Jak to się stało, że Paul W. Jones, ambasador USA w Polsce, znalazł się w Majdanie Królewskim? Jak sam mówi, przyjechał tu na dwa tygodnie, żeby uczyć się języka polskiego i poznać, jak żyją Polacy poza Warszawą, gdzie na co dzień pracuje. - W Waszyngtonie jest fantastyczna nauczycielka języka polskiego Danuta Konefał, która przyjechała do Polski i zaprosiła mnie do swojej rodzinnej miejscowości – wyjaśnia ambasador. Jak przyznaje, bardzo spodobała mu się nie tylko okolica, ale przede wszystkim jej mieszkańcy. - Bardzo mi się tu podoba. Ludzie są sympatyczni i bardzo mili. Polacy ogólnie są sympatyczni, serdeczni i gościnni, szczególnie w tym regionie – dodaje amerykański dyplomata.
Wyjątkowa polska gościnność
By móc lepiej poznać polską kulturę i tradycję, a także codzienne życie „zwykłych Polaków”, ambasadora Stanów Zjednoczonych gościli w swoich domach mieszkańcy Majdanu. - Miałem okazję mieszkać w domach Polaków i to był bardzo owocny czas. Bardzo miły. Słyszałem już wcześniej dużo o polskiej gościnności i teraz rozumiem, co to znaczy. Polacy są naprawdę bardzo, bardzo, bardzo gościnni. Być może są nawet najbardziej gościnnymi ludźmi na świecie – twierdzi nasz rozmówca i jak przyznaje, czuje się tutaj naprawdę wyjątkowo. Czas spędzony w polskim domu to także doskonała okazja do porównań. Zapytaliśmy więc ambasadora, czy dostrzega jakieś różnice pomiędzy polską rodziną a rodziną amerykańską. - Bardzo mało. Oczywiście tutaj na wsi szczególnie widać, że rodziny są ze sobą bardzo blisko, np. Kiedy miałem okazję poznać zwyczaj odwiedzania grobów. W Ameryce często jest tak, że każdy z członków rodziny mieszka w innym mieście, np. w mojej rodzinie córka jest w Kalifornii, siostra w stanie Oregon, a moja mama mieszka w Nowym Jorku. Każdy w innym mieście, nie tak jak tutaj – informuje ambasador.
Więcej w 45 numerze Tygodnika Korso Kolbuszowskie