Płakałam, gdy mama tłumaczyła mi, że nie uratuję wszystkich

Opublikowano:
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WIADOMOŚCI - Nie czuję się „wzorem do naśladowania”, dla mnie jest to naturalne. Nie zastanawiam się długo, nie rozważam czy trzeba, czy wypada czy też nie. Reaguję spontanicznie - mówi Miranda Korzeniowska z Sanoka. To kobieta uzależniona od pomagania. Siłę do działania i pomocy daje jej szczęście w oczach drugiej osoby.

Mówisz, że od lat pomagasz innym. Pamiętasz jak to się zaczęło. Imię pierwszej osoby, do której wyciągnęłaś pomocną dłoń? Co to była za sytuacja?
- To bardzo trudno określić, kto był pierwszą taką osobą. Moja mama zawsze powtarza, że od małego pełno koło mnie było dzieci i zwierzaków, wszystkie koty, pieski osiedlowe chciałam przygarnąć i płakałam jak mama mi tłumaczyła, że nie uratuję wszystkich.
Taka sytuacja, która jako pierwsza zapadła mi mocno w pamięć wydarzyła się zimą w 2007 roku w moim rodzinnym Sanoku. Jadąc obwodnicą moją uwagę przykuł starszy mężczyzna, który ledwo stał trzymając się siatki ogrodzenia. Zaparkowałam samochód i nie zastanawiając się długo podeszłam do niego. Pamiętam, że był duży ruch wtedy ale nikt nie zwrócił na niego oprócz mnie uwagi. Staruszek był cały przemarznięty, ubrany był w płaszcz ale pod nim miał piżamę a na nogach kapcie. Próbowałam się z nim dogadać ale powtarzał coś o jakiejś budowie i rurach. To dało mi do myślenia że człowiek jest chory. Postanowiłam obszukać jego płaszcz. Na wewnętrznej stronie znalazłam wszytą kartkę z adnotacją że choruje na m.in. zaniki pamięci i schizofrenię i był podany jego adres zamieszkania. Wsadziłam starszego pana i odwiozłam go do domu. Radość jego córki była dla mnie największym prezentem. To niesamowite uczucie zapamiętam na długo – poczucie dobrze spełnionego obowiązku obywatelskiego. 

Skąd u Ciebie ta chęć niesienia pomocy zupełnie obcym Ci osobom?
- W szkole podstawowej uczęszczałam do grupy harcerskiej i na oazę, to chyba tam umocniła się moja wrażliwość na drugiego człowieka. W czasie zajęć pomagaliśmy starszym ludziom, robiliśmy im zakupy, odwiedzali. To naprawdę uczy młodego człowieka pokory i daje dużo do myślenia. To bardzo ważne żeby od dziecka wyrabiać u dzieci prawidłowe nawyki – a takim jest wrażliwość na drugiego człowieka. Myślę, że pomaganie jest obopólną korzyścią, ktoś kto pomaga drugiemu dostaje w zamian rzecz bezcenną, taka której nie znajdzie nigdzie indziej - szczęście w oczach drugiej osoby. Mogę śmiało powiedzieć, że ten stan uzależnia. 

Pamiętasz sytuację, w której stwierdziłaś, że to co robisz bezinteresownie dla innych ludzi, ma sens?
- Po każdej takiej akcji pomocowej jest niesamowite uczucie – udało się! I to uczucie daje przysłowiowego kopa do dalszego działania. Radość w oczach drugiego człowieka to niesamowity widok a jeśli dodasz do tego poczucie, że jesteś sprawcą tego uśmiechu – bezcenne. W pomaganiu innym znajduję wyciszenie, oderwanie się od codziennej gonitwy, człowiek wtedy zaczyna przewartościowywać swój system wartości i patrzy na świat inaczej. Często ludziom wydaje się że spotkało ich niewyobrażalne nieszczęście, tak się wydaje dopóki nie zobaczą krzywdy innych, tych którzy nie mają często nikogo z kim mogliby to zmartwienie podzielić, nie mają kogoś kto by najzwyczajniej na świecie z nim pobył, nawet w milczeniu. 

Masz dwóch synów - Patryk jest już pełnoletni. Jaś to jeszcze dziecko. Jak godzisz pracę zawodową, dodatkowe zajęcia, udział w akcjach i wolontariat z ich wychowaniem?
- Najczęściej nadrabiam nocami, to co najważniejsze to mały Jaś , mogę mieć bałagan w domu ale czas dla niego zawsze znajdę. Gdy jest go naprawdę mało albo wypadnie coś nagłego to zabieram go ze sobą. To dobrze, że od małego widzi świat nie tylko w różowych barwach. Mając 9 lat wie że wokół nas są ludzie biedni, chorzy, po prostu tacy którzy potrzebują pomocy drugiego człowieka. Patryk też dorastał w takim otoczeniu, od małego brał ze mną udział we wszystkich akcjach. Teraz jako 22 latek sam uczestniczy z chęcią w różnych akcjach pomocowych. Jestem dumna ze swoich dzieci i spokojna o to że wiedzą co jest ważne w życiu, mają w genach po mamie pomaganie. 

Chłopaki nie narzekają, że sporo czasu poświęcasz innym, obcym osobom?
- Czasami słyszę, że chcieliby więcej czasu wspólnego z mamą ale wtedy szybko odpowiadam, żeby szli ze mną i najczęściej tak to się kończy, że uczestniczą w prawie wszystkim co robię. Patryk już chodzi własnymi ścieżkami, natomiast Jaś moim wiernym kompanem. Dzieci są wspaniałą niezapisaną księgą i cudownie odbierają wszystkie emocje. Obserwuję go w różnych sytuacjach i widzę, że ma dobre, wrażliwe serduszko, jestem spokojna o jego człowieczeństwo i wrażliwość na drugiego człowieka. 

Uczysz ich wrażliwości na ludzką krzywdę?
Najlepszą naukę dzieci zawsze czerpią z żywych przykładów, patrzą na swoich rodziców i naśladują ich we wszystkim. Dla moich synów to naturalne, że trzeba pomagać, widzą to na co dzień, dorastają w takim środowisku, środowisku społecznych pomagaczy. Jaś zapytany kiedyś w przedszkolu o to co robi jego mama odpowiedział bez wahania – Mama walczy o prawa innych ludzi.
To jaki człowiek wyrośnie kiedyś z małego dziecka kształtuje się w dzieciństwie i to na rodzicach spoczywa odpowiedzialność za ich wrażliwość na drugiego człowieka. Dlatego bardzo ważna jest postawa nas rodzicieli wobec ludzi i otaczającego nas świata. Zawsze gdy moje chłopaki pytają mnie o akcje które organizuje, nie zbywam ich byle czym. Opowiadam każdą historię i tłumaczę, zarówno jak teraz Jaś, tak kiedyś Patryk jak był mały zadawali mnóstwo pytań, dociekali i widać było że bardzo myśleli nad tym co mówiłam. Ze strony Patryka już widzę efekty, włącza się w wiele akcji charytatywnych. Natomiast Janek opiekuje się psem i rybkami z czułością i kocha wszystkie obce zwierzaki. Potrafi tez zwrócić uwagę koledze gdy ten dokucza drugiemu - także chyba zdałam egzamin z bycia mamą pozytywnie. 

Co sobie myślisz, gdy słyszysz od kogoś, że Twoja postawa jest godna naśladowania?
- Odbieram to inaczej, nie czuję się „wzorem do naśladowania”, dla mnie jest to naturalne. Nie zastanawiam się długo, nie rozważam czy trzeba, czy wypada czy też nie. Reaguje spontanicznie. Na przykład ostatnio byłam na materiale gdzie palił się dom, wszyscy zabiegani, ratowali dom – to zrozumiałe. Ale nie dawała mi spokoju myśl jak Ci ludzie którym własnie spalił się dom się czują. Poprosiłam jednego ze stojących sąsiadów, żeby mnie zaprowadził do domowników. Podeszliśmy do budynku gospodarczego obok domu. Były tam dwie kobiety, nie myśląc przytuliłam jedną z nich mocno aby pocieszyć, powiedziałam że pomogę i wszystko się ułoży, że najważniejsze że oni wszyscy cali i zdrowi. Zostawiłam swój nr tel i wieczorem pomogłam ogarnąć zrzutkę na odbudowę domu. Jesteśmy w stałym kontakcie. Takich przykładów jest bardzo dużo. Pod opieką mam również rodzinę czterech starszych kobiet z Nozdrzca, o których zrobiłam materiał i postanowiłam im pomóc. Organizowałam i organizuję dla nich zbiórki potrzebnych artykułów, pomagam prawnie, opiekuję się nimi pod katem medycznym. mamy już relacje niemalże rodzinne.
Z racji wykonywanego zawodu spotykam dużo ludzi potrzebujących, widzę nie jeden ludzki dramat. Mogłabym zrobić swoje czyli opisać sytuację, zrobić materiał dziennikarski i tyle…ale jakoś nie potrafię. Tak już po prostu mam.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Zarejestruj się w serwisie, aby korzystać z rozszerzonych możliwości portalu m.in. czytać ekskluzywne materiały PREMIUM dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników i prowadzić dyskusję na portalowym forum i aby Twoje komentarze były wyróżnione.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE