Między drzewami, a słońcem. Szlak na Rozsypaniec
To było końcem zimy, w marcu. W dolinach śnieg był już tylko wspomnieniem, a mi wciąż go było mało. Taka tęsknota musiała skończyć się górami. Tym razem padło na „pętle” z Wołosatego do Wołosatego w kierunku Przełęczy Bukowskiej, Rozsypańca i dalej na zachód.Wszystko przebiegało zgodnie z wielokrotnie sprawdzonym już planem. 90 minut marszu przez las, następnie pół godziny i Rozsypaniec. Śnieg nieco już stajał, w niektórych miejscach pojawiało się błoto, ale sam marsz był niezwykle przyjemny, zwłaszcza że pogoda był cudna. Wiatr nie był zbyt silny, a słońce przyjemnie ogrzewało pyszczek.
Kawa widokiem na Tarnicę
Kiedy dotarłem na Rozsypaniec, zauważyłem ławki z litego drewna, prawdopodobnie ustawione przez służby parkowe. Nigdy wcześniej ich tam nie dostrzegłem, zapewne dlatego, że podczas moich zimowych wizyt w ciągu kilku ostatnich lat, śnieg przykrywał je metrową warstwą.
Pocztówka z Rozsypańca/ fot. Grzegorz Lizakowski
Usiadłem na chwilę, aby łyknąć gorącej kawy i nasycić duszę widokiem Tarnicy, i tak oto krajobraz z ławeczką pięknie ułożył się w kadrze. Szybko odstawiłem kubek, przyłożyłem oko do wizjera aparatu, delikatnie docisnąłem szary filtr (filtr fotograficzny) i zrobiłem kilka ujęć. Gdy wróciłem do domu, gdy wywołałem pliki RAW ze zdjęciami, gdy zobaczyłem tą ławeczkę na tle Tarnicy, od razu wiedziałem, że na zimie się nie skończy!
Projekt „Ławeczka na Rozsypańcu”
Pomysł uwiecznienia ławeczki w czterech porach roku pojawił się nagle, spadł jak z nieba. Mimo mojej ponad trzydziestoletniej pasji wędrowania po górach i nieuleczalnego uzależnienia od nich, czasami pojawiała się rutyna. Dlatego starałem się co jakiś czas urozmaicić sobie wędrowanie wprowadzając rożne elementy. Nie będę się rozpisywał i opisywał szczegółów, ponieważ nie zawsze są one całkowicie bezpieczne, ale koncept „ławeczki” mogę z pełnym przekonaniem opisać i polecić każdemu szukającemu podobnej przygody.
Rozsypaniec wiosną i latem
Tak więc, po zimowej wizycie, z niecierpliwością oczekiwałem na wiosnę. Idealna okazja nadarzyła się podczas majówki. Pomimo ogromnych tłumów, które wyszły na Połoniny, udało mi się znaleźć moment spokoju, aby zrobić kilka zdjęć. A lato? Okazja nadeszła w połowie sierpnia. Tygodniowy urlop, namiot u Harnasia i dobre towarzystwo. To nie była zwyczajna wędrówka. Ten zachód słońca ukrywał w sobie coś więcej, drugie, jakże dobre dno. Pozostawiam każdemu własną interpretację tego doświadczenia.
Jesienna ławeczka
No i nadeszła pora na jesienną sesję z „ławeczką”. 17 października. Ta data obfituje w rocznice w Bieszczadach. Zupełnie przypadkowo odkryłem, że wiele „siedemnastych październików” spędziłem na bieszczadzkiej wędrówce. Przeważnie sam, ale zdarzało się i tak, że w towarzystwie fajnych ludzi, o których mówi się, że pochodzą „z tej samej bajki”.Tegoroczny 17 października okazał się łaskawy. Do samego końca prognozy zapowiadały nieciekawy, ponury dzień z niską podstawą chmur. Nawet "Norwegowie" z aplikacji Yr, którzy rzadko się mylą, tym razem, na moje szczęście, nie trafili. Byłem zdeterminowany, aby kontynuować wędrówkę i projekt. Nie zawsze jest łatwo, nie zawsze po naszej myśli. Nie była to idealna pogoda; niebo było pełne chmur, ale znajdowały się one stosunkowo wysoko. Przez nie przebijały się promienie słońca i fragmenty błękitnego nieba. To był właśnie ten rodzaj dobrego, jesiennego nieba. Udało mi się zrobić kolejne, tym razem już ostatnie, zdjęcie.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.