczas Kornela wiązało się to ze sporym poświęceniem. Do Mielca początkowo dojeżdżał z rodzinnej Kolbuszowej.
- Treningi miałem o 7:15, autobus z Kolbuszowej miałem o 5:40, o 6:20 byłem w Mielcu, a klub był otwierany przed siódmą. 40 minut musiałem więc jeszcze stać pod klubem i czekać, aż ktoś go otworzy. Najgorzej było zimą, ale czasem zdarzało się, że ktoś otworzył wcześniej – wspomina.
Stal Mielec miała wtedy pierwszą na Podkarpaciu Szkołę Mistrzostwa Sportowego i stworzyła bardzo mocny zespół w roczniku 1990. W lipcu 2007 roku ta ekipa, z Kornelem Kołaczem w składzie, zdobyła mistrzostwo Polski juniorów młodszych. Żeby osiągnąć taki sukces, trzeba było przebrnąć wiele szczebli. Zaczęło się od zwycięstwa w województwie podkarpackim.
- W województwie nie było na nas mocnych. Kiedy graliśmy mecz w lidze, bramki zaczynaliśmy liczyć dopiero od dziesięciu, wcześniej ustalaliśmy, że zaczynamy od minus dziesięciu i dopiero, gdy strzelimy tego dziesiątego gola, to wychodzimy na zero i zaczynamy liczenie tych na plus. Pamiętam taki mecz z Kolbuszową, wygraliśmy chyba z 18:0, ale my mówiliśmy, że wygraliśmy tylko 8:0. Na tym podwórku podkarpackim byliśmy po prostu najlepsi. Podobnie było również na szczeblu ogólnopolskim. Po zwycięstwie na szczeblu wojewódzkim później był ćwierćfinał z Warmią Olsztyn, półfinał z KS Piaseczno, a w turnieju finałowym trzeba było okazać się lepszym od Jagiellonii Białystok, SMS-u Łódź i Cracovii. Mielczanie w turnieju finałowym zremisowali z Jagiellonią, wygrali z SMS i Cracovią i zdobyli mistrzostwo Polski. Dziś Kornelowi o dawnych czasach przypomina kilka pamiątek. - Mam koszulkę, którą każdy otrzymał po mistrzostwie Polski juniorów, mam zdjęcia, jakiś proporczyk, jakieś filmiki. Muszę powiedzieć, że raz na rok, raz na dwa lata spojrzę tam sobie i powspominam. Miło wrócić pamięcią do tego.W Mielcu grał do końca 2009 roku. To nie były łatwe czasy, w klubie wielu rzeczy brakowało, ale drużyna była ze sobą bardzo zżyta, a szansa na awans stawała się naprawdę realna.
– Nie przelewało się, to fakt, ale byliśmy ze sobą bardzo zżyci. Można powiedzieć, że bardzo dobrze pamiętam odbudowę Stali od samego początku. To był ciężki okres, ale w jakimś sensie nas to zahartowało – opowiada. Przyszedł jednak moment, w którym trzeba było podjąć decyzję o zmianie klubu.
- Dużo było obiecywane, ale mało z tego wynikało. Zdecydowałem się wtedy wrócić do Kolbuszowianki – wyjaśnia. Można powiedzieć, że wrócił do domu. Od wiosny 2010 roku był zawodnikiem Kolbuszowianki Kolbuszowa, wówczas klubu czwartoligowego.
- Mieliśmy fajny zespół i w pierwszym sezonie zajęliśmy 6. miejsce. Później z powodów finansowych spadliśmy i znowu awansowaliśmy – opowiada.
Później zdarzyło się to, co jest tożsame dla wielu historii zdolnych piłkarzy. Kornel złamał nogę podczas meczu z Chemikiem Pustków.
– Miałem rok przerwy – wspomina. – Po tym czasie usłyszałem, że muszę sobie poszukać nowego klubu. Tak trafiłem do Sokoła i była to bardzo dobra decyzja – dodaje.
W Kolbuszowej Dolnej gra już dziesiąty sezon. W międzyczasie udało się osiągnąć największy sukces w historii klub, czyli awans do czwartej ligi w 2018 roku. Od tego czasu Sokół cały czas idzie do przodu. Rundę jesienną sezonu 2022/23 udało się zakończyć na znakomitym, 6. miejscu w tabeli czwartej ligi. Zespół jest klasyczną mieszanką rutyny z młodością – są bowiem zawodnicy doświadczeni z sukcesami na koncie, jak Kornel oraz o kilkanaście lat młodsi, młodzi zawodnicy, bardzo utalentowani. Temu projektowi warto kibicować i warto go wspierać.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.