Barbara Bochniarz to niewątpliwie symbol urzędu miejskiego w Kolbuszowej. Do właśnie do pani Basi, w pierwszej kolejności, ze swoimi kłopotami i problemami przez lata zwracali się mieszkańcy gminy. To z nią współpracowali radni i sołtysi kilku kadencji. Z jej rad i wskazówek czerpały kolejne pokolenia urzędników.
Zmieniali się burmistrzowie, a pani Basia dzielnie trwała na stanowisku sekretarza. - 28 lat to długo, jednak bardzo mile wspominam każdy rok - mówi z sentymentem kolbuszowianka.
Jednak nie od początku swoją przyszłość kobieta planowała związać z administracją i to w rodzinnej miejscowości. Zaraz po liceum pani Barbara postanowiła zdawać do Akademii Rolniczej w Krakowie na ogrodnictwo. Żeby dostać się na wymarzony kierunek, zabrakło jej jednak... dwóch punktów.
- Na szczęście z odwołania zostałam przyjęta na wydział ekonomiki rolnictwa. To było bardzo dobre wyjście - zaznacza nasza rozmówczyni.
Pierwszą pracę pani Basia dostała w Rzeszowie. Od 1980 roku pracowała w WZGS "SCh" w dziale skupu produktów roślinnych.
Po kilku latach, ze względów rodzinnych, kobieta wróciła do rodzinnej Kolbuszowej. Przez miesiąc pracowała w GS "SCh", później przeszła do Referatu Rolnictwa w Urzędzie Miasta i Gminy Kolbuszowa.
- Z gminy wysłali mnie na studia. Wtedy ta uczelnia nazywała się Centrum Kształcenia Pracowników Administracji. To były duże studia, w Warszawie, przy Urzędzie Rady Ministrów - zaznacza nasza rozmówczyni.
W czasie studiów kolbuszowianka dostała się na praktykę do biura prasowego rządu. Rzecznikiem prasowym rządu był wtedy Jerzy Urban. - Co by nie powiedzieć, to była osoba niezwykle błyskotliwa - zaznacza pani Basia.
W biurze prasowym, jak podkreśla, nauczyła się przede wszystkim pisać. Ale nie rozbudowane formy, tylko krótko i zwięźle.
- Pamiętam, polecono mi, żebym opisała jakiś problem. Siedziałam, myślałam, napisałam w końcu trzy strony. Oczywiście, nikt tego nie przeczytał. Oddano mi i polecono skrócić. Tak zrobiłam. Wyszło półtorej strony, ale tego w dalszym ciągu nikt nie przeczytał. To było niezwykle trudne, ale musiałam nauczyć się streszczać duże artykuły w dosłownie kilku zdaniach - podkreśla nasza rozmówczyni. - Myślę, że to krótkie pisanie przydało mi się później, w urzędzie, przy konstruowaniu nowych statutów - dodaje.
Pani Basia była świadkiem historycznych zmian, które się wtedy dokonywały w Polsce. Jako pracownica biura prasowego miała wstęp na liczne konferencje czy spotkania.
- Obserwowaliśmy z kolegami między innymi prace Okrągłego Stołu, a nawet przygotowywaliśmy niektórym materiały do wystąpień. To było dość ciekawe, ponieważ dostawaliśmy informacje na przykład z ambasady amerykańskiej czy radzieckiej. Mogliśmy czytać o różnych ciekawych faktach, o których wtedy się nie mówiło, na przykład, że gdzieś tam był zamach na Gorbaczowa - zaznacza kolbuszowianka.
Po ukończeniu studiów pani Barbara, ze względów osobistych, wróciła do rodzinnej Kolbuszowej. Lata spędzone w Warszawie wiele ją nauczyły.
- Ta szkoła pozwoliła mi widzieć od drugiej strony, na czym polegają metody sprawowania władzy w państwie. Na czym się to opiera, kto ma dużo do powiedzenia i z kim się co uzgadnia. Mogłam podglądać osoby, o których jeszcze dzisiaj się mówi, widziałam pracę doradców rządu, a to było niezwykle interesujące - podkreśla kobieta.
Więcej w aktualnym Korso