reklama

Rozmawiamy z Janem Puzio - Wolontariuszem Powiatu Kolbuszowskiego Roku 2017

Opublikowano:
Autor:

Rozmawiamy z Janem Puzio - Wolontariuszem Powiatu Kolbuszowskiego Roku 2017 - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WIADOMOŚCIO tym, jak w tym zabieganym świecie znaleźć czas dla innych i dlaczego życia nie warto spędzić na wygodnym łóżku, z Janem Puzio, Wolontariuszem Powiatu Kolbuszowskiego 2017 roku, rozmawia Lidia Wyzga.

Końcówka ubiegłego roku chyba pozytywnie pana zaskoczyła. W konkursie organizowanym przez starostwo powiatowe to właśnie pan otrzymał tytuł Wolontariusza Powiatu Kolbuszowskiego 2017 roku. Mógłby pan przybliżyć naszym Czytelnikom, na czym, w pana przypadku, polega praca wolontariusza?
- Nigdy nie uważałem się za wolontariusza, to trochę za duże słowo. Właściwie po raz pierwszy zostałem tak nazwany przy okazji konkursu organizowanego przez Starostwo Powiatowe w Kolbuszowej. Po prostu robię to, co do mnie należy. Jeżeli rozejrzymy się wokół siebie, to dostrzeżemy wiele osób, które bardziej zasługują na miano "wolontariusza". Kilka dni temu byłem na zebraniu Ochotniczej Straży Pożarnej w Staniszewskiem.

Kiedy słuchałem tego, co mówiono o służbie strażackiej, uświadomiłem sobie, że to doskonały przykład wolontariatu funkcjonującego niemal w każdej wsi. Wielu strażaków z tej jednostki poświęcało swój wolny czas, aby pracować przy rozbudowie remizy, remoncie zabytkowego wozu strażackiego. Na co dzień troszczą się o posiadany sprzęt, zabiegają również o nowe wyposażenie, a kiedy dzieje się jakieś nieszczęście w okolicy, to niezależne od pory dnia czy nocy, zostawiają wszystko i spieszą ratować czyjeś mienie, zdrowie, a nawet życie. Właśnie na tym, moim zdaniem, polega praca wolontariusza.
 
Pamięta pan, co takiego wydarzyło się w pana życiu, że postanowił pan zająć się wolontariatem?
- Trudno mówić o jakimś jednym wyraźnym wydarzeniu, taki wzór postępowania wyniosłem z domu rodzinnego. Moi rodzice zawsze nas uczyli, że należy się dzielić z innymi tym, co się posiada i nigdy nie odmawiać pomocy. Mój nieżyjący już ojciec, będąc budowlańcem, dużo pracował przy kościele w Raniżowie, często nie biorąc za to pieniędzy. Pomagał też bezinteresownie w pracach budowlanych ludziom, których spotkało jakieś nieszczęście. Wtedy oczywiście nikt tego nie nazywał wolontariatem, ale myślę, że dla mnie była to najlepsza szkoła pomagania innym. Tak mnie nauczono, że jak jest coś do zrobienia, to nie należy oglądać się na innych, ale samemu zabrać się do roboty.

Więcej w 3 numerze Korso Kolbuszowskie

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu m.in. czytać ekskluzywne materiały PREMIUM dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników i prowadzić dyskusję na portalowym forum i aby Twoje komentarze były wyróżnione.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE