- Już jako młody człowiek słyszałem same dobre słowa o dr. Maziarzu, byłem zafascynowany jego osobą od samego początku. W jego oczach było widać napis, jak mogę ci pomóc? To było najpiękniejsze, bo kto do niego nie przyszedł, nigdy nie odszedł odprawiony z kwitkiem. Jego o sole mio, które śpiewał głosem tenorskim, wszyscy zapamiętamy.
Co jest jeszcze istotne, to, że wychował pokolenie wspaniałych lekarzy, którzy u nas pracują. Wszyscy wzorowali się na nim i uczyli się od niego. Kolejne pokolenie lekarzy, których wykształcił, jego cenne uwagi przenieśli na swój zawód.
Często mówił, jak tęskni za Ulanowem, ale Kolbuszowa była jego miłością, gdyż tutaj poznał swoją cudowną żonę, o której wypowiadał się zawsze w superlatywach, że jest aniołem. Dużo pracował, ale nie mógł inaczej, bo ludzie oczekiwali od niego pomocy i nie mógł ich zawieść.
Kilka dni temu rozmawialiśmy i planowaliśmy wspólne spotkanie na sesji opłatkowej. Rozmawialiśmy o tym, w jaki sposób oddział nefrologii i dializoterapii ma się rozwijać. Tak naprawdę to brakuje słów, które by mogły opisać, jakim był dobrym człowiekiem. Mieszkańcy nie powinni płakać, tylko dziękować Bogu, że taka osoba pojawiła się na ziemi kolbuszowskiej.
Myślę, że tysiące ludzi jest mu wdzięcznych za okazane serce, za pomoc i za ratowanie życia. To, co powinno się o nim powiedzieć, to, że dziękujemy, że był. Pracowałem w służbie zdrowia. Kiedy jechaliśmy na przeszczep, nigdy nie wracaliśmy z pacjentem, bo był perfekcyjnie przygotowany do przeszczepu.
Nasi pacjenci przygotowani przez dr. Maziarza i personel byli idealnymi biorcami. Jego oczkiem w głowie była nefrologia. Na pewno jego marzeniem było, żeby "nerka" się rozwijała. Cała Polska uczyła się od doktora Maziarza, jak prowadzić pacjenta. Trudno się mówi, bo myślę, że za chwilę pojadę do niego i porozmawiamy. Dla niego nie liczyło się to, czy ktoś jest bogaty, biedny, czy wykształcony, do każdego wyciągał dłoń.
Nidy nie nie słyszałem, żeby podniósł głos, żeby się uniósł. Nie mogę sobie znaleźć miejsca, bo mi go brakuje, bo zawsze był Mietek, do którego można było z wszystkim przyjść.
Mieliśmy ogromne szczęście z bratem, że byliśmy z nim tak blisko. On nas cały czas inspirował w różnych działaniach. Od niego nauczyliśmy się jeszcze głębszej wiary, bo on był zakochany w Bogu. Dzwon, który jest głosem nienarodzonych, został przez niego wsparty finansowo. Był zawsze oddany każdej sprawie. To był wielki człowiek... -wspomina Grzegorz Romaniuk, przyjaciel śp. dr Mieczysława Maziarza.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.